Poniedziałek nie był dobrym dniem dla fanów Boston Celtics. Najpierw okazało się, że swój sezon najpewniej zakończył już Daniel Theis, a niedługo później pojawiły się nowe informacje na temat urazu kciuka Marcusa Smarta, który może potrzebować operacji. Dodatkowo, na ból w kolanie narzekał Kyrie Irving, przez co rozgrywający najprawdopodobniej odpocznie od koszykówki w najbliższym czasie. Dodajmy do tego jeszcze chorobę Ala Horforda oraz ten nieszczęsny (choć koniec końców jakby szczęśliwy) upadek Jaylena Browna, a okaże się, że na miesiąc przed startem fazy play-off mamy w Bostonie prawdziwy szpital. W obecnej sytuacji najważniejsze jest więc chyba to, aby przed startem playoffs być w miarę zdrowym.
„W miarę zdrowym” to już teraz trudne zadanie, bo przecież Gordon Hayward raczej nie wróci w najbliższym czasie, a Daniel Theis chyba na pewno przejdzie operację, która wykluczy go z gry na 4-6 miesięcy. Na ten moment wciąż nie wiadomo, co dalej ze Smartem, bo guard szuka na razie drugiej opinii i jest w Nowym Jorku, by zadecydować, czy zerwane ścięgno wymaga zabiegu. Dodatkowo, ten koszmarny upadek Browna spowodował, że skrzydłowy wypadnie z gry na co najmniej tydzień i miejmy nadzieję, że rzeczywiście na tym się skończy.
Nic więc dziwnego, że coach Brad Stevens wprost stwierdził, że nigdy jeszcze nie widział takiego sezonu. Biorąc pod uwagę topowych bostońskich zawodników, oto ile już meczów opuścili poszczególni gracze:
- Hayward – 66 (i ta liczba wciąż rośnie…)
- Morris – 24
- Smart – 13 (i ta liczba najpewniej będzie rosnąć…)
- Irving – 7 (i ta liczba na pewno urośnie…)
- Brown – 6 (i ta liczba też na pewno urośnie…)
- Horford – 6
Łącznie tylko tych sześciu zawodników opuściło 122 spotkania. Odejmijmy z tego grona Haywarda i będzie 56 meczów, a to i tak jest całkiem sporo. Dla porównania, jedenastu zawodników z rotacji Toronto Raptors (od DeRozana po Powella, czyli wszyscy notujący co najmniej 10 minut na mecz) opuściło w trwających rozgrywkach łącznie tylko 48 spotkań. I nie chodzi tutaj o to, żeby życzyć Raptors źle – nie, to nigdy o to nie chodzi, natomiast statystyka ta pokazuje, z jakimi problemami musieli sobie radzić w tym sezonie Celtics oraz Brad Stevens.
Bostoński zespół jest tymczasem mimo wszystko na drodze do 56 zwycięstw, czym poprawiłby wynik drużyny z ubiegłego sezonu. A wszystko to po letnich, ogromnych przecież zmianach i po tym, jak Hayward po ledwie pięciu minutach sezonu był już done. Wtedy też wielu mówiło, że ten trwający sezon jest dla Celtics skończony, a niektórzy wieścili nawet brak awansu do fazy play-off. Jak bardzo się mylili – tak bardzo trzeba oddać tej drużynie i Stevensowi szacunek, bo to już kolejny raz, kiedy Brad odwala kawał kapitalnej roboty i powinien być blisko COTY.
Do końca sezonu zostało Celtom już tylko 15 spotkań i przy tylu kontuzjach, nie ma wątpliwości, że wielu zawodnikom przyda się po prostu odpoczynek. Kyrie go potrzebuje, Brown musi przejść przez protokół, a Smart może nawet potrzebować operacji. Shane Larkin wciąż jest na limicie minut przez problemy z kolanem. Horford zmaga się z chorobą. Tych problemów zdrowotnych jest bardzo dużo, natomiast szczęście w nieszczęściu, że narastają one już teraz, czyli na miesiąc przed fazą play-off, a nie właśnie wtedy, bo teraz jest jeszcze trochę czasu.
Wszystko to powoduje więc, że Celtowie powinni ostrożnie podejść do tego, jak rozegrać końcówkę sezonu. Świetna postawa jak do tej pory daje im pewien komfort: trudno będzie już Celtom (46-21) dogonić Raptors (49-17), natomiast przewaga nad trzecimi Pacers (39-28) jest już całkiem spora. Dodatkowo, wróciły problemy w Cleveland, gdyż Cavs (38-28) przegrali dwa ostatnie mecze oraz sześć z ostatnich 10 i na ten moment mają już tylko trzy mecze przewagi nad ósmymi Heat (36-32). Czy można więc powiedzieć, że Celtics mają pewny już ten drugi seed?
Jasne, w NBA nie ma nic pewnego, więc nic takiego mówić nie będziemy, natomiast nawet jeśli Celtics wygraliby tylko pięć z 15 pozostałych spotkań to Pacers musieliby zrobić 12-3, Cavaliers musieliby wygrać 13 z 16 swoich meczów, a Sixers nawet 16 z 17. Wszystko to jest możliwe, ale raczej mało prawdopodobne. W związku z tym, jeśli nie ma większych szans na dogonienie Raptors, ani też nie potrzeba zbyt wiele, aby w zasadzie zapewnić sobie drugie miejsce w konferencji to można spodziewać się, że Celtics ostrożnie postąpią m.in. z Irvingiem czy Brownem.
I tu nie ma się czemu dziwić, bo to jest jedyne rozsądne rozwiązanie. Najważniejsze jest, aby Kyrie był na tyle gotów, żeby był w stanie przejść przez całe playoffs bez żadnych problemów. Najważniejsze jest, aby Brown w stu procentach w pełni sił. Tym bardziej, że drugie miejsce przy spadających Cavs jest dla Celtów dobrą wiadomością – jeśli bowiem Cleveland wylądowałoby ostatecznie na czwartym lub nawet piątym w konferencji miejscu to jest pewność, że zespoły te nie zobaczą się aż do finałów konferencji. Do tego droga jednak jeszcze bardzo daleka.