Wygrana na koniec tripu

Trochę szczęścia, trochę magii Kyrie’ego Irvinga, trochę małych wielkich zagrań Ala Horforda i jeszcze wielki rzut Jaylena Browna – Boston Celtics (36-15) zwycięstwem nad Denver Nuggets (26-24) kończą trip po Zachodzie, w ramach którego rozegrali cztery spotkania i zanotowali bilans 2-2. Wszystko za sprawą wspomnianego rzutu 21-latka, który trójką z lewego rogu w zasadzie zapewnił swojej drużynie wygraną. Na 30 sekund przed końcem, goście prowadzili bowiem 111-108, a Nuggets zdołali jeszcze tylko zmniejszyć straty do jednego punktu, gdyż próba Willa Bartona równo z syreną nie znalazła drogi do kosza. Mieli więc Celtowie sporo szczęścia, tym bardziej że gospodarze mieli jeszcze do dyspozycji jedną przerwę na żądanie.

To nie było łatwe spotkanie dla Celtics, bo mecze w Denver zdaje się zawsze idą Celtom mocno pod górkę. Tym razem wydawało się jednak, że jest zupełnie inaczej – dobra defensywa, ograniczony Nikola Jokić oraz bardzo dobra gra rezerwowych spowodowała, że Celtics już w drugiej kwarcie prowadzili 49-29. Niemiecki podkoszowy Daniel Theis trafił wtedy swoją kolejną już trójkę, a ostatecznie zakończył zmagania z 11 punktami, z czego dziewięć padło właśnie po trafieniach zza łuku. Theis nie był zresztą jedynym bardzo dobrym wsparciem z ławki.

14 punktów zdobył Marcus Morris, dla którego to już ósmy kolejny mecz, w którym robi 12 lub więcej oczek (dopiero jego druga taka seria w karierze). Semi Ojeyele powrócił do trafiania trójek – przeciwko LAC był 2/3, w poniedziałek przeciwko Nuggets też był 2/3. Terry Rozier znów pod progiem 10 punktów, ale miał także dziewięć zbiórek oraz sześć asyst, robiąc sporo dobrego dla Celtics. Szkoda by było, gdyby całe to wsparcie miało się zmarnować, a Nuggets w trzeciej kwarcie zrobili wszystko, by tak właśnie się stało.

Gospodarze łatwo odrobili bowiem 20 punktów straty, a nawet wyszli na prowadzenie, wykorzystując błędy Celtów w ustawieniu czy w powrocie do obrony. Nuggets dobrze grali do kosza, świetnie przechodzili z defensywy do ataku i w pewnym momencie trafili siedem kolejnych prób, wykorzystując przy okazji około cztery minuty Celtics bez trafienia z gry. Bostończycy tylko w trzeciej odsłonie dali sobie rzucić aż 37 punktów i przed ostatnią kwartą musieli straty odrabiać, co na całe szczęście im się koniec końców udało.

Duża była to zasługa świetnej postawy, jaką prezentował Kyrie Irving, choć Celtowie mieli też trochę szczęścia. Wszak rywale najpierw nie wykorzystali błędu 24 sekund, kiedy Kyrie trafił piekielnie trudny rzut oddany jednak minimalnie po czasie, a potem nie wzięli czasu, kiedy na kilka sekund przed końcem przejęli piłkę po niecelnej próbie Irvinga. Zamiast dogodnej pozycji do rzutu był więc mocno niecelny rzut Bartona, dobity jeszcze przez jednego z zawodników ekipy z Denver, ale już po końcowej syrenie. Bostończycy odetchnęli więc z ulgą.

Irving robił rzeczy magiczne i kontynuował swoją bardzo skuteczną grę, zdobywając 27 punktów z 17 rzutów. To jednak małe wielkie rzeczy, jakie robił w czwartej kwarcie Al Horford najpewniej wygrały Celtom to spotkanie. To przecież po trójce podkoszowego na nieco ponad dwie minuty przed końcem podopieczni Brada Stevensa wyszli na sześć punktów do przodu, a gdy rywal wyrównał to Horford po świetnej akcji ATO ściągnął na siebie uwagę trzech obrońców i podał piłkę do rogu, gdzie czekał już Jaylen Brown, trafiając jedyną z pięciu prób za trzy.

Trzeba przy tym wszystkim zaznaczyć, że Irving przez ostatnie dwie minuty popełnił dwie straty i spudłował jeden rzut, dzięki czemu Nuggets mieli w ogóle okazję żeby to spotkanie przejąć – nie był to więc zwyczajowy występ Kyrie’ego w crunchtime, do których nas przyzwyczaił, choć wcześniej radził sobie znakomicie. Znakomicie radził też sobie Jayson Tatum, który przypomniał nam wszystkim, że choć to pierwszy jego sezon w lidze to już potrafi grać jak prawdziwy weteran. Kilka świetnych akcji, dwa efektowne wsady i najwięcej od Świąt punktów.

Celtics wracają więc z Zachodu z bilansem 2-2 w czterech meczach – nie jest źle, mogło być gorzej, ale jak się spojrzy na top8 konferencji wschodniej w ostatnich tygodniach to okaże się, że nie tylko Celtowie mają problemy ze złapaniem równej formy (tylko Indiana Pacers wygrali co najmniej siedem z ostatnich 10 spotkań). To jest ta pora roku. Teraz przed bostońskim klubem powrót do Beantown, gdzie Zieloni rozegrają trzy kolejne mecze, zanim w drugim tygodniu lutego nie pojadą do Toronto i Waszyngtonu na starcia z Raptors i Wizards.