Celtics szykują się na Londyn

Już w tym tygodniu, już w ten czwartek Boston Celtics zmierzą się w Londynie z ekipą Philadelphia 76ers w meczu, na który czeka także wielu polskich kibiców bostońskiego klubu – wszak niezbyt często zdarza się, aby Celtowie przylatywali do Europy na spotkanie w ramach sezonu regularnego. Szczęśliwcy, którym udało się dorwać bilety już zacierają ręce, a szczęśliwcami mogą się też nazwać sami zawodnicy Celtics. Otóż nikt się chyba nie spodziewał, że w tym momencie – zaraz przed londyńskim meczem z Sixers – i po tak intensywnym terminarzu, drużyna Brada Stevensa będzie zasiadać na pierwszym miejscu w swojej konferencji. Co więcej, grając bez Gordona Haywarda, bostoński zespół jest na drodze do… 60 zwycięstw!

Celtics mają swoje problemy, nie wszystko jest tak jak być powinno, ale mimo to możemy się cieszyć. Po ponad półmetku sezonu, przed meczem, na który czekaliśmy w zasadzie wszyscy – zarówno kibice z wiadomych powodów, ale także sami gracze, bo londyńskie starcie z Szóstkami wyznacza pewną granicę tego morderczego terminarza – podopieczni coacha Stevensa legitymują się bilansem 33 zwycięstw oraz dziesięciu ledwie porażek. Celtics wygrali więc prawie 77 procent rozegranych meczów i jeśli tylko utrzymają taki stan…

…to rozgrywki zakończą z 64 zwycięstwami na koncie! Nawet jeśli mieliby zagrać w drugiej połowie sezonu znacznie gorzej – a przecież za kadencji Stevensa w zasadzie zawsze grali lepiej! – to wystarczy że zrobią bilans 27-12, aby osiągnąć pułap 60 wygranych w sezonie. Patrząc w tabelę powyżej, widzicie chociażby trzy mecze przewagi nad Raptors i już pięć nad Cavs. Szczególnie ciekawie wygląda to przy takiej samej liczbie przegranych w kolumnach drużyn z Bostonu i Toronto – Celtics rozegrali już jednak sześć spotkań więcej od kanadyjskiego zespołu.

Celtowie są bowiem jedną z pięciu ledwie drużyn, które przekroczyły już swój półmetek sezonu. Na ten moment mają najwięcej rozegranych spotkań w NBA, a wszystko to efekt prośby, aby mieć wolne przed i po meczu w Londynie. Bardzo fajnie widać to na przykładzie ilości dni, w jakie Celtics osiagnęli dotychczasowych bilans – te 43 spotkania zagrali w przeciągu 82 dni. Tymczasem na rozegranie pozostałych 39 meczów będą mieli aż 13 dni więcej! Nic więc dziwnego, że można być optymistą i wierzyć, że Celtowie takie tempo wygrywania utrzymają.

Celtics są więc w pozycji, aby fazę playoffs rozpocząć jako zespół wygrywający ponad 60 spotkań w sezonie i drugi rok z rzędu jako topowy zespół na Wschodzie. A kto wie, jeśli mielibyśmy być jeszcze większymi optymistami i Celtowie znów mieliby w drugiej połowie sezonu poprawić wynik z pierwszej to może jako topowy zespół w lidze? Jasne, sezon regularny to tylko środek do celu, jakim są playoffs, natomiast kto by się spodziewał, że Bostończycy będą w stanie to zrobić po tym, co stało się na otwarcie sezonu? I to jest naprawdę imponujące.

Równie imponujące jest to, że Celtics wcale nie „zajeżdżają” swoich gwiazd – Kyrie Irving notuje średnio 32.6 minut na mecz, Al Horford nawet odrobinę mniej. Obaj są w dopiero w piątej dziesiątce ligi, jeśli chodzi o średnią minut. Tak świetne zarządzanie minutami przez Brada Stevensa pozwoliło Celtom nie tylko wygrywać, ale też robić to przy dużym wsparciu role-players jak Semi Ojeyele, Daniel Theis czy Shane Larkin, którzy w założeniu mieli pomóc tu i tam, a tymczasem każdy z nich walnie przyczynił się do co najmniej kilkunastu zwycięstw drużyny.

Jakby tego było mało, Celtowie pokonali w tej pierwszej połowie sezonu w zasadzie każdy topowy zespół w lidze. Warriors, Rockets, Spurs, Cavaliers czy Raptors polegli w Bostonie. Ba, bostoński zespół ma szansę wygrać w tych rozgrywkach z każdym zespołem co najmniej raz, co po raz ostatni udało się Celtom w mistrzowskim sezonie 2007/08. Teraz przed nimi chwila oddechu i miejmy nadzieję całkiem miła wycieczka do Londynu, a po niej druga część sezonu, w której powinno być już nieco łatwiej i oby tylko tak samo albo nawet więcej zwycięstw.