Wbrew przedmeczowym zapowiedziom tankująca ekipa Antanta Hawks nie przyjechała do TD Garden po kolejną porażkę. Jastrzębiom chciało się walczyć, a i ich szkoleniowiec Mike Budenholzer wyraźnie miał chrapkę na wywiezienie z Ogródka zwycięstwa, kiedy Brad Stevens postanowił dać odpocząć starterom. Grający drugim unitem w czwartej kwarcie Celtowie stracili trzynastopunktową przewagę i ostatecznie przegrali 106:112. Ale to porażka bez konsekwencji, w meczu właściwie o pietruszkę, bo wszyscy czekamy już na start PlayOffs. Trzeba jednak przyznać, że i z tej niespodziewanej porażki płyną pozytywy, które dodają tej poszarpanej przez kontuzje drużynie optymizmu przed nadchodzącą serią w pierwszej rundzie.
Zaczęliśmy od naprawdę bardzo solidnej defensywy i mocno oszołomieni goście nie byli w stanie stworzyć w ataku nic konstruktywnego, będąc po pierwszych pięciu minutach 2/11 z gry i tracąc do Celtów dwanaście punktów. Wydawało się, że wszystko idzie więc zgodnie z przyjętymi założeniami, ale im dalej w mecz, tym przedmeczowy scenariusz trzeba było poddać weryfikacji, głównie z uwagi na własne lenistwo.
Prawda jest taka, że Celtics przy nieco większym zaangażowaniu w obronie mogli ten pojedynek spokojnie rozstrzygnąć na swoją korzyść i to kawał czasu przed końcową syreną. Brakowało nam przede wszystkim większej agresywności i momentami ogromnymi dziurami w ustawieniu pozwalaliśmy przyjezdnym na juniorsko łatwe wjazdy pod kosz. Ponadto, Mike Gorman słusznie zwracał uwagę na zbyt statyczną pomoc po switchu, przez co oddawaliśmy przyjezdnym zbyt dużo miejsca.
Mimo wszystko do 46 minuty spotkania byliśmy na prowadzeniu, bo chyba plan na ten mecz był taki, żeby wygrać go mocą ofensywy, przy okazji „rozkręcając” niektórych zawodników przed PlayOffs. I dopiero dwie minuty przed końcem spotkania okazało się, że taka strategia nie była do końca sprawdzona.
W pierwszej połowie nasz atak był świetny – przyjemny dla oka i skuteczny. Skuteczność na poziomie 54% i aż osiemnaście asyst przy 23 celnych trafieniach z gry. Potrafiliśmy efektownie rozpracowywać defensywę Jastrzębi, wypracowując po szybkim ball-movement m.in. czyściutkie trójki dla Ala Horforda i Semiego Ojeleye, a także fajnie dostarczaliśmy piłkę pod obręcz. Do tego mieliśmy miażdżącą przewagę w walce na tablicach, którą wygraliśmy 25:14.
Od początku świetnie wyglądał Jayson Tatum, który imponował szybkością i szerokim repertuarem rzutowym. Nasz rookie świetnie czytał grę i zanotował cztery przechwyty. No i był autorem akcji meczu, kiedy najpierw przeciął podanie rywala, a następnie kapitalną koordynacją i czuciem przestrzeni ograł w kontrze Isaiaha Taylor oraz Tylera Dorsey’a, pieczętując wszystko soczystym dunkiem. Dość wcześnie złapał pięć przewinień i gdyby było to spotkanie o stawkę, to na pewno przy takiej formie Jaysona, miałoby to wpływ na zespół w decydujących momentach. Finalnie w niespełna pół godziny miał najlepsze w zespole 19pts (8/12 FG), 4 reb, 2 ast i wspomniane już 4 stl.
Jeszcze lepsze statystyki w krótszym czasie, bo w niecałe 27 minut wykręcił Terry Rozier, który był bliski drugiego w karierze triple-double – 10/8/9. Gdyby Stevens zdecydował się grać do końca starterami, to pewnie T-Roz cel by osiągnął. W każdym razie taki występ Roziera bardzo cieszy, bo ostatnio pozostawał nieco w cieniu i miał moment, w którym wydawało się, że ta jego dyspozycja przez problemy z kostką łapie tendencję zniżkową. Wielka trójka z rogu w 3Q jest potwierdzeniem, że chłopak trafi nam w post-season kilka ważnych rzutów.
Po trzeciej kwarcie starterzy usiedli na ławce, a dopiąć wygraną mieli zmiennicy. I zaczęli od mocnego uderzenia, bowiem po akcjach Grega Monroe’a i Jabariego Birda wyszli na komfortowe +13, które stanowiły najwyższe nasze prowadzenie na przestrzeni całego pojedynku. Ale wtedy zaczęły się problemy w postaci Taureana Prince’a, który skompletował 33 punkty i błyskawicznie zniwelował przewagę Celtów. W dodatku zaczęliśmy mieć widoczne problemy w ataku – Shane Larkin mimo wcześniejszych siedmiu asyst, miał kilka niedokładnych podań, Abdel Nader wszedł na parkiet wyraźnie zamrożony i nieskoordynowany, a cały zespół w ostatnich pięciu minutach trafił ledwie dwa razy z gry. Hawks wykorzystali tę niemoc Celtów – Budenholzer grał znanymi wcześniej i świeżo mianowanymi starterami, Dewayne Dedmon trafił trójkę z narożnika, a chwilę później wykończył akcję pod koszem, a wszystko poprawił John Collins dziecinnie łatwym wjazdem na kosz.
Porażka z Atlantą, która jest najsłabszą drużyną grającą na wyjazdach, a w dodatku skompletowana jest ostatnio z graczy o nieznanych nazwiskach, na papierze na pewno kłuje w oczy, ale mam wrażenie, że nie powinniśmy jej odbierać na poważnie – próby kreowania teorii o spadku formy Celtics i naszych niewielkich szansach już w pierwszej rundzie są dość powszechne. Nie ma co ulegać emocjom, bo w starciu z Hawks, podobnie jak z Bulls chodziło raczej o to, żeby ten zespół znalazł jeszcze jakieś kluczyki do ulepszeń.
W efekcie mamy 33 asysty zespołu i świetny mecz Ojeleye, który miał 13 punktów, będąc bezbłędnym zza łuku (3/3). Do tego wrócił do bardzo dobrej defensywy, miał sześć zbiórek, a w 4Q również wymuszenie faulu ofensywnego rywala. Ale najważniejsze jest to, że nabrał odwagi do angażowania się w atak, tak jak miał w zwyczaju podczas Summer League. Siedem rzutów, próby atakowania obręczy – to jest coś, co może się nam bardzo przydać w post-season.
Podobnie jak Bird, który przez cały sezon nie zniechęcił się granymi „ogonami” i teraz ta cierpliwość procentuje. W jego grze widać podekscytowanie, zaangażowanie i chęć bycia rzeczywistą częścią tego zespołu – a tego nigdy nie widziałem u Nadera czy Kaadema Allena. W 21 min dziewięć punktów, 4/5 z gry, w tym mocny dunk i trojka z boku, a wszystko uzupełnione sześcioma zbiórkami i dwoma asystami.
Horford, Jaylen Brown i Monroe zgodnie przekroczyli granicę 10 punktów i każdy z nich wyglądał dobrze. Słabiej z kolei wydał Aron Baynes, który był tylko 1/7 z gry, a dużo do zarzucenia można mieć do Larkina, który choć wywiązywał się z obowiązków rozgrywającego, to jednak nie mógł się wstrzelić (2/9 FG).
Więcej materiałów ze spotkania przeciwko Hawks znajdziecie tutaj.