Celtics lepsi w klasyku

Bez kontuzjowanego Ala Horforda, ale też bez Jaysona Tatuma w drugiej połowie, Boston Celtics (10-2) poradzili sobie z Los Angeles Lakers (5-6) i już po raz dziesiąty z rzędu dopisują sobie zwycięstwo do swojego bilansu. Niespodziewanym bohaterem okazał się Aron Baynes, który to wyrównał rekord kariery w punktach i z 21 oczkami na koncie był najlepszym strzelcem Celtów w starciu z odwiecznym rywalem bostońskiego klubu. Nie był to jednak najlepszy mecz podopiecznych Brada Stevensa, bo choć w pierwszej połowie udało im się wyjść nawet na 21-punktowe prowadzenie to potem Lakers prawie odrobili straty. Na całe szczęście, swoje w ostatniej kwarcie zrobił Kyrie grający przed siedzącym na trybunach tatą, byłą gwiazdą Boston University.

Był dla Irivnga mecz wyjątkowy z dwóch powodów: jeden to oczywiście starcie z Lakers w barwach Celtics, dwa to obecność taty w Ogródku. Plus do tego jeszcze fakt, że po raz pierwszy zagrał jako w zasadzie samodzielny lider bostońskiego zespołu, bo na czas nieokreślony poza grą pozostanie Al Horford, który odczuwa skutki uderzenia w głowę z poniedziałkowego pojedynku w Atlancie. Kyrie znów więc czarował, ale tym razem nie zrobił już tylu punktów ile na bezradnej obronie Hawks – na konto zapisał 19 punktów, a do tego także sześć zbiórek i pięć asyst.

Irving nie trafił jednak wszystkich swoich siedmiu rzutów za trzy i widać było, jak bardzo Celtom brakuje w ataku Horforda. Może jeszcze nie w pierwszej połowie, kiedy to Celtowie znakomicie wykorzystali aż dziesięć strat Lakers w pierwszych 12 minutach i prowadzili nawet 33-16, a potem 50-30.Ten brak wyszedł dopiero w drugiej części meczu, choć ostatecznie Bostończycy prowadzenia nie oddali już nawet na moment i nie pozwolili rywalom na sprawienie niespodzianki. W ostatniej odsłonie swoje zrobił Kyrie, ale miał też wsparcie kilku innych zawodników.

Największą pomocą okazał się być Baynes, który zaliczył zdecydowanie swój najlepszy ofensywnie mecz w barwach Celtics. Wyrównał przecież rekord kariery i widać było, że ma swój dzień, dlatego też koledzy chętnie i często z jego usług pod koszem Lakers korzystali. Kyrie Irving znalazł go świetnie kilka razy w tym meczu i środkowy powinien nawet świętować nowy rekord kariery w punktach, ale sędziowie nie uznali mu punktów w dwóch kontrowersyjnych akcjach. Tak czy siak, znakomite wsparcie pod nieobecność Horforda i bardzo dobry mecz Baynesa.

Swój najlepszy jak do tej pory pojedynek rozegrał także Marcus Morris, który wskoczył do pierwszej piątki i zaliczył 18 oczek. Z ławki dobre wsparcie jak zwykle dali Marcus Smart oraz Terry Rozier. Ten pierwszy robił wszystkiego po trochu i prawie jak zawsze mimo spudłowania ośmiu z 11 rzutów miał najlepszy w zespole wskaźnik +/- z wynikiem 16 na plusie. Można do tego dodać jeszcze jeden ogromny plus za bardzo efektowny blok na Lonzo, którym Smart fajnie przywitał rookasa w NBA. Rozier na 14 punktów i osiem zbiórek z ławki.

Tak jak można się było tego spodziewać, w związku z absencją Horforda na sporo minut mógł liczyć Daniel Theis. Z jednej strony dał on sporo energii z ławki, miał osiem oczek i trzy bloki. Z drugiej jednak strony, nie miał łatwego rywala, bo Julius Randle pokazał jeszcze w pierwszej połowie, że Luke Walton robi błąd, wystawiając go z ławki. Theis przez całe spotkanie miał więc problemy z faulami, ale koniec końców spisał się naprawdę solidnie. Podobnie zresztą jak Semi Ojeleye, który przez problemy z kostką Tatuma kończył nawet mecz.

Celtics trafili w tym meczu tylko 38.8 procent swoich rzutów, w tym ledwie 7/29 zza łuku. Mieli mało jak na siebie 20 asyst, ale znów dobrze wyglądali na tablicach – łącznie zebrali 48 piłek, z czego aż 16-krotnie udało im się ponowić akcję. Na mocniejszy zespół niż Lakers taka gra może jednak nie wystarczyć, choć z drugiej strony trzeba docenić to, że Celtowie mimo tych narastających problemów zdrowotnych utrzymali serię zwycięstw i mają już dwie cyferki w tym streaku. W piątek spróbują zrobić z tego dwie jedynki, podejmując u siebie ekipę Hornets (5-6).