G2: Brown już tu jest! (2-0)

Nie wiem, kto to kurwa jest. W taki sposób na pytanie o Terry’ego Roziera odpowiedział Eric Bledsoe, co wiele w tej serii wyjaśnia. Rozier do spółki z Jaylenem Brownem poprowadzili bowiem Boston Celtics do drugiego zwycięstwa nad Milwaukee Bucks, a jak pokazuje historia, Bostończycy w takiej sytuacji serii nie przegrywają – mają bowiem bilans 35-0 w seriach, w których obejmowali prowadzenie 2-0. We wtorek udało im się obronić własny parkiet, rozgrywając jeden z najlepszych ofensywnie meczów w całym sezonie. Swój nowy rekord kariery w punktach ustanowił Jaylen Brown, który stał się tym samym najmłodszym zawodnikiem w historii klubu, który zdobył co najmniej 30 oczek w meczu fazy play-off.

Celtowie pojadą do Milwaukee z inicjatywą, będąc zdecydowanie lepszym zespołem w meczu numer dwa. Fakt faktem, że Bucks trafiali i to trafiali na naprawdę dobrym procencie, ale to i tak na nic. Giannis znów dominował, Middleton znów trafiał, ale wszystko to na nic, bo ta dwójka nie ma większego wsparcia w kolegach. Celtics za to kolejny już raz robią wszystko w myśl zespołowej koszykówki i oby tylko tak dalej to ta seria nie potrwa wcale długo. Tym bardziej, kiedy Terry Rozier jest o klasę lepszym zawodnikiem niż Drew Eric Bledsoe.

Rozier jeszcze nie stracił piłki w tej serii, choć na parkiecie spędził aż 78 minut. Rozier po dwóch meczach wygląda jak gracz znacznie lepszy niż Bledsoe, który po meczu nie wytrzymał i powiedział dziennikarzowi, że nie wie, kim jest Terry Rozier III. No i to by wiele wyjaśniało, bo może gdyby rozgrywający Bucks wiedział to jego zespół wracałby do Milwaukee w lepszych nastrojach. Rozier zrobił w G2 po prostu swoje, momentami wyglądając nie gorzej niż Kyrie Irving atakujący Giannisa jeden na jednego. 23/8 i Scary Terry jest w głowie playmakera Bucks.

Największe brawa powinien jednak zebrać Jaylen Brown i już nawet nie chodzi o to, że zdobył 30 punktów, ale bardziej o to, jak to zrobił. Gdy bił swój rekord kariery kilka tygodni temu przeciwko Bulls, wszystko było super. Gdy potem robił 21 oczek w pierwszej kwarcie w stolicy, wszystko było świetnie. Ale teraz Jaylen Brown zrobił 30 punktów w drugim meczu pierwszej rundy fazy play-off i można oficjalnie powiedzieć, że jego czas nie nadchodzi, jego czas już nadszedł. I strach pomyśleć, co będzie w kolejnym sezonie. Na razie, cieszmy się tym co jest.

A jest się z czego cieszyć, bo Celtics wygrali drugi mecz pewnie. Giannis znów był na misji, zaczął od 4/4 z gry i na przestrzeni całego meczu trafił chyba 4-5 rzutów z faulem – pojawiły się jednak problemy na linii rzutów wolnych (tylko 4/9) a do tego sędziowie raz odgwizdali mu w końcu zbyt długie wykonywanie próby (maks. 10 sekund). Bucks po raz kolejny popełniali mnóstwo błędów (i to bardzo prostych), a do tego Celtics znów agresywnie atakowali tablicę rywali po swoich niecelnych rzutach, łatwo zdobywając w ten sposób punkty drugiej szansy.

Gdy kibice w drugiej kwarcie doświadczyli kilku pomyłek Celtów, które poskutkowały runem 13-0 w wykonaniu gości, można było pomyśleć, że szykuje nam się powtórka z G1. Nic bardziej mylnego – po tym słabym okresie Bostończycy w mocnym stylu zakończyli pierwszą połowę, by w drugiej dokończyć dzieła zniszczenia. Nie istnieje w tej serii Bledsoe, nie wiadomo, gdzie myślami jest Jabari Parker, a Tony Snell w drugim kolejnym meczu oddał ledwie trzy rzuty. Middleton i Giannis trafili razem 23 z 31 prób, ale Bucks tak czy siak zostali rozbici.

W trzeciej kwarcie bardzo dobre minuty dali Greg Monroe oraz Shane Larkin, dzięki którym Celtowie jeszcze przed ostatnią odsłoną odskoczyli na w miarę bezpieczną odległość, a mecz domknęli na kilka minut przed końcem, kiedy kilka trudnych rzutów trafił Marcus Morris, a po trójce dołożyli jeszcze Al Horford oraz Brown. To była klinka Bostończyków w ofensywie. 120 punktów, 48/90 z gry (ponad 53 procent), 13 trójek, 24 asyst i ledwie pięć strat oraz sześciu graczy w double-figures. Bucks trafili z kolei prawie 60 procent swoich prób, ale co z tego?

Celtics wygrywają w serii 2-0, a Terry Rozier wygrywa 46-21 z Bledsoe po dwóch meczach. Giannis w drugim kolejnym meczu dobił do granicy 30 oczek, a z ławki podnieśli się w końcu m.in. Dellavedova, Muhammad czy Sterling Brown, ale coach Prunty nie ma za bardzo gdzie szukać impulsu do zmiany. Bucks muszą liczyć na to, że Bledsoe dowie się, kim jest Rozier, bo może wtedy zacznie lepiej bronić, ale niezwykle ważna jest też postawa Parkera (we wtorek 0/2 z gry w 10 minut, minus-15 z nim na parkiecie), który na razie jest dla Bucks kotwicą.

Przed meczem były dwie wiadomości – jedna dobra, druga zła. Zacznijmy od dobrej: kilka słów do kolegów powiedział Kyrie Irving, któremu Al Horford podziękował za to w pomeczowym wywiadzie. Irvinga tym razem na ławce jednak nie był. Był za to Marcus Smart, który zdradził dziennikarzom, że jego mama od kilku miesięcy ma raka. Smart chciał zostać z nią, ale ta powiedziała mu, żeby wracał do drużyny i że to jego powrót do gry wywoła uśmiech na jej twarzy. Jeśli tak dalej pójdzie, Marcus zdąży jeszcze wrócić – Celtics są w połowie drogi do drugiej rundy.

Boxscore ze spotkania tutaj, więcej wideo jak zawsze tutaj. A mecz numer trzy w piątek!