Prawie wszyscy zawodnicy podstawowego składu odpoczywali na koniec sezonu regularnego, co wykorzystał jeden z tych, którzy wolnego nie dostali – Aron Baynes zrobił coś, czego nie udało się dokonać nikomu przez ostatnie 50 lat, a Boston Celtics (55-27) pomimo sporych braków dość łatwo rozprawili się z Brooklyn Nets (28-54). Baynes rozegrał swój najlepszy w karierze mecz, zapisując na konto 26 punktów i 14 zbiórek. Na dodatek, zrobił to w zaledwie 20 minut gry, co udało się dopiero drugi raz w historii ligi – po raz pierwszy taka sytuacja miała miejsce w… 1967 roku, kiedy Len Chappell z Detroit zrobił 30/15 w 20 minut właśnie. Celtics nie wbili więc szpileczki w Cavs (pick Nets), lecz zamiast tego w dobrych humorach zaczną fazę posezonową.
Jej start już w niedzielę o bardzo przyjemnej dla polskiego kibica porze – Bruins grają swoje playoffs w sobotę, dlatego też Celtics swój pierwszy mecz w serii z Milwaukee Bucks zagrają kolejnego dnia o 19:00 czasu polskiego. O tej serii zdążymy jeszcze coś napisać, natomiast nie ma dużo do pisania o kończącym sezon regularny starciu z Brooklyn Nets. Wolne dostali w zasadzie wszyscy najważniejsi zawodnicy, w tym także Jayson Tatum oraz Jaylen Brown, a pod ich nieobecność najbardziej błyszczał Aron Baynes, który zagrał chyba mecz życia.
Skakał po głowach rywali, dobijał niecelne rzuty kolegów i Nets nawet nie próbowali się przeciwstawić. Już w pierwszej kwarcie Australijczyk miał na koncie 14 punktów, by kilka minut później najpierw pobić rekord kariery pod względem oddanych rzutów w jednym meczu, a następnie w trakcie trzeciej odsłony ustanowić rekord kariery w punktach na 26 oczkach. Ostatnim centrem bostońskiej drużyny, który zrobił 25 lub więcej punktów oraz 14 lub więcej zbiórek jest… Kevin Garnett w grudniu 2008 roku. To się nazywa zakończyć sezon.
Celtics tymczasem łatwo radzili sobie z Nets, wychodząc nawet na 20 punktów przewagi i gdyby tylko Brad Stevens miał gdzie sięgnąć głębiej to by to zrobił, ale przeciwnika już ogrywali głębocy przecież zmiennicy. Najwięcej punktów w karierze zapisał na konto Guerschon Yabusele, który z powodu problemów z kolanem miał opuścić końcówkę sezonu, ale ostatecznie załapał się na wielki odpoczynek kolegów i wyszedł w pierwszej piątce, rozgrywając całkiem solidne zawody. Shane Larkin poflirtował z kolei z triple-double i trafił w końcu jakieś rzuty.
Całkiem dobre wrażenie zrobił również Jonathan Gibson, którego jednak – podobnie jak Jabariego Birda oraz Kadeema Allena – w fazie play-off nie zobaczymy. Gibson znakomicie wykorzystał swoją szansę i zaliczył dobre występy w barwach Celtics w trakcie swojej 10-dniowej umowy. Pokazał się przede wszystkim jako fajny strzelec, który byłby w stanie wnieść fajny zastrzyk energii z ławki. W środę zdobył 18 oczek, z czego 11 w czwartej kwarcie, kiedy to właśnie po jego akcjach Celtowie mogli już na dobre odłożyć to spotkanie do zamrażarki.
Celtowie zakończyli mecz wynikiem 110-97, zbierając przy okazji season-high 62 piłki, z czego aż 20 w ataku. Najwięcej miał ich Baynes, bo z 14 zebranych piłek aż dziewięć było po stronie rywala. Shane Larkin miał aż dziesięć zbiórek! Co ciekawe, dzięki dobrej postawie Celtów udało się na koniec sezonu regularnego utrzymać pierwszą pozycję w lidze, jeśli chodzi o efektywność defensywy – Celtics stracili na chwilę pozycję numer jeden na rzecz Utah Jazz, ale po ostatnich meczach ją odzyskali. Trudno uwierzyć, że to już koniec sezonu regularnego.
Teraz czas na prawdziwą zabawę. Teraz czas na playoffs!