Magic nie zatrzymali Celtów

Osiem kolejnych zwycięstw. Tak długiej serii wygranych jeszcze w erze Brada Stevensa nie było. Boston Celtics (8-2) nie zwalniają tempa i nadal są na szczycie NBA z najlepszym bilansem w lidze. W niedzielę po dobrej drugiej połowie z łatwością pokonali zaskakująco solidnych w tym sezonie Orlando Magic (6-4) wynikiem 104-88. Aż sześciu bostońskich zawodników miało na koncie 11 lub więcej punktów. Najwięcej zdobył drugoroczniak Jaylen Brown, który to zakończył zmagania z 18 punktami, będąc do spółki z Aronem Gordonem najlepszym strzelcem całego spotkania. W pierwszej piątce Arona Baynesa zastąpił Marcus Morris, który jednak w poniedziałkowym starciu back-to-back z Hawks w Atlancie nie zagra.

Od początku sezonu to przede wszystkim defensywa (najlepsza w lidze pod względem efektywności) robi różnicę w meczach Celtics. Nie inaczej było w niedzielę, kiedy Celtowie w ósmym kolejnym spotkaniu zatrzymali rywala poniżej stu punktów. Najpierw nie dali zdobyć gospodarzom ani jednego punktu w ostatnich trzech minutach trzeciej kwarty, a potem kontynuowali znakomitą grę w defensywie na starcie czwartej kwarty, kiedy Magic zdołali dopisać na konto ledwie dwa punkty w ciągu trzech kolejnych minutach. To wystarczyło graczom Celtics.

Przewaga podskoczyła z kilku do kilkunastu punktów, nawet jeśli Kyrie Irving (11 punktów, 5 asyst) oraz Al Horford (14 punktów, 10 zbiórek, 4 asysty) siedzieli wtedy na ławce. Bardzo dobre spotkanie po obu stronach parkietu rozgrywał Marcus Smart, który otarł się o triple-double, choć miał problemy ze skutecznością (4/12 z gry). Zdobył jednak 11 oczek, dołożył osiem asyst i osiem zbiórek, a do tego również trzy przechwyty i z nim na parkiecie Celtics byli… 32 punkty na plusie. Gołym okiem widać więc, kto w Orlando zrobił największą różnicę.

Najwięcej oczek dla Celtów zdobył Jaylen Brown, który w końcu trafiał zza łuku (3/5) na wyjeździe. Jayson Tatum (13/4/3) znów z solidnym meczem , a Marcus Morris (12 oczek) w swoim pierwszym występie w startującej piątce spisał się po raz kolejny nieźle. Zabrakło trafienia zza łuku (0/3), natomiast skrzydłowy pokazuje, dlaczego będzie albo raczej już jest wartościowym graczem w rotacji Brada Stevensa. Ze swoimi siedmioma zebranymi piłkami był nawet trzeci najlepszy w zespole pod tym względem, w meczu w którym Celtics znów mieli ponad 50 zbiórek.

Ale to po raz kolejny obrona zrobiła różnicę i można mieć tylko nadzieję, że atak bostońskiego klubu dogoni niedługo obronę, bo choć oczywiście momentami są bardzo dobre momenty to jednak ofensywa Celtów nie jest aż tak efektywna. Magic tymczasem jako najlepiej rzucający zza łuku zespół w lidze przed tym meczem, trafili tylko sześć z 29 rzutów za trzy. Warto przy tym pamiętać, że drużyna z Florydy przez urazy Paytona i Augustina grała na jedynce Shelvinem Mackiem (najgorsze w drużynie -19), czyli trzecim rozgrywającym w klubie.

Kolejne już double-double dla Horforda, który nadal wykonuje kawał dobrej roboty na tablicach i w obronie. Plus trafił już siedem kolejnych trójek, stając się już jednym z najlepszych podkoszowych rozciągających grę. Nie było w Orlando potrzeby dla dużego meczu Irvinga, który z kolei tym razem był 0/4 z gry, ale miał pięć asyst oraz tylko jedną stratę. Żaden z bostońskich zawodników nie spędził na parkiecie więcej niż pół godziny. Dzięki temu nieco łatwiej powinno być spróbować podtrzymać serię zwycięstw w poniedziałek w Atlancie przeciwko Hawks (2-8).