Przełamanie Celtów w Detroit

Boston Celtics (41-19) wykorzystali piątkowe potknięcia Raptors oraz Cavaliers, przerywając serię trzech kolejnych porażek i pokonując na wyjeździe zespół Detroit Pistons (28-30) wynikiem 110-98 w powrocie do gry Marcusa Smarta. Jego obecność na parkiecie jak zawsze była widoczna, choć pochwalić należy także innych bostońskich zawodników, w tym przede wszystkim znakomitą w tym meczu ławkę rezerwowych. Zmiennicy zdobyli bowiem aż 65 punktów, a najlepiej spisał się Daniel Theis, który zaliczył mecz życia i zdobył najwięcej w karierze 19 punktów (team-high), dokładając do tego także siedem zbiórek, dwa przechwyty i dwa bloki. Oprócz niemieckiego podkoszowego jeszcze pięciu Celtów zdobyło co najmniej 11 oczek.

Na przełomie trzeciej i czwartej kwarty Celtowie odłożyli ten mecz do zamrażki i zgadnijcie, kto w tym czasie przebywał na parkiecie. Tak, w dziewięć minut Bostończycy zrobili run 22-6 i powiększyli przewagę do 20 oczek, a przez cały ten czas na boisku był Marcus Smart. Pistons zaczęli zresztą ostatnią kwartę od ośmiu kolejnych niecelnych rzutów z gry, a ogromne problemy miał Blake Griffin (5/19 FG), który nie potrafił sobie poradzić z dobrą obroną Ala Horforda. Kilka świetnych akcji na Griffinie zaliczył także Daniel Theis.

Niemiec najwięcej dobrego zrobił jednak już w drugiej kwarcie, kiedy to Celtics zagrali najlepszy od dawien dawna basket. Tylko w drugiej odsłonie trafili aż osiem trójek, nie popełnili też ani jednej straty i za sprawą zrywu 24-10 już do przerwy prowadzili 61-49, mając problemy tylko i wyłącznie z Ishem Smithem, oczywiście. Smith trafił bowiem osiem pierwszych rzutów z gry i jak zwykle dawał się we znaki Celtom, zanim ci nie zaczęli wykorzystywać jego niskiego wzrostu po drugiej stronie parkietu. Ale na koniec Ish miał 20 oczek, a Kyrie o dwa mniej.

Dobrze się w tym meczu Celtics oglądało. Nie było słabego startu, nie było problemów w ataku, nie było także dominacji Pistons na tablicach (ostatecznie gospodarze zebrali tylko trzy piłki więcej). No i nie było kolejnego z rzędu meczu, w którym rywal rzuca Celtom ponad sto oczek. A co było? Dobry ruch piłki i aż 30 asyst przy 42 trafieniach z gry, z czego 17 tych trafień było zza łuku. Były dobre zmiany od Marcusa Morrisa, Grega Monroe czy wreszcie Smarta, który zagrał zupełnie tak, jak gdyby miesiąc temu w Los Angeles nic się zupełnie nie stało.

Brawa dla Celtów, że udało się wykorzystać potknięcia rywali i przerwać w końcu serię porażek. Już w sobotę szansa na rozpoczęcie budowania serii zwycięstw, bo Bostończycy jadą na back-to-back do Nowego Jorku. Miejmy nadzieję, że powrót Smarta da drużynie kopa, bo do końca sezonu pozostało już tylko 22 meczów (!), tak więc powoli wchodzimy w najważniejsze momenty rozgrywek. Pierwszy mecz po przerwie to naprawdę solidna, dobra gra i krok w dobrym kierunku po tych ostatnich niezbyt udanych tygodniach.

Więcej (znacznie więcej!) materiałów wideo jak zwykle tutaj, a po boxscore kliknijcie tutaj.