Łatwy blowout na Orlando

Boston Celtics (17-3) nie musieli długo czekać na kolejne zwycięstwo. W środę ich streak przerwali zawodnicy Heat, ale Celtowie bardzo szybko wrócili do wygrywania i w piątek łatwo pokonali inną drużynę z Florydy, czyli Orlando Magic (8-11). Dla podopiecznych Franka Vogela była to już siódma kolejna przegrana – co więcej, Magic już od kilkunastu meczów, czyli od siedmiu lat, nie potrafią wygrać w TD Garden. W piątek wszystko było rozstrzygnięte w zasadzie po pierwszej połowie. Były to najprawdopodobniej najlepsze 24 minuty Bostończyków w tym sezonie, którzy grając w świetnych czarnych strojach na przerwę schodzili z bardzo wysokim prowadzeniem, mając na koncie aż 73 punkty przy zaledwie 47 po stronie gości.

Celtics już w pierwszej kwarcie trafili siedem trójek i prawie 70 procent swoich rzutów, zdobywając najwięcej w sezonie 40 oczek przez pierwsze 12 minut. Świetny ruch piłki, aż siedem asyst miał Al Horford, a dziesięć punktów szybko zapisał na konto Jaylen Brown. To się naprawdę dobrze oglądało. Momentami naprawdę trudno jest stwierdzić, że to atak Celtów jest ich największą bolączką w tym sezonie i w piątek w zasadzie ani przez chwilę nikt tak nawet nie pomyślał. Tym bardziej, że swoje dołożyła także ławka rezerwowych.

Od początku czarował jednak przede wszystkim Kyrie Irving, który w ledwie 25 minut – nie zagrał w czwartej kwarcie – zdobył 30 oczek i to w naprawdę prosty i przyjemny dla oczu sposób. Kyrie gra ostatnio niezwykle efektywnie i zdaje się, że maska już prawie wcale mu nie przeszkadza. Do tego dochodzi także jak zwykle duża efektowność i wrażenie, jak gdyby piłka zawsze wracała do jego rąk za sprawą jakiegoś magicznego sznurka. Irving już w pierwszej połowie miał 17 punktów na koncie i usłyszał miłe skandowania „MVP” pod koniec drugiej kwarty.

Bardzo fajnie oglądało się też w końcu rezerwowych. Nadzwyczaj aktywny był Semi Ojeyele, który dostał prawie pół godziny gry i tylko skuteczności zabrakło. Świetnie grał tym razem Terry Rozier, który postanowił wyłamać się z koleżeństwa z Marcusem Smartem i zdobył najwięcej w karierze punktów: 23 przy 8/11 z gry i 5/7 zza łuku. To w dużej mierze dzięki niemu rezerwowi pod względem punktowym zagrali swój najlepszy w sezonie mecz. Bardzo solidny był Aron Baynes, zdobywając double-double w postaci 13 punktów i 11 zbiórek (siedem w ataku).

Jednego punktu zabrakło Celtom, aby już po 36 minutach gry być w granicy 100 oczek. Podstawowi gracze odpoczęli więc sobie w czwartej kwarcie, a minuty dostał nawet Guerschon Yabusele, choć akurat on się do ostatecznego wyniku (118-103) nie przyłożył. Magic gdzieś tam jeszcze próbowali wrócić, ostatecznie zmniejszyli ponad 30-punktowe straty, ale ani przez chwilę nie byli zagrożeniem dla gospodarzy w tym spotkaniu. Ci trafili ostatecznie aż 17 z 42 trójek, co dało ponad 40-procentową skuteczność i mieli 27 asyst przy 42 trafieniach z gry.

Cały czas dość schowany jest Al Horford, choć miał koniec końców dziesięć asyst, trafił też w końcu trójkę i był aż plus-19 w 26 minut gry. Marcus Morris całkiem solidnie, Jayson Tatum na 11 oczek. Marcus Smart oddał siedem rzutów, wszystkie zza łuku i trafił tylko raz. Kolejny mecz już w sobotę back-to-back w Indianapolis. Na to starcie nie pojechał Morris, nie wiadomo też, czy zagra Brown, który dostał pozwolenie, żeby lecieć do Atlanty na pogrzeb przyjaciela i jeśli się nie wyrobi na mecz to nikt mu problemów nie zrobi. Pacers mogą grać bez Oladipo.

Boxscore ze spotkania z Magic tutaj, więcej materiałów wideo jak zwykle tutaj.