Kyrie Show w Nowym Jorku

To był znakomity mecz w wykonaniu Kyrie Irvinga, który uwielbia przecież grać w Madison Square Garden. Bostoński rozgrywający przecież właśnie w Nowym Jorku dorastał, więc mecze z Knicks czy Nets to dla niego jak powrót do domu. W sobotę po raz kolejny przekonaliśmy się, że Irving bardzo dobrze się w takich spotkaniach czuje, bo 25-latek poflirtował z triple-double: 31 punktów, dziewięć zbiórek i osiem asyst. Nie tylko o ładne statystyki tu jednak chodzi, gdyż tak dobra gra Kyrie’ego spowodowała, że Celtowie wygrali drugi kolejny mecz z rzędu, tym razem pokonując Knicks (24-37) w MSG i rewanżując się nowojorskiemu zespołowi za porażkę z grudnia. Tak jak w Detroit, sześciu bostońskich graczy miało co najmniej 11 oczek.

Dobrze jest w końcu widzieć, jak bostoński zespół nie zakopuje się w ogromnym dole już na starcie spotkania. Jasne, w Nowym Jorku też różowo nie było, bo Celtowie spudłowali osiem z pierwszych dziewięciu rzutów, ale wraca historia z pierwszej części sezonu – atak mocno przeciętny, ale udaje się to nadrabiać świetną defensywą. Celtics trafili tylko 36 procent swoich rzutów w pierwszej kwarcie, a największe problemy sprawiał im Trey Burke, ale już od drugiej kwarty ofensywa wyglądała znacznie lepiej. Duża w tym zasługa Irvinga.

Kyrie jako rozgrywający świetnie wykorzystał bowiem słabość Enesa Kantera w akcjach pick-and-roll, dzięki czemu Al Horford miał sporo miejsca i czasu na rzuty z dystansu (3/6 zza łuku). Turek zagrał tylko 23 minuty, ale w tym czasie i tak zebrał aż 12 piłek (w tym cztery w ataku). W trzech poprzednich meczach miał tych zbiórek łącznie aż 46, a jego średnia z czterech starć przeciwko Celtics w tym sezonie to 14.5 zbiórek na mecz. Dobra rzecz dla Zielonych, że w trwających rozgrywkach na jakieś 99 procent już się z Kanterem nie spotkają.

Z drugiej strony, gdyby w każdym meczu Celtics mogliby mieć takiego zawodnika, którego da się tak ładnie wykorzystać w obronie? Ale to nie tylko akcje pick-and-roll dwójki Kyrie-Horford, to także bardzo dobra postawa Jaylena Browna, który zaczął mecz od 0/3, ale wcale się tym nie przejął, zdobył dziesięć punktów jeszcze w pierwszej kwarcie, a w drugiej połowie świetnie współpracował z Irvingiem. Ich dwójkowe akcje nie tylko były niezwykle efektowne, ale też przede wszystkim pozwoliły Celtom w spokoju (i z przewagą) to spotkanie zakończyć.

Brown ostatecznie zapisał na konto 24 oczka, a Kyrie po tej znakomitej trzeciej kwarcie, kiedy trafiał trójkę za trójką, po raz kolejny już w tym sezonie przekroczył granicę 30 punktów (i po raz drugi w MSG, gdzie w grudniu miał 32 punkty). Czterech innych Celtów dołożyło jeszcze po co najmniej 11 punktów, a warto tutaj pochwalić przede wszystkim Horforda (13/10 oraz trzy bloki), no i Smarta. Powracający do gry Marcus Smart nie oddał w tym meczu ani jednej trójki! To pierwszy taki przypadek w tym sezonie. Miał też dwa wsady, pięć asyst i trzy przechwyty.

Boxscore całkiem fajnie wypełnił Jayson Tatum, zdobywając 11 punktów, pięć zbiórek, cztery asysty oraz cztery przechwyty. Najsłabszy mecz od dawien dawna zaliczył Marcus Morris (1/5 z gry, pięć oczek), a przeciętnie spisał się Greg Monroe, który w 11 minut zdobył sześć punktów z siedmiu rzutów. Po meczu życia w Detroit, Daniel Theis wyszedł w pierwszej piątce w Nowym Jorku i choć nie błyszczał to był co najmniej solidny w 18 minut gry (sześć punktów i siedem zbiórek). Aron Baynes nie zagrał z powodu kontuzji łokcia po zderzeniu z Brownem.

Celtics wracają na dwa mecze do Bostonu, by w sobotę za tydzień zagrać w bardzo ciekawym pojedynku z Rockets na wyjeździe. Cyferki ze spotkania z Knicks znajdziecie tutaj, a więcej materiałów wideo szukajcie tutaj.