Dallas Mavericks (7-18) prowadzili w środę w TD Garden nawet 12 punktami, wykorzystując braki kadrowe Boston Celtics (22-4), którzy tym razem musieli radzić sobie zarówno bez Marcusa Morrisa (mecz odpoczynku dla kolana), jak i Jaylena Browna (zapalenie spojówki). Brad Stevens musiał więc sięgnąć nieco głębiej na ławkę rezerwowych, a Daniel Theis czy Shane Larkin odpłacili się bardzo dobrym wsparciem. To z ich dużą pomocą Celtowie odrobili bowiem straty i wygrali po raz czwarty z rzędu, zamykając serię pięciu kolejnych spotkań u siebie z bilansem 4-1. I tak, po 26 spotkaniach tego sezonu, Bostończycy mogą w kolejnych 56 starciach zrobić bilans 28-28, a i tak uda im się dojść do granicy 50 zwycięstw.
Celtics wygrywają w tym sezonie dużo spotkań, w tym także te, gdzie gra nie układa się po ich myśli. Tak było w środę, kiedy zawodnicy Mavs za łatwo dostawali się w paint, a gospodarze mieli tym razem spore problemy w ataku, przerywając serię kolejnych pięciu spotkań, w których trafiali co najmniej połowę swoich rzutów. Na dodatek, znakomite zawody grał Maximilian Kleber, czyli jeden z trzech Niemców na parkiecie obok Dirka Nowitzkiego oraz Daniela Theisa. Z tej trójki to właśnie Kleber spisał się chyba najlepiej, będąc sporym utrapieniem dla Celtów.
Ale jak zwykle mnóstwo energii wniósł też na parkiet Theis, kiedy mający problemy drugi unit słabo zakończył pierwszą kwartę, po której Zieloni przegrywali 24-26. Szansę od Stevensa dostał wtedy nawet Guerschon Yabusele, a rzuty zaczęli też w końcu trafiać Shane Larkin czy Abdel Nader. Niemiecki podkoszowy dał za to sporo poświęcenia i solidną postawę na tablicach, ale to wciąż było za mało na dobrze trafiających zza łuku zawodników Mavs, co ostatecznie spowodowało, że na przerwę Celtics schodzili z dziesięcioma oczkami straty.
Dopiero kilka dobrych minut zaraz po przerwie i run 12-0 pozwoliły gospodarzom na powrót do spotkania, choć prowadzenia nadal nie udało się odzyskać, bo przed ostatnią kwartą to cały czas Mavs mieli trzy punkty na plusie i dobrze, że były to tylko trzy punkty. Solidną formę podtrzymał Al Horford, który szczególnie w tej trzeciej kwarcie dobrze kierował bostońską ofensywą, aż do momentu, kiedy przez trzy ostatnie minuty tejże odsłony Celtics zdobyli ledwie dwa punkty (oba z rzutów wolnych), nie trafiając ani jednego z sześciu swoich rzutów.
Potrzeba było więc dopiero bardzo dobrej czwartej kwarty, aby Celtics mogli dopisać sobie kolejne zwycięstwo do rubryczki. W tej jak zwykle brylował Kyrie Irving, który miał kilka znakomitych akcji do kosza i z pomocą przede wszystkim Larkina oraz Theisa poprowadził Celtów do kolejnej w tym sezonie wygranej. Dość powiedzieć, że Kyrie miał udział w dziewięciu z ostatnich 10 punktów, jakie Celtics zdobyli w tym spotkaniu. W drugiej połowie w końcu pojawiła się też ta znakomita defensywa Celtów, która zatrzymała Mavs na ledwie 33 oczkach.
Irving był zresztą jednym z powodów, dla których to się udało – sam miał dwa bloki i kilka dobrych akcji w obronie, a do tego dołożył też 23 punkty (najlepszy w meczu wynik) oraz pięć asyst. Trafił co prawda tylko jeden z sześciu rzutów zza łuku, ale poza tym był 9/12 z gry i raz jeszcze miał kluczowe akcje w crunchtime. Tym razem zabrakło wsparcia od Tatuma, bo pierwszoroczniak zdobył co prawda 17 punktów, ale ostatni raz do kosza trafił w trzeciej kwarcie. Tak czy siak, był w tym meczu najlepsze plus-16 i zaliczył drugie w karierze double-double.
Z ławki najwięcej oczek zdobył Terry Rozier, który otarł się o double-double, bo do 12 punktów dołożył dziewięć zebranych piłek. 11 oczek i trzy trafienia za trzy to dzieło Larkina, a siedem punktów, 11 zbiórek, dwie asysty, dwa przechwyty i blok to linijka Theisa, który zrobił to wszystko w ledwie 17 minut na parkiecie. Yabusele trafił jedną trójkę, miał też trzy asysty. Teraz przed Celtami trzy kolejne mecze na wyjeździe, w tym dwaj bardzo trudni rywale: w piątek Spurs, w niedzielę Pistons, a na koniec tripu wizyta w Chicago w poniedziałek.
Statystyki ze spotkania znajdziecie tutaj, a po więcej materiałów wideo zapraszam tutaj.