Udało się! Prawie dwa tygodnie bez wygranej zaliczyli koszykarze Boston Celtics (35-14), którzy po powrocie do USA z Londynu przegrali cztery kolejne spotkania. Serię udało się przerwać w drugim kolejnym meczu w Los Angeles, gdzie we wtorek Celtowie ulegli Lakers, by w środę pokonać Clippers (23-24). A wszystko to bez Ala Horforda oraz Marcusa Smarta, a więc po raz kolejny w okrojonym składzie. Horford nie zagrał, gdyż zespół wolał zachować ostrożność po niebezpiecznej sytuacji, do której doszło pod koniec przegranego starcia z Lakers. Big Al zderzył się wtedy głową z Joshem Hartem. Smart z kolei musiał udać się do szpitala, gdyż ponoć bardzo mocno rozciął sobie rękę, ale na ten moment nie znamy więcej szczegółów.
Od samego początku zaskakująco dobrze wyglądała ofensywa Celtów bez Horforda. Nie obyło się oczywiście bez hack-a-Jordan, a wiele decyzji sędziów było dość niezrozumiałych – także dla Brada Stevensa, który w drugiej kwarcie przyjął rzadki faul techniczny. Celtics prowadzili nawet dziesięcioma punktami, dobrze dzieląc się piłką i korzystając przede wszystkim z agresywnej gry Jaysona Tatuma. Skrzydłowy nie bał się oddawać rzutów, dobrze kreował sobie pozycje i koniec końców zdobył 18 punktów z career-high 16 prób.
Clippers z kolei przez cały mecz mieli ogromne problemy z trafianiem zza łuku. I to wcale nie była zasługa dobrej obrony Celtów, lecz raczej słabej dyspozycji rzutowej podopiecznych Riversa tego dnia. 5/21 całego zespołu, w tym 2/14 od Blake’a Griffina oraz Lou Williamsa. Szczególnie ten drugi nie mógł złapać rytmu i zagrał jedno ze słabszych swoich spotkań w ostatnim czasie. To bardzo dobrze wykorzystali C’s, dostając w drugiej połowie dobre wsparcie od rezerwowych jak m.in. Shane Larkin czy Semi Ojeyele, który w końcu trafił kilka rzutów.
W końcu granicę dwucyfrowej ilości oczek przekroczył też Terry Rozier, który zapisał na konto 15 punktów, najwięcej z ławki rezerwowych pod nieobecność Smarta, przerywając tym samym serię sześciu kolejnych meczów poniżej 10 punktów. Z nim na parkiecie Bostończycy byli najlepsze plus-19 i nikt inny nie był nawet blisko. Trzeba też jednak pochwalić Daniela Theisa (8/8/2/2) czy nawet Abdela Nadera, który trafił jeden rzut za trzy. I tylko grający w garbage-time Jarrel Eddie (10-dniowy kontrakt) zakończył spotkanie bez punktu.
Najlepszym strzelcem bostońskiej drużyny był jak zwykle Kyrie Irving (20 punktów, osiem zbiórek, siedem asyst), który świetnie spisywał się przede wszystkim w pierwszej połowie. Kilka znakomitych zagrań z Aronem Baynesem, dwie trójki czy kolejne efektowne podanie do Jaylena Browna na wsad – to był bardzo solidny występ Irvinga, który na parkiecie spędził zaledwie 28 minut. To dobry prognostyk przed sobotą, kiedy Celtics – miejmy nadzieję w pełnym składzie – spróbują w trzecim sezonie z rzędu zdobyć Oracle Arena i pokonać Golden State Warriors.
A przed meczem w Staples Center, kibice mogli zobaczyć, jak rozgrzewa się… Gordon Hayward. Rozgrzewka to może za dużo powiedziane, ale skrzydłowy jest w Los Angeles, gdzie w kolejnych dniach będzie przechodził różnego rodzaju treningi, dzięki czemu mógł przed spotkaniem wyjść na parkiet i pooddawać trochę rzutów. Tymczasem więcej materiałów wideo tutaj, a boxscore z wygranej nad Clippers tutaj.