Celtics wytrwali na Brooklynie

Dwoma punktami, ale wygrali – Boston Celtics (33-10) pomimo sporych problemów, absencji Ala Horforda i gry w back-to-back, już po raz trzeci w tym sezonie pokonali Brooklyn Nets (15-24), wygrywając 87-85 po wielkich emocjach w Nowym Jorku. Nie leży podopiecznym Brada Stevensa zespół z Brooklynu, który dzielnie walczy do samego końca – w sobotę zawodnicy Nets mieli nawet szansę na wyrównanie wyniku. Próba równo z syreną nie znalazła jednak drogi do kosza, a Celtics mogli odetchnąć. Było to dla nich szóste kolejne zwycięstwo, a teraz przed nimi zaledwie jeden mecz w ciągu dziewięciu dni. Chodzi oczywiście o czwartkowe starcie z Philadelphia 76ers w Londynie, gdzie Bostończycy mają przylecieć już w poniedziałek.

Ten mecz bardzo przypominał piątkowe starcie z Timberwolves. Solidna obrona, świetny ruch piłki, ale też sporo niedokładności i nieskuteczności. Celtowie spudłowali w pierwszej kwarcie wszystkie sześć prób zza łuku, a bez punktów skończył ją Kyrie Irving. Bostończycy musieli więc nadrabiać braki w ataku świetną obroną, co udało się tym razem bez obecności Horforda – podkoszowy odpuścił występ w Barclays Center przez problemy z łydką, które pojawiły się już w pierwszej połowie poprzedniego spotkania i wpłynęły na jego efektywność.

Pierwsze prowadzenie w meczu Celtowie zdobyli jednak dopiero w trzecij kwarcie, kiedy po zrywie 15-2 zyskali w końcu kilka punktów przewagi – rozgrzał się już wtedy Kyrie, a bostoński zespół cały czas dobrze i skutecznie dzielił się piłką, popełniając bardzo mało błędów. Szkoda tylko, że rzuty znów nie wpadały – świetni w poprzednich meczach Marcus Smart oraz Terry Rozier tym razem trafili wspólnie ledwie pięć z 21 rzutów, w tym ani jednej z siedmiu prób zza łuku. O wiele lepsze wsparcie dał tym razem Shane Larkin, zdobywca dziewięciu oczek.

O wszystkim zadecydowały ostatnie minuty – wcześniej Nets wrócili do meczu za sprawą m.in. solidnej postawy Jahlila Okafora, z którym Celtics nie potrafili sobie poradzić. Stevens wysłał więc do boju Semi Ojeleye, który nie zagrał w trzech pierwszych kwartach, a w ostatniej zrobił niemałą różnicę. Ogromną różnicę zrobił też Jayson Tatum, który podobnie jak koledzy miał spore problemy z trafianiem, jednak w crunchtime nie zawiódł i zdobył ostatnie pięć punktów dla drużyny – najpierw efektownym wsadem, a potem zimnokrwistą trójką z rogu.

14 punktów, sześć zbiórek, trzy przechwyty i aż sześć bloków! Mowa o 19-letnim graczu, który robi takie rzeczy w debiutanckim sezonie – taki mecz stawia go obok Kevina Garnetta, który jako jedyny inny gracz w historii ligi zrobił coś podobnego przed 20-tką! Jakby tego było mało, Tatum po raz kolejny udowodnił, że jest clutch. 6/14 z gry wrażenia nie robi, ale Celtics jako zespół trafili ledwie 38 procent swoich rzutów, nawet pomimo tych wszystkich dobrych pozycji, jakie przez cały mecz mieli. Kyrie był 8/22, Baynes ledwie 5/14, a Brown trafił 2/8.

To nie było ładne zwycięstwo, a Nets po raz kolejny sprawili Celtom sporo problemów – wracamy trochę do początku sezonu, kiedy Celtics też seryjnie wygrywali, robiąc to w niezbyt ładnym stylu i przy ogromnym udziale bardzo dobrej defensywy. Teraz mają już sześć zwycięstw z rzędu, a bilans 33-10 zrobili w 82 dni. Pozostałe do końca sezonu 39 meczów rozegrają w 95 dni, rozpoczynając od czwartkowego starcia w Londynie. Tymczasem więcej wideo z Brooklynu znajdziecie tutaj, a jeśli chcecie sięgnąć po boxscore to odsyłam Was tutaj.