Niemożliwa wygrana z Thunder

Boston Celtics przyzwyczaili nas do tego, że robią w tym sezonie rzeczy mogłoby się wydawać niemożliwe. We wtorek zrobili to ponownie, bo jako pierwsza w trwających rozgrywkach drużyna wygrali spotkanie, w którym w ostatnich 20 sekundach przegrywali pięcioma lub więcej punktami. Thunder jeszcze na 17 sekund przed końcem mieli taką właśnie przewagę, lecz nieustępliwi Celtics zdołali te straty odrobić. Jest to efekt bardzo szczęśliwego splotu wydarzeń – Westbrook oraz Melo spudłowali trzy z czterech rzutów wolnych, a wielkie trójki trafili najpierw Terry Rozier, no i potem Marcus Morris, który swoim celnym trafieniem na niecałe dwie sekundy przed ostatnią syreną doprowadził kibiców w Ogródku do wrzenia.

To zwycięstwo ma wielu ojców, bo to nie tylko wielki rzut Morrisa czy nieco mniejszy, ale też wielki rzut Roziera kilkanaście sekund wcześniej. Celtics byli bez Smarta, Irvinga i Browna, a mimo to wygrali drugi w tym sezonie mecz z OKC, nawet jeśli w teorii nie mieli większych szans. No bo nie mieli, biorąc pod uwagę, że w żadnym z poprzednich 884 przypadków drużynie nie udało się odrobić takiej straty w tak krótkim czasie. Warto jednak dodać, że Boston niemożliwego dokonywał już wiele razy, by przypomnieć cuda z Rockets czy Pacers.

No i tak, trzeba więc pochwalić choćby Shane’a Larkina. Tak, ten Shane Larkin, który przed sezonem był jak „meh”, okazuje się być wielkim luksusem dla Celtics jako ten trzeci, czwarty rozgrywający. Larkin dołożył już mnóstwo do tych prawie 50 już zwycięstw Celtów w tym sezonie, a we wtorek tylko potwierdził, dlaczego jest dla niego miejsce w NBA. 13 punktów, 5/9 z gry i dwa trafienia zza łuku, w tym jedno niezwykle szczęśliwe, na koniec trzeciej kwarty. To dzięki tej trójce odżył Ogródek, a Celtics zakończyli trzecią odsłonę zrywem 7-0. Larkin był plus-17 w 25 minut gry.

Trzeba też wysłać kilka miłych słów w stronę Grega Monroe, który po tych początkowych problemach (przypomnijmy, tam było nawet zdrowe DNP) jest w ostatnich meczach pewnym punktem rotacji. To fakt, nadal ma kłopoty w obronie, natomiast bardzo mocno stara się to nadrabiać w ataku, będąc dawno w Bostonie niewidzianym podkoszowym, który tak dobrze i tak sprytnie wykorzystywałby swoją siłę, wzrost i umiejętności pod koszem rywala. 17 punktów, 6/12 z gry, ale też 5/5 z linii rzutów wolnych oraz trzy asysty i cztery zbiórki w ataku.

Oczywiście, ogromne słowa uznania dla Marcusa Morrisa, bo ten Marcus Morris, który według wielu miał być czarną dziurą dla Celtics, robi rzeczy bardzo pożyteczne. I ten game-winner to jest tylko wisienka na torcie, bo chyba nikt się nie spodziewał, że Mook będzie tak fajnym uzupełnieniem drużyny w ataku. 21 punktów z 13 rzutów i to jest często branie na siebie odpowiedzialności za zdobywanie punktów, co całkiem nieźle Morrisowi wychodzi. Potwierdziło się też – im trudniejszy rzut, tym większa szansa, że trafi, tak jak w samej końcówce.

Nie możemy również zapomnieć o młodym rozgrywającym, któremu najczęściej zarzucano brak równej formy, a on właśnie zanotował swój 20 z rzędu mecz w double-figures. Terry Rozier wyrósł w tym sezonie na naprawdę ważny punkt bostońskiego składu i kogoś, komu naprawdę można zaufać. Jasne, wciąż ma problemy ze skutecznością, ale kiedy trzeba to trafia, tak jak w crunchtime wtorkowego spotkania. Koniec końców 24-letni guard zapisał na konto 14 oczek, sześć zbiórek i sześć asyst oraz dwa przechwyty, robiąc sporo dobrego w drugiej kwarcie.

Ale przy tym wszystkim, najwięcej pochwał powinien zebrać Jayson Tatum. Młodziutki, ledwie 20-letni zawodnik spisuje się po przerwie na All-Star Game naprawdę dobrze, a we wtorek (który to już raz?) znów zagrał jak prawdziwy weteran. Jak gwiazda, po prostu. Dwa kolejne wielkie wsady, kilka kolejnych wow-zagrań. 23/11/4 z 12 ledwie rzutów i zespół będący aż plus-23 z nim na parkiecie w 35 minut gry. Bardzo mądra, wyważona, skuteczna gra młodego bostońskiego zawodnika. Ogromne, naprawdę ogromne brawa dla niego za to spotkanie.

I ogromne brawa dla Celtów, po raz kolejny. Za walkę, za to, że do samego końca nie odpuszczają. W tak osłabionym składzie, wygrać taki mecz z mocnym przecież rywalem, który do Bostonu przyjechał z serią sześciu kolejnych zwycięstw? Celtics wygrali tym samym oba mecze z Thunder w tym sezonie, choć w obu musieli odrabiać poważne straty. Czy jest na co psioczyć? Al Horford cały czas z problemami, ale bo pięć oczek z dziewięciu rzutów to nie jest dobra rzecz, ale Big Al miał też siedem asyst i dwa bloki. Semi Ojeyele był 0/6 z gry.

Celtics tym zwycięstwem umocnili się na drugim miejscu w konferencji, ale do pierwszych Raptors tracą już pięć spotkań. Nad resztą stawki mają jednak podobną przewagę, dzięki czemu mogą raczej na spokojnie podejść do pozostałych 12 meczów. Być może jeszcze w tym tygodniu do gry wróci Jaylen Brown, który przed meczem oddawał rzuty, a potem zasiadł na ławce rezerwowych w towarzystwie Marcusa Smarta oraz Kyrie Irvinga. Ten ostatni poszuka drugiej opinii, możliwa jest operacja, choć jest nadzieja, że odpoczynek będzie wystarczający.