Z nieba do piekła i z powrotem do nieba. Boston Celtics (26-7) w niesamowitych okolicznościach wygrali swoje drugie w tym sezonie starcie w Indianapolis, pokonując Indiana Pacers (17-14) wynikiem 112-111 po niezwykle szalonej i emocjonującej końcówce. Punkty na wagę wygranej zdobył na 1.6 sekundy przed końcem spotkania Terry Rozier, który przechwycił niezbyt rozsądne podanie Bogdanovica i wpakował piłkę z góry. Wcześniej dwie trójki trafił Irving, a Celtowie wygrali mecz, w którym najpierw prowadzili 19 punktami, a potem na 30 sekund przed jego zakończeniem byli pięć oczek na minusie, głównie za sprawą świetnego Victora Oladipo, który zrobił osobisty run 10-0 i wydawało się, że Bostończycy tego wieczora dopiszą sobie do bilansu porażkę.
To był naprawdę jeden z najbardziej szalonych finiszów tego sezonu. I niezwykle szczęśliwy dla Celtics, którzy mimo heroizmów Oladipo się nie załamali i w końcówce dzielnie walczyli, aby te straty odrobić. Czasem właśnie to wystarczy, aby szczęście się do ciebie uśmiechnęło. Cud, szczęście – jakkolwiek to nazwać, Celtowie skorzystali na wielkim błędzie Bogdanovica. Zawodnik trafiający ponad 86 procent rzutów wolnych w karierze decyduje się na takie podanie, w takim momencie. Dobrze dla Celtów, że byli na tyle blisko, aby ten błąd wykorzystać.
Tutaj ostatnie 30 sekund meczu do obejrzenia tak, jak to leciało w telewizji:
Nic jednak nie zapowiadało takiej końcówki, bo Celtics zaczęli od trafienia dziesięciu rzutów, a ostatecznie w pierwszej kwarcie zdobyli 38 oczek, trafiając 70 procent prób i 6/10 zza łuku. Marcus Smart do przerwy był 4/4 za trzy, a goście utrzymywali bezpieczną przewagę ponad dziesięciu punktów. W międzyczasie dwa efektowne wsady zaliczył Jayson Tatum, który po obu dał upust swoim emocjom i było to z pewnością coś, na co kibice Celtics czekali, bo rookie jest zazwyczaj mocno stonowany i dość spokojny. Ale jak już wsadzi z góry…
Pacers już w trzeciej kwarcie zaczęli jednak odrabiać straty, przede wszystkim ze względu na proste błędy Celtów w ataku. Złe podania, sporo niedokładności i słaby okres gry przede wszystkim Smarta, który w całym meczu zrobił aż siedem strat. Bostończycy co prawda przed czwartą kwartą byli jeszcze na prowadzeniu, ale gospodarze krok po kroku odrabiali straty, aż w końcu Oladipo dał im pierwszy remis, potem pierwsze prowadzenie i ostatecznie pięć oczek przewagi na nieco ponad 30 sekund przed końcem. Jak duże szanse mieli wtedy Celtics?
W tym sezonie jeszcze żaden zespół nie wygrał meczu, w którym przegrywał pięcioma lub więcej punktami w ostatnich 30 sekundach. Jest to więc bardzo szczególne i wyjątkowe zwycięstwo Celtics, którzy zrobili to pomimo aż 38 punktów Oladipo oraz faktu, że Pacers trafili przecież wszystkie swoje rzuty wolne po faulach w crunchtime. Ogółem, w całym spotkaniu gospodarze oddali aż 38 rzutów wolnych, trafiając przy tym 30 prób (przy ledwie 8/14 po stronie Celtics). W końcówce nieoceniony był jeden z najlepszych w crunchtime graczy w lidze.
Kyrie Irving znów wyprzedził LeBrona pod względem punktów w końcówkach i lideruje w NBA. Po raz kolejny wszedł na granicę 30 punktów, po raz kolejny robiąc to w bardzo efektywny sposób (12/23 z gry, 5/8 za trzy). Al Horford niewidoczny w końcówce, ale wcześniej poflirtował z triple-double i zabrakło mu koniec końców jednej asysty. Z nim na parkiecie Celtics byli najlepsze plus-13. Ale choć jest wygrana to jednak Bostończycy nadal muszą pracować nad tym, aby tych wysokich przewag w tak łatwy sposób nie roztrwaniać.
Więcej materiałów wideo tutaj, a boxscore z tego spotkania tutaj.