Kontuzja Irvinga – co dalej?

Spodziewaliśmy się, że Kyrie Irving może już w tym sezonie nie zagrać, ale nikt chyba nie przypuszczał, że jego sezon skończy się drugą już operacją kolana, która wymusi 4-5 miesięcy rehabilitacji. Boston Celtics będą więc musieli radzić sobie w fazie posezonowej bez swojego lidera, a tegoroczne rozgrywki zostają spięte niejako w klamrę przez kontuzje dwóch bostońskich all-starów urodzonych tego samego dnia. Ten sezon zaczął się źle, bo od kontuzji Gordona Haywarda, pomimo której Celtowie pokazali, jak wielki charakter w nich drzemie. I ten sezon kończy się źle, bo operacją Kyrie’ego Irvinga – miejmy tylko nadzieję, że Celtics jeszcze nieraz nas w tym sezonie zaskoczą, pokazując ten charakter także w fazie playoffs.

Kontuzja najlepszego zawodnika drużyny Brada Stevensa każe jednak zastanawiać się, co dalej. Wiele osób ten sezon spisało na straty już po pięciu minutach od startu, kiedy Gordon Hayward przeżył najgorsze chwile w życiu. Inni zrobili to dopiero po wieściach na temat Irvinga. Ale co by nie mówić o koszykarskich bogach, ten sezon wcale nie był i nie może zostać spisany na straty. Jednocześnie, należy pamiętać o tym, że powiedzenie „zawsze jest następny sezon” bywa zdradliwe, o czym sami dobrze wiemy jako fani Celtics – w miejscu na pewno stać nie można.

Na ten moment (i w zasadzie od jakiegoś czasu) priorytetem dla Celtów jest sezon 2018/19, natomiast do czasu rozpoczęcia nowego sezonu wiele się może jeszcze zmienić, włącznie z wyglądem bostońskiego składu. Nie wszyscy zawodnicy są pod umowami na kolejne rozgrywki, tak więc czeka nas trochę decyzji, manewrowania i ruchów kadrowych. Trzon drużyny napawa jednak optymizmem – Kyrie i Hayward mają sporo czasu na dojście do siebie, Al Horford co prawda młodszy nie będzie, ale to nadal jest jego prime, a Jaylen Brown i Jayson Tatum…

…ta dwójka najbardziej skorzystała (i wciąż jeszcze korzysta) z całej tej plagi kontuzji, jakiej Danny Ainge nie pamięta. Brown zrobił ogromne postępy i sezon 2018/19 będzie jego trzecim w lidze, a to z reguły właśnie ten trzeci rok jest tym, w którym robi się przeskok do poziomu gwiazdy. Tatum z kolei pokazał już w pierwszym sezonie, kim może w tej lidze być i jak wielki potencjał. Nie zapominajmy, że jeszcze przed tym wszystkim Brad wstawił go do pierwszej piątki na mecz otwarcia. 20-latek ma wszystko, by zostać wielką gwiazdą NBA.

W tym wszystkim, w tych nadziejach Celtics na zdobycie mistrzostwa, najważniejsze zdaje się być jednak zdrowie Irvinga. Teraz to jego prime wyznacza okres mistrzowskiego okna dla Celtów (zanim nie zaczną robić tego Brown oraz Tatum, jeśli w ogóle zaczną to robić), dlatego też nic dziwnego, że informacje o kolejnej operacji i o tak długim okresie rehabilitacji nie wywołują uśmiechów na twarzach bostońskich kibiców, lecz raczej powodują zmarszczenie czoła. Celtics od samego początku utrzymują jednak, że z kolanem Irvinga wszystko jest już w porządku.

A co tak właściwie wiemy?

  • Miały być trzy, maksymalnie sześć tygodni po „minimalnie inwazyjnym” (jak to określił klub) zabiegu, a jest druga operacja i nie tygodnie, lecz miesiące przerwy. Z czego wynika konieczność zrobienia tej operacji? Zabieg sprzed kilku tygodni polegał na usunięciu drutu, który został włożony do kolana Irvinga podczas operacji po finałach z 2015 roku, kiedy to Kyrie zerwał rzepkę. Zostawiono natomiast dwie śruby, gdyż to nie one były powodem bólu, a ich wyjęcie powodowałoby znacznie dłuższą przerwę.
  • Celtics byli więc optymistami, sądząc że Irving być może będzie w stanie wrócić gdzieś w trakcie playoffs, tym bardziej że według Adriana Wojnarowskiego, zawodnik miał odczuć niesamowitą ulgę po tej pierwszej operacji. Wszystko popsuła jednak infekcja, jaką wykryto w późniejszych badaniach. Znalezienie bakterii wymagało natychmiastowej reakcji i wymusiło pozbycie się również śrub, dlatego też koniec końców Irvinga w playoffs w ogóle nie zobaczymy.
  • Ale jeśli chodzi o długoterminowe prognozy, Celtics spodziewają się, że Kyrie wróci nawet lepszy. Z kolanem wszystko zdaje się być w porządku, a przeszłość pokazuje, że da się wrócić do wielkiego grania po przejściach. Tym bardziej imponujący jest więc ten sezon w wykonaniu Irvinga, który notował średnio 25/5 i niewiele zabrakło, by zameldował się w klubie 50/40/90. Także sam zawodnik zdaje się być pewny, że to dopiero początek, pisząc na instagramie, że ten sezon był tylko „przedsmakiem” tego, co nadejdzie.

Sprawa jest więc jasna: Celtics liczą na to, że do sezonu 2018/19 przystąpią z dwójką w pełni zdrowych all-starów. Al Horford w czerwcu skończy 32 lata i w tym sezonie miewał wzloty i upadki, ale to przecież też all-star. O rok starsi (w sensie lat w NBA) będą też Tatum oraz Brown, jak również Terry Rozier. Do zdrowia powinien zdążyć powrócić Daniel Theis, a będzie też jeszcze Marcus Morris i kto wie, być może także Marcus Smart oraz inni jak Aron Baynes lub Greg Monroe (cała trójka wejdzie latem na rynek wolnych agentów).

Ale już sam trzon, czyli zdrowi Hayward oraz Irving (a nie ma powodów by sądzić, że nie będą zdrowi), jak również Horford i dwójka naszych wielce utalentowanych młodych zawodników to znakomita pozycja wyjściowa dla Celtics. Już nawet nie bacząc na to, co zadzieje się latem, kiedy to Bostończycy będą mieli kilka decyzji do podjęcia, a Danny Ainge będzie mógł wykorzystać jeszcze kilka assetów jak chociażby te zbierane przez lata wybory w drafcie, których trochę jeszcze zostało. Ba, Celtowie będą wybierać ze swoim własnym pickiem w czerwcu.

Zanim jednak to nastąpi, Celtics postarają się wyjść z pierwszej rundy, co nie będzie łatwym zadaniem. Jest to jednak kolejna okazja dla tych młodych, aby się pokazać – dodatkowo, w 22 jak do tej pory rozegranych w tym sezonie meczach bez Irvinga, bostońska drużyna legitymuje się całkiem niezłym, bardzo dobrym nawet bilansem 15 zwycięstw oraz siedmiu porażek. Nie skreślajmy więc Celtów, jeszcze nie, tym bardziej kiedy oni tak często w trwających rozgrywkach pokazali nam, aby tego nie robić – nawet jeśli wszyscy wiemy, że playoffs to inna bajka.