Wykalkulowana porażka w stolicy

Zachowawczy styl gry, szczególnie w drugiej połowie, jasno pokazuje, że Boston Celtics oszczędzają siły na zbliżające się PlayOffs, ale z tyłu głowy mają też swój plan. Podopieczni Brada Stevensa wyraźnie przegrali w Waszyngtonie i podali Wizards rękę w walce o siódme miejsce w Eastern Conference, a wszystko po to, aby spróbować uniknąć w pierwszej rundzie Miami Heat lub Milwaukee Bucks i spotkać się w niej właśnie ze stołecznymi. Wszystko rozstrzygnie się już dzisiejszej nocy. W każdym razie Celtowie nie zamierzali odsłaniać zbyt dużo przed ewentualnym rywalem w serii, no może poza Jaylenem Brownem, który w 1Q był nie do zatrzymania i sieknął na przywitanie 21 punktów.

BOXSCORE

Nie ma co ukrywać – na ostatniej prostej Regular Season, mając komfortową sytuację, można kalkulować. Celtowie korzystają z tego przywileju, bo wyraźnie nie chcą rozpocząć PlayOffs od starcia z nieprzewidywalnymi i zadziornymi Heat. Oczywiście, to Celtics pozostaną ewentualnym faworytem w takiej serii, ale trzeba pamiętać ile problemów sprawiła nam w tym sezonie ekipa z Florydy, która choćby zatrzymała nasz zwycięski marsz z przełomu października i listopada.

W Waszyngtonie kapitalnie w mecz wszedł Brwon, który aż pięciokrotnie trafił zza łuku, co pozwoliło mu wyśrubować career-high w ilości punktów rzuconych w jednej kwarcie. Później do tych świetnych 21 oczek dodał tylko sześć, ale też było widać, że nie jest już tak chętny do angażowania się w ofensywę, szczególnie w trzeciej kwarcie, kiedy w ciągu ośmiu minut gry oddał zaledwie jeden rzut.

Przez całą pierwszą część Celtowie byli beneficjentami tego znakomitego początku Jaylena i niemal non stop utrzymywali kilkupunktowe prowadzenie. W pierwszej kwarcie dobrze wyglądaliśmy w defensywie – Aron Baynes świetnie gasił Marcina Gortata, Terry Rozier ambitnie biegał za Johnem Wallem, a duet JayJay czterokrotnie zabrał piłkę rywalom. Sam Stevens był zadowolony z obronnej postawy swoich zawodników, o czym mówił podczas krótkiego wywiad po 1Q.

Jednak już w drugiej kwarcie można było zauważyć, że zaczynamy odpuszczać – Wall miał coraz więcej miejsca na atakowanie obręczy i rozrzucanie piłek do dobrze wychodzących partnerów, a nasi wysocy nie byli już tak twardymi rim-protectorami i oddawaliśmy pole w pomalowanym.

W dodatku w trzeciej kwarcie kompletnie stanęliśmy w ataku i w ciągu dwunastu minut byliśmy 4/21 FG, zaczynając ten fragment od czterech minut punktowej posuchy. Graliśmy statycznie, ruch piłki był powolny, a gospodarze co chwila byli w stanie wychodzić z szybkim atakiem. W efekcie tylko 18 punktów, z czego połowa zanotowana z celnych rzutów wolnych. Wizards odskoczyli na kilka punktów i jak się później okazało tylko powiększali swoją przewagę. Ta w kulminacyjnym momencie wyniosła +17, kiedy Kelly Oubre Jr. błysnął serią trzech trójek z rzędu.

Można się przyczepić do tego, że w ekipie Celtów zabrakło zawodnika, który brałby ciężar gry na siebie i seryjnie dostarczał punkty, kiedy drużyna miała wyraźny zastój. Brown miał swoje show w 1Q, ale później tylko tlił się ten rozpalony przez niego ogień. Rozier miał fajny fragment w 2Q, kiedy Wizards na chwilę wyszli na prowadzenie, ale to było zaledwie kilkadziesiąt sekund. Długo w ten mecz wchodził i właściwie do końca nie przyjął do niego zaproszenia Jayson Tatum. Nasz rookie pierwszy celny rzut oddał na dwie minuty przed końcem 2Q, kiedy czyściutko wymierzył trójkę. Chwilę później zrobił akcję meczu, kiedy dał pokaz swojej koszykarskiej elegancji – one hand dunk kończący podanie nad obręcz Roziera. Poezja, której w recapie nie mogło zabraknąć.

Jakby po cichu, skrupulatnie i bez większego afiszowania się, double-double miał Al Horford (10pts, 14reb z czego aż pięć na desce rywali). Ale ta niezła linijka na pewno nie sprawia, że to był dobry mecz dla Dominikańczyka. Tylko 3/10 z gry i trzy asysty, no i ten mozolny, a momentami chaotyczny sposób manewrowania. Oby to tylko zasłona dymna przed PlayOffs, bo Horforda potrzebujemy w All-Starowym trybie, jeśli chcemy w najbliższych tygodniach choć zbliżyć się do naszych niewypowiadanych i niepoprawnych w tym sezonie marzeń. Ponownie pochwały za przegląd pola może zebrać Greg Monroe, który w 2Q fajnie obsłużył Marcusa Morrisa (wyraźnie przegrał korespondencyjny pojedynek z bratem i to w Dniu Bliźniaków) podaniem z kozła, a chwilę później agresywnym inside pass wypatrzył pod koszem Semiego Ojeleye.

Tym razem Stevens dał tylko trzy ostatnie minuty głębokiej rotacji, ale każdy z naszych świeżaków je wykorzystał. Abdel Nader miał dobre wejście na kosz, Jabari Bird trafił trójkę, Kadeem Allen zakręcił Wallem, a Jonathan Gibson znów pokazał, że dobrze czuje się na dystansie. Chłopaki są w gotowości!

Dziś kończymy półroczny maraton w Regular Season spotkaniem z Nets. Ale to co dla nas najważniejsze będzie rozgrywać się Miami, Orlando i Filadelfii. Wyniki spotkań w tych miastach wyłonią naszego rywala w pierwszej rundzie. Osobiście liczę na Wizards lub Bucks, bo pierwsi są na etapie naoliwiania zaciętej maszyny, a drudzy wydają się być przewidywali i schematyczni. Heat wolę zostawić dla kogoś innego.

Więcej materiałów ze spotkania przeciwko Wizards znajdziecie tutaj.