Skąd się wziął Semi Ojeleye?

Celtics mieli sporo powodów do optymizmu przed meczem numer pięć z Milwaukee Bucks. Wracali przecież do siebie, gdzie wygrali dwa pierwsze spotkania tej serii, a na dodatek po 19 meczach absencji na parkiet miał ponownie wybiec Marcus Smart. Ale coach Brad Stevens uznał, że sam optymizm to nie wszystko i zaraz przed meczem zdecydował się na bardzo odważną zmianę w wyjściowej piątce. Arona Baynesa zastąpił pierwszoroczniakiem, dla którego na dodatek był to pierwszy start w karierze. W przeszłości widzieliśmy już jednak, że Stevens nie boi się zmian, nawet w kluczowych momentach sezonu (Gerald Green jako starter w serii z Chicago Bulls rok temu), wezwany do gry zawodnik spłacił ten kredyt zaufania.

Mowa tutaj oczywiście o Semim Ojeleye, który we wtorek wyszedł w pierwszej piątce po raz pierwszy w karierze i zrobił sporo dobrego dla Celtics. Nie chodzi nawet o same cyferki (pięć punktów, siedem zbiórek), ale o jego solidną postawę na parkiecie. Większość nagłówków skradł po meczu Smart, co jest zrozumiałe, natomiast Ojeleye był takim cichym bohaterem. Nie tylko zresztą zaczął mecz od pierwszej minuty, ale też zagrał ponad pół godziny i był na parkiecie także w czwartej kwarcie, gdy na ławce siedział inny rookie – Jayson Tatum.

Ojeleye przez cały sezon był dla Celtics przede wszystkim wszechstronnym obrońcą i dlatego też Stevens zdecydował się powierzyć mu znacznie większą rolę. Po pierwsze, w ten sposób obrona Celtów może swobodnie zmieniać krycie, nie martwiąc się o to, że Greg Monroe (zero minut w G5) czy Aron Baynes (10 minut) zostaną z kimś, z kim sobie po prostu nie poradzą. Po drugie, Giannis Antetokounmpo miał w tym sezonie tylko trzy mecze, w których oddawał 10 lub mniej rzutów – ten najświeższy miał miejsce właśnie we wtorek w TD Garden.

Wystarczy tylko rzut oka, aby stwierdzić, że Semi Ojeleye to mierząca ponad dwa metry ściana mięśni i muskuł. 23-latek to niezwykle silny zawodnik, który na dodatek bardzo dobrze pracuje nogami i ma dobrą szybkość, co tworzy z niego bardzo twardego defensora. Z tego też powodu Semi trafił w ogóle do Bostonu, gdy Celtics wybrali go z 37. pickiem w ubiegłorocznym drafcie, choć na uniwerku SMU dał się poznać jako efektywny i efektowny strzelec. Teraz, w Bostonie, nikt jednak nie wymaga od niego, aby był w ataku opcją numer jeden czy dwa.

Jak się okazuje, coach Brad Stevens od lat dobrze zna Ojeleye. Chciał go już u siebie, gdy trenował jeszcze na uniwersytecie Butler, a Semi dominował w szkole średniej w Ottawie w stanie Kansas. Świetna postawa i stanowy tytuł osiągnięty bez ani jednej porażki spowodował jednak, że pojawiły się propozycje od znacznie większych programów jak m.in. Duke. Ostatecznie to właśnie na ofertę Blue Devils i grę dla Mike’a Krzyzewskiego zdecydował się Ojeleye, ale tam nie wszystko poszło po jego myśli. Jak zresztą potem sam mówił:

„Moje plany były znacznie inne, wszystko miało pójść znacznie łatwiej, miałem być kimś w Duke. Taki był plan. Ale plany się zmieniają.”

Młody chłopak nie potrafił odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Miał trudności ze skupieniem się, z rozdzieleniem nauki od sportu. Nie potrafił oczyścić swojego umysłu, aby móc po zajęciach ze spokojną głową przyjść na trening i dać z siebie wszystko. Przygotowanie mentalne po prostu leżało, a Semi swoją szansę na karierę w Duke przegrał w głowie. Dla Blue Devils zagrał tylko 143 minuty przed ponad rok, ale wtedy szansę na nowy start postanowili mu dać ludzie z SMU, dobrze zaznajomieni z wyczynami Ojeleye w stanie Kansas.

Semi zmienił więc uczelnię, co wymusiło przymusowy rok przerwy od gry. Ta przerwa potrwała jednak znacznie dłużej – przed startem sezonu, w którego połowie Ojeleye miał wrócić do gry, NCAA nałożyła na SMU karę za naruszenie przepisów rekrutacyjnych, czego efektem było odebranie uniwersytetowi możliwości gry w fazie posezonowej. Na dwa tygodnie przed powrotem do gry, Semi otrzymał więc telefon od swojego dawnego coacha z sugestią, aby ten sezon też odpuścić i zachować sobie możliwość jeszcze jednego roku w NCAA.

Ojeleye tej rady posłuchał i koniec końców od 30 listopada 2014 do 11 listopada 2016 nie zagrał ani minuty na parkietach uniwersyteckich. W tym czasie pracował jednak nad swoją grą i to zaprocentowało na tyle dobrym sezonem, że ten kolejny rok w NCAA nie był już potrzebny. Semi zgłosił się do draftu 2017 i choć z pewnością liczył, że usłyszy swoje imię znacznie wcześniej to jednak z 37. numerem wybrali go Celtics, a zawodnik trafił w końcu pod skrzydła Stevensa. I od samego początku mieli w Bostonie nadzieje, że to będzie solidny wybór.

23-letni skrzydłowy miał zastąpić Jae Crowdera, ale to było za dużo. Pierwszoroczniak miał trudny pierwszy sezon w NBA, choć często robił bardzo dobre wrażenie, przede wszystkim swoją defensywą. I to też ta właśnie defensywa spowodowała, że w kluczowym momencie sezonu otrzymał szansę, a potem tę szansę wykorzystał. To jest zresztą kolejny rozdział jego historii, w której widzimy, jak ważne jest być w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Ale przecież Semi – jako solidny defensor z potencjałem na znakomitego – dobrze o tym wie.