Celtics nie stworzyli w niedzielę niezapomnianego widowiska, łatwo przegrywając z Cleveland Cavaliers. Mecz i tak przyciągnął jednak tłumy, a kibice zostali na swoich miejscach jeszcze długo po ostatnim gwizdku. Oczywiście wszystko za sprawą ceremonii zastrzeżenia numeru, z jakim Paul Pierce przez 15 lat grał przed i dla bostońskich fanów. Niedzielny wieczór koniec końców okazał się być więc niezapomniany. Wśród licznych gości nie mogło zabraknąć m.in. byłych kolegów Pierce’a z drużyny, a w trakcie godzinnej ceremonii głos zabrali m.in. Doc Rivers czy Danny Ainge. Podziękowania i gratulacje przesłali kibice z całego świata, ale także zawodników i osoby bliskie Pierce’owi, który już na zawsze wszedł do panteonu legend Celtics.
To było niezwykle wzruszające, trwające nieco ponad godzinę wydarzenie, które zakończyło się wzniesieniem przez Pierce’a oraz przez jego najbliższych baneru z #34 pod sam dach TD Garden. Nikt nie miał w niedzielę wątpliwości, że Celtics w niezwykły sposób honorują jednego z najlepszych zawodników w historii organizacji i kogoś, kto bez wątpienia zasłużył sobie na tytuł legendy. Po ceremonii, Gordon Hayward wprost przyznał, że taka celebracja kariery The Truth jest jednym z powodów, dla których latem wybrał przenosiny do Bostonu.
Nie może to jednak dziwić – Celtics w naprawdę piękny sposób potrafią uhonorować swoje legendy. Najlepszym tego przykładem jest wideo stworzone przez Seana Grande z narracją Tommy’ego Heinsohna, które w kapitalny sposób opowiada historię Pierce’a i to, w jaki sposób przeszedł drogę od kibica Lakers do legendy Celtics. Po drodze były też przemowy, wspominki i podziękowania – głos zabrali jeden z właścicieli klubu Wyc Grousbeck, były coach zespołu Doc Rivers oraz wciąż pracujący w klubie generalny menedżer Danny Ainge.
Gratulacje w specjalnym wideo złożyli natomiast m.in. Magic Johnson czy Kobe Bryant, czyli dwie wielkie legendy Los Angeles Lakers – zespołu, który koniec końców był największym rywalem Pierce’a w trakcie jego kariery w Bostonie. To bardzo fajny gest ze strony tej dwójki, choć między Pierce’em a Bryantem od zawsze było widać dwustronny respekt, nawet pomimo tej sporych rozmiarów rywalizacji. Zabrakło za to choćby słowa od LeBrona Jamesa, który najwyraźniej wciąż mocno The Truth nie lubi, tak jak zresztą pozostałych ex-Celtów.
Na meczu pojawili się bowiem m.in. Kevin Garnett oraz Rajon Rondo, którzy w towarzystwie Riversa i Ainge’a obejrzeli blowout zaraz spod jednego kosza – LBJ po kilku trafieniach w pierwszej połowie z wymowną miną patrzył właśnie w tamtą stronę. Dodatkowo, James nie chciał nawet odpowiadać na pytanie dotyczące tego wieczoru. Tak czy siak, zarówno KG oraz RR otrzymali od kibiców ogromne owacje już w trakcie meczu, a na ceremonii usłyszeli sporo miłych słów od Pierce’a, podobnie zresztą jak również obecni Walker, McCarty, Barros oraz Scal.
The Truth wytrzymał bez płaczu długo, choć wyraźnie wzruszony był już w trakcie wystąpień Riversa czy Ainge’a. Emocji nie udało się w pełni powstrzymać dopiero w momencie, kiedy sam trzymał mikrofon w dłoni i mówił, jak wiele znaczy dla niego ten zaszczyt. Bo jak się okazuje, zastrzeżenie koszulki wystarcza mu na tyle, że nie dba już nawet o to, czy dostanie się do Hall of Fame. Nie oszukujmy się jednak – Pierce bez żadnych wątpliwości się tam znajdzie i niespodzianką będzie, jeśli nie uda mu się to już w pierwszej próbie, czyli już za dwa lata.
Wisienką na torcie było wznoszenie do góry samego baneru, gdzie od teraz jest już tylko jedno wolne miejsce – wszystko wskazuje na to, że zajmie je #5, czyli numer, z jakim grał dla Celtics wciąż w Bostonie uwielbiany Kevin Garnett. Prosta sprawa: Celtics pozwolili zająć innym zawodnikom numery Rajona Rondo (z #9 grali Demetrius Jackson oraz Jarrel Eddie) i Raya Allena (#20 powędrowała do Haywarda), podczas gdy zarówno #34, jak i #5 pozostają nietknięte odkąd Pierce i Garnett odeszli z Bostonu w czerwcu w 2013 roku.
Kto wie, być może w przyszłym sezonie czeka nas więc podobna ceremonia i zajęte zostanie to ostatnie wolne miejsce. Zastrzeżenie numeru Pierce’a przyszło aż 15 lat po ostatnim takim wydarzeniu, jednak Celtowie nie zapomnieli, jak to się robi. Pomogła atmosfera Ogródka, jak zwykle świetni kibice oraz znakomita oprawa. No i przede wszystkim osoba głównego bohatera tego wieczoru – Paul Pierce zrobił przecież tak wiele dla Bostończyków, że nie pozostało im nic innego jak po prostu podziękować i wysłać #34 tam, gdzie należy: obok innych legend.