Łatwa wygrana w Orlando

Boston Celtics (47-22) bez większych problemów poradzili sobie w Orlando, wciąż w mocno osłabionym składzie wygrywając z ekipą Magic (21-49) po bardzo jednostronnym spotkaniu. Najwięcej punktów dla bostońskiej drużyny zdobyli Terry Rozier oraz Greg Monroe (obaj zapisali na konto 17 oczek), a całkiem udany powrót po dwóch meczach absencji zaliczył podkoszowy Al Horford, zdobywca 15 punktów. Celtowie przerwali więc serię dwóch porażek i jest to jedna z (w końcu) wielu dobrych wiadomości. Marcus Smart jest już bowiem po operacji i ma spore szanse na powrót w trakcie playoffs. Kyrie Irving ma się coraz lepiej, a badania nie wykazały żadnych problemów z kolanem. Coraz bliżej powrotu jest także Jaylen Brown.

To nie był „ładny” mecz, bo obie drużyny zaczęły od spudłowania 19 z pierwszych 24 rzutów, natomiast Celtics jako zespół ze znacznie większą ilością talentu – sporo dał oczywiście powrót do gry Horforda, który też miał co prawda problemy z trafianiem, ale tylko w pierwszej połowie był team-high plus-19 na parkiecie – szybko wyszli na kilkanaście punktów przewagi, grając bardzo dobre zawody w defensywie. Zaraz po przerwie Bostończycy prowadzili 60-36 i już wtedy mieli w zasadzie pewne zwycięstwo, będąc po prostu lepszym zespołem.

Potwierdzili to zresztą w trzeciej kwarcie, kiedy to show dał Greg Monroe, raz za razem punktując podkoszowych Magic w grze tyłem do kosza. Moose tylko w tej trzeciej odsłonie zdobył 10 ze swoich 17 oczek, a do tego dołożył jeszcze całkiem solidną postawę w obronie, dodając do swojego dorobku także trzy przechwyty oraz blok. Wszystko to w ledwie 21 minut gry, natomiast fakt faktem, że Monroe miał najgorszy w zespole wskaźnik „+/-„, bo z nim na parkiecie Celtics byli o 12 punktów gorsi od rywala. Dla porównania, z Horfordem byli o 22 punkty lepsi.

Jest to też efekt czwartej kwarty, kiedy to Magic wykorzystali rozluźnienie Celtics i w pewnym momencie zbliżyli się nawet na siedem oczek, ale Bostończycy na pewno w żadnym momencie nie poczuli realnego zagrożenia ze strony rywala. Ostatecznie gospodarzom udało się nawet zmniejszyć straty do mniej niż dziesięciu punktów, kończąc rywalizację z wynikiem 92-83 dla gości. Kolejny raz pod nieobecność Irvinga dobre zawody rozegrał Rozier, który do 17 punktów dodał również siedem zebranych piłek oraz pięć rozdanych asyst.

Terry może się naprawdę podobać, bo to już nie tylko fajny scoring i pewność siebie, jeśli chodzi o trójkę czy mid-range, ale też coraz częściej bardzo dobre kreowanie pozycji dla kolegów. Pięć asyst nie wzięło się znikąd, bo to były naprawdę dobre podania – czy to po wejściu pod kosz, czy to po zebranej z drugiego piętra piłce w ataku i oddaniu jej na obwód. Bardzo ciekawe, co zamierzają zrobić Celtics, bo Rozier będzie mógł przed rozpoczęciem przyszłego sezonu podpisać przedłużenie kontraktu i jeśli dalej będzie tak grał to kto wie, czy Ainge na to nie pójdzie.

15 oczek z 18 aż rzutów dla Horforda, ale on swoją obecność zaznaczył także na wiele innych sposobów. Świetny w obronie, po prostu solidny w ataku, gdzie kilka razy nie dał żadnych szans Isaacowi. Zabrakło lepszej skuteczności, ale jak na dłoni widać, ile znaczy Horford dla tego zespołu. Dwucyfrową ilość punktów dopisali jeszcze także Abdel Nader (11 oczek) i Shane Larkin (10), natomiast mocno przeciętnie spisał się Jayson Tatum, który w pół godziny zrobił tylko osiem punktów i miał aż pięć strat, a w takim starciu powinien był chyba spisać się lepiej.

Wszystko wskazuje na to, że w najbliższych dniach do gry wróci Kyrie, a w przyszłym tygodniu być może z powrotem zobaczymy na parkiecie Jaylena Browna. Irving jest z zespołem, był na ławce w garniturze i jest szansa (mała, ale jest), że wystąpi w niedzielnym spotkaniu w Nowym Orleanie, gdzie Celtics spróbują pokonać świetnie ostatnio grających Pelicans prowadzonych przez Anthony’ego Davisa. Do końca sezonu pozostało 13 spotkań. Boxscore ze starcia z Magic znajdziecie tutaj, a więcej materiałów wideo jak zwykle znajduje się tutaj.