Jazz pokonują zimnych jak lód Celtów

Boston Celtics (24-7) nie legitymują się już najlepszym bilansem w lidze. Kilka ostatnich porażek przy jednoczesnej znakomitej postawie Houston Rockets, którzy wygrali dwanaście meczów z rzędu, spowodowało spadek Celtów w hierarchii. Nie pomogła porażka z Utah Jazz (14-15) w meczu, który przybrał bardzo zaskakujący przebieg. Gospodarze przegrali bowiem mimo kontuzji Rudy’ego Goberta i Derricka Favorsa. Obaj podkoszowi drużyny przyjezdnych opuścili parkiet jeszcze w pierwszej połowie spotkania – a Francuz po ledwie dwóch minutach gry, kiedy na jego kolano wpadł… Favors – lecz pomimo tego Jazz łatwo wygrali w Bostonie, wykorzystując fatalny dzień Celtów pod względem skuteczności.

W tym wszystkim na pewno zbyt pomocny nie był świetny występ Jonasa Jerebko. Szwed wrócił do Bostonu na pierwszy mecz przeciwko byłej drużynie, w której spędził całkiem udane dwa i pół roku. Bardzo niefortunna kontuzja Goberta otworzyła przed nim szansę na sporo minut i skrzydłowy znakomicie tę szansę wykorzystał, zapisując na konto 17 punktów, siedem zbiórek i dwa przechwyty. To jednak przede wszystkim Ricky Rubio prowadzący atak zespołu z Salt Lake City dawał się Celtom mocno we znaki, będąc najlepszym na parkiecie graczem.

Bo choć Kyrie Irving zdobył co prawda najwięcej w meczu 33 punkty to jednak nawet on nie był w stanie ponieść Celtów w tym spotkaniu. Celtów, którzy zaczęli naprawdę dobrze, po obu stronach parkietu i w pierwszej kwarcie ten atak funkcjonował jeszcze bardzo dobrze, a wracający po odpoczynku Al Horford miał nawet 10 oczek w pierwsze 12 minut gry. Problemy zaczęły się jednak już pod koniec pierwszej odsłony i na przełomie pierwszej i drugiej kwarty Bostończycy spudłowali aż 18 kolejnych rzutów, dzięki czemu Jazz łatwo odrobili straty.

W międzyczasie do kontuzjowanego Goberta dołączyli także Favors (uderzony łokciem przez Browna, potrzebne było kilka szwów) oraz Daniel Theis, który po ciosie od Ekpe Udoha złamał nos i w kolejnych spotkaniach będzie najprawdopodobniej grał w masce. Bostończycy przegrywali więc do przerwy 39-46, a przecież nie dalej jak dwa dni wcześniej, grając bez Horforda, zdobyli rekordowe w sezonie 124 punkty, z czego tylko w drugiej odsłonie tamtego spotkania mieli… 38 punktów. Po przerwie znakomitą grę kontynuował Rubio i zrobiło się -18.

Irving w trzeciej kwarcie robił, co mógł, aby Celtics do tego meczu wrócili, ale niewiele mógł zdziałać. Tym bardziej, że jakakolwiek próba zbliżenia się Celtów do rywali kończyła się bardzo dobrą kontrą ze strony Jazz. Mylił się ten, kto myślał, że problemy Rubio z faulami pozwolą gospodarzom wrócić do spotkania, bo w czwartej kwarcie dziesięć ze swoich 17 oczek zdobył świetny Donovan Mitchell i łatwo wygrał on pojedynek z trzecim wyborem tegorocznego draftu. Jayson Tatum z najpewniej najsłabszym meczem w NBA: 7 punktów, 1/6 z gry.

Kyrie grający w swoich najnowszych bucikach czwórkach zdobył 33 punkty, ale spudłował siedem z dziewięciu trójek. Al Horford w powrocie na bardzo solidne 21 punktów, sześć zbiórek i siedem asyst. Poza tą dwójką nikt nie wyszedł nawet na dwucyfrówkę. Najbliżej był Shane Larkin, który znów dał sporo dobrego, szczególnie w tej ostatniej odsłonie. Jaylen Brown z dobrą defensywą (w tym cztery przechwyty i dwa bloki), ale w ataku sześć oczek, 3/8 z gry i 0/3 zza łuku. Marcus Smart i Terry Rozier zrobili razem 3/17 z gry, 0/5 zza łuku i pięć tylko punktów.

Celtics zaczęli tym meczem trudny okres spotkań, bo zaraz po meczu wsiadali w samolot i lecieli do Memphis na back-to-back z Grizzlies. To druga taka seria w ostatnich dniach, a w przyszłym tygodniu Bostończyków czeka to samo. Starcie z Jazz było bowiem pierwszym z trzech w cztery noce i pięciu w siedem dni. Utah wygraną w TD Garden przerwali serię czterech porażek. Celtowie z kolei w ostatnich dziesięciu meczach mają cztery porażki, czyli więcej niż w poprzednich 21 spotkaniach. Boxscore tutaj, materiałów wideo więcej niestety nie ma.