Wielki wieczór młodych Celtów

Po raz pierwszy w tym sezonie Celtics byli fun-to-watch i szczególnie w pierwszej połowie doprowadzali kibiców zgromadzonych w TD Garden do prawdziwej euforii. Znakomita pierwsza oraz druga kwarta pozwoliły podopiecznym Brada Stevensa ułożyć sobie mecz i ostatecznie bez większych problemów, kontrolując przebieg boiskowych wydarzeń, gospodarze wysoko pokonali New York Knicks wynikiem 110:89. Kapitalnie zagrali Jayson Tatum i Jaylen Brown, którzy momentami wyglądali jak ligowi weterani i urządzali w Ogródku prawdziwy showtime. Nasze „złote dzieciaki” wspólnie z Kyrie Irvingiem zdobyli 65pts i poprowadzili Boston Celtics do drugiej wygranej w sezonie.

BOXSCORE

Od otwarcia pojedynku widać było, że w porównaniu z poprzednimi meczami gramy z większą swobodą w ataku. Początkowo brakowało nam jeszcze skuteczności, jednak z łatwością potrafiliśmy wypracować sobie czyste pozycje rzutowe. I to był bardzo optymistyczny prognostyk na ten pojedynek. Celtowie błyskawicznie poprawili swoje celowniki, dzięki czemu w 1Q rzucali na bardzo dobrym wskaźniku 57,9% FG i szybko uzyskali kilkunastopunktową przewagę, właściwie wrzucając mecz do zamrażarki.

Przede wszystkim w pierwszej połowie graliśmy bardzo przyjemną dla oka koszykówkę – zróżnicowaną, efektowną i efektywną, a imponować mógł nasz szeroki repertuar rozgrywania akcji ofensywnych. Jednak wypracowanie solidnej przewagi umożliwiła Celtom kapitalna gra defensywna. Od pierwszych sekund graliśmy twardą obroną na Kristapsie Porzingisie, który w 1st half był ledwie 1/8 FG, a trzecią kwartę rozpoczął od kolejnych trzech pudeł. Łotysz zupełnie nie radził sobie z Horfordem, który zdominował szumnie zapowiadany match-up, a mnóstwo problemów miał również z Baynesem, Brownem czy nawet Semi Ojeleye. Nic więc dziwnego, że wyglądał na sfrustrowanego i najchętniej już po kilkunastu minutach chciał ze spuszczoną głową wracać pod prysznic. Podobne problemy miał również Tim Hardaway Jr., który ostatecznie zakończył mecz 2/11 FG. Generalnie rytmu nie mogli złapać właściwie wszyscy gracze ekipy z Nowego Jorku, którzy momentami sprawiali wrażenie bezradnych. W konsekwencji Celtowie pozwolili przyjezdnym na rzucenie ledwie 33 punktów w pierwszych 24 minutach. Warto to zobaczyć!

W drugiej połowie chwilami pozwalaliśmy Knicks na przejęcie inicjatywy, oddając im na nieco pole i pozostawiając więcej swobody w grze podkoszowej, a odnosiłem także wrażenie, że zbyt niefrasobliwie kryliśmy czasami przy akcjach izolacyjnych. Jednak ani przez chwilę nasza przewaga nie stopniała poniżej +16, co w pełni pozwoliło nam na spokojne dowiezienie korzystnego rezultatu do końcowej syreny.

Każdy jest chyba pod wrażeniem tego, jak błyskawicznie na wysoki poziom wszedł Jayson Tatum. 19-latek gra bez żadnych kompleksów, imponuje mi swoją pewnością siebie, a momentami wszystko przychodzi mu z taką łatwością, że sprawia wrażenie, jakby występował na ulicznym boisku. To był kapitalny występ naszego debiutanta, który był widoczny wszędzie, a w samej 2Q rzucił dziesięć punktów. Ostatecznie Tatum zdobył w całym spotkaniu 22pts (9/15 FG, 4/6 3p FG), co jest oczywiście dla niego nowym career-high, a nadto dołożył 4 reb, 2 ast i 4 stl. Stevens na pewno musi zwrócić mu jednak uwagę, aby nie popełniał prostych błędów. A takich było kilka, chociażby wtedy, gdy zupełnie niepotrzebnie faulował biegnącego po proste punkty Hardaway’a, czym sprokurował akcję 2+1, zanotował swoje czwarte przewinienie i na kilka minut sam wyłączył się z gry lądując na ławce rezerwowych.

„Birthday cake” – tak po jednej z akcji Jaylena Browna krzyczał do mikrofonu Tom Heinsohn. Świeżo upieczony 21-latek sam sobie sprawił najlepszy prezent urodzinowy, zdobywając 23pts (9/16 FG, 3/6 3p FG), będąc od początku w przysłowiowym gazie. To znamienne jak z nieśmiałego rookie w takim tempie wyrósł na pierwszą opcję w ataku Celtics – bo tak to na dzień dzisiejszy wygląda.

Lepiej niż w poprzednim tygodniu wyglądał Kyrie Irving. Co prawda wciąż szuka stabilizacji rzutowej (5/13 FG, 1/5 3p FG) i ma problemy w grze jeden na jeden, ale od początku dobrze rozgrywał, miał kilka extra passów w narożniki boiska. Ponadto, wreszcie można było zaobserwować jego współpracę z Horfordem, z którym kilka razy zaskoczyli rywali akcją pick-and-pop. Ostatecznie 25-latek zdobył 20pts i zanotował 7 ast, choć tych mogło być o kilka więcej, gdyby jego doskonałe podania wykorzystywali partnerzy w pierwszych minutach meczu. Cieszy też fakt, że Irving przypomniał sobie The Finals sprzed dwóch lat, rzucając trójkę z trudnej pozycji równo z syreną sygnalizującą koniec czasu akcji.

Wspominany wyżej Horford fajnie współdziałał w ataku z naszymi rozgrywającymi, pokazał wszystkie swoje atuty, które znamy od dawna, ale przede wszystkim imponował łatwością, z jaką po obu stronach ogrywał Porzingisa. To było zdecydowanie najlepsze wydanie Ala i taką jego wersję chcemy oglądać w każdym meczu – 13 pts, 11 reb, 5 ast.

Ponownie bardzo dobrze z ławki spisywał się Terry Rozier, który skończył spotkanie z linijką 8 pts, 6 reb, 6 ast i choć miał tym razem spore problemy ze skutecznością (2/7 FG), to jednak ostatecznie uzyskał najwyższy w drużynie wskaźnik Player Efficiency Rating (+24). Najlepiej punktującym zmiennikiem był tym razem Daniel Theis (11 pts, 4/6 FG, 5 reb), który był bardzo aktywny po obu stronach parkietu, chciał być pod grą i znakomicie wykorzystał 21 minut, które otrzymał dzisiaj od Stevensa. Po raz pierwszy w sezonie zawiódł nas Aron Baynes, który miał tylko 3 pts, ale przede wszystkim był totalnie zagubiony przy kryciu Enesa Kantera, pozwalając mu na zebranie aż szesnastu piłek w 1st half.

Przed nami wyjazd do Milwaukee na piekielnie trudny mecz z nakręconymi Kozłami. Po wygranej w dobrym stylu z Knicks możemy od tego spotkania oczekiwać pokazu solidnej koszykówki z obu stron. Miejmy nadzieję, że Celtics zrewanżują się Bucks za porażkę sprzed kilku dni.

Więcej materiałów z meczu przeciwko New York Knicks możecie zobaczyć tutaj.