Co dalej z Haywardem?

To był najgorszy z możliwych początek sezonu dla Boston Celtics. Pal licho porażkę w Cleveland – nie byłoby to nic wielkiego, gdyby do Bostonu na środowe otwarcie rozgrywek w TD Garden wszyscy zawodnicy wrócili zdrowi. Tak się jednak nie stało, bo ledwie kilka minut po rozpoczęciu nowego sezonu, z wielkimi nadziejami i oczekiwaniami, bostońska drużyna musi w zasadzie od nowa znajdować swoją tożsamość. Zanim jednak przejdziemy do tego, co uraz Gordona Haywarda oznacza dla Celtów, warto przede wszystkim zająć się tym, co ten uraz oznacza dla samego Haywarda. Na ten moment nie mamy jeszcze żadnych oficjalnych informacji, ale pierwsze raporty pojawiające się jeszcze w trakcie meczu jawiły się jako zaskakująco optymistyczne.

Co wiemy na pewno? Gordon Hayward doznał złamania kostki oraz piszczela. Uraz wyglądał bardzo, bardzo źle. Tak źle, że mało kto nie odwracał głowy. Na całe szczęście, głowy na miejscu miał sztab Celtów, który w zasadzie już na parkiecie poskładał kostkę Haywarda. W szatni przez spory czas towarzyszył skrzydłowemu Celtics ktoś, kto pomógł wcześniej zwerbować go do Bostonu, czyli Isaiah Thomas. To nie jedyny gracz, który okazał Haywardowi wsparcie – cała społeczność zawodników wysłała swoje wiadomości za pośrednictwem social media.

Paul George przeżył bardzo podobny uraz w 2014 roku. Shaun Livingston odniósł być może jeszcze poważniejszą kontuzję na starcie swojej kariery. Obaj ci panowie wsparli Haywarda w tych trudnych dla niego chwilach. Ale tych słów wsparcia i otuchy jest znacznie, znacznie więcej. Wśród nich jest także wiadomość od Kobe Bryanta, z którym Hayward współpracował jakiś czas temu. Wszyscy w NBA życzą 27-latkowi szybkiego powrotu do zdrowia – pytanie jednak, kiedy tak w zasadzie Gordon Hayward będzie mógł wrócić na parkiet?

Wszystko zależy od tego, jak bardzo poważny jest to uraz. Według pierwszych doniesień m.in. od Mike’a Gormana doszło do „czystego” złamania, co w praktyce oznacza, że żadne więzadła nie zostały naruszone. Byłaby to znakomita informacja, biorąc pod uwagę miejsce, w którym doszło do złamania i ten nienaturalny wygląd kostki, na myśl którego robi mi się niedobrze. Wiele ekspertów mówi, że możliwy jest powrót Gordona do gry jeszcze w tym sezonie, za około cztery-pięć, może sześć miesięcy, czyli gdzieś w marcu, kwietniu przed playoffs.

Ale są to wypowiedzi osób, które tak jak my mogą opierać się tylko i wyłącznie na raportach przekazywanych ze źródeł. Hayward wrócił we wtorek do Bostonu razem z drużyną i od razu został przetransportowany do szpitala, natomiast badania mają zostać wykonane w środę. I dopiero po tych badaniach będziemy mogli wiedzieć więcej, jeśli zostaną one w ogóle w jakikolwiek sposób podane do wiadomości publicznej. Całkiem możliwe, że Hayward jeszcze w środę przejdzie operację, bez której w tym przypadku na pewno się nie obejdzie.

Tata skrzydłowego podziękował na twitterze za wszystkie wiadomości, a żona napisała na instagramie, że Gordon jest najciężej pracującym człowiekiem, jakiego zna, więc jest pewna, że wróci silniejszy. Co do tego również nie mamy wątpliwości, gdyż przykłady innych graczy jak chociażby wspomniany Paul George pokazują, że po tego typu urazach można wrócić do wielkiego grania. Jednak na ten moment należy założyć, że Hayward w tym sezonie już nie zagra – trudno sobie wyobrazić, że jeszcze w tych rozgrywkach wróci jako poważne wsparcie.

W tym miejscu warto przejść do tego, co ten uraz oznacza dla Celtics. Tracą oni bowiem swojego najlepszego two-way zawodnika, choć wiele osób wskazuje, że o wiele bardziej dotkliwa byłaby wymuszona absencja takich graczy jak Kyrie Irving czy Al Horford. Oczywiście absencja Haywarda jest ogromnym ciosem, ale rzeczywiście coś w tym może być, a wskazuje na to druga połowa wtorkowego meczu, kiedy bardzo dobrze spisali się Jaylen Brown oraz Jayson Tatum. Teraz to ta dwójka ma przed sobą bardzo duże wyzwanie wypełnienia minut po GH.

Kilka miesięcy przerwy czy nawet cały sezon absencji oznacza dla Celtów:

  • w krótszej perspektywie przede wszystkim zmiany w rotacji. Do pierwszej piątki wskoczy zapewne Marcus Smart, na więcej minut i większą rolę mogą liczyć wspomniani Brown oraz Tatum, ale też inni zawodnicy jak Semi Ojeleye czy Guerschon Yabusele. Brakuje też teraz Celtom kogoś takiego jak Marcus Morris, czyli zawodnika, który w poprzednich latach był regularnym starterem w Detroit. Morris opuści jednak jeszcze kilka najbliższych meczów z powodu bólów w kolanie. Celtics mogą także poszukać uzupełnienia składu.
  • w dłuższej perspektywie ma to także spore implikacje dla salary cap oraz całej przyszłości bostońskiej organizacji. Brzmi to poważnie, ale jest to bardzo poważny uraz, który przydarzył się zawodnikowi, który to właśnie podpisał kontrakt maksymalny. Na razie raczej nie ma powodów do obaw, że Hayward nie wróci po tym urazie do bycia takim graczem jakim był w najlepszym dla siebie sezonie 2016/17, natomiast nie możemy być też tego w stu procentach pewni. Chcielibyśmy, aby wrócił silniejszy i za to mocno trzymamy kciuki.

Wiele zależy więc od tego, jak będzie przebiegać rehabilitacja Haywarda. Ale jego absencja powoduje, że zwiększają się rolę poszczególnych graczy, na czym bardzo mocno może skorzystać m.in. Smart grający o swój nowy kontrakt, którego nie doczekał się przed deadline’em na przedłużenie umowy. Z drugiej strony, więcej minut dla młodych jak Tatum czy Brown to szczęście w nieszczęściu. W jaki sposób Celtics mogą natomiast uzupełnić skład? Mają jeszcze jedno wolne miejsce w składzie, a teraz mogą ubiegać się także o tzw. wyjątek DPE.

Celtics mogą aplikować po ten wyjątek wart $8.4 miliona dolarów w momencie, kiedy z diagnozy Haywarda będzie wynikało, że istnieje bardzo duża szansa, że opuści on calutki sezon. Jeśli wyjątek zostałby zaakceptowany przez specjalny panel i przyznany to Celtowie mieliby czas do 10 marca przyszłego roku, aby  skorzystać z niego na trzy sposoby: 1) podpisać umowę z wolnym agentem na nie dłużej niż do końca sezonu, 2) transferować po gracza w ostatnim roku kontraktu, 3) podjąć z listy waivers gracza w ostatnim roku kontraktu.

Wyjątku nie można jednak łączyć w transferze z innym graczem, więc Celtowie musieliby znaleźć sytuację, w której klub chce po prostu pozbyć się gracza i zaoszczędzić trochę pieniędzy. Lista zawodników, którzy kwalifikują się w ramach tego wyjątku, mogliby zostać wytransferowani i byliby dla Celtics wsparciem nie jest jednak zbyt długa. Coraz częściej mówi się więc, że Bostończycy mogą zwrócić się w kierunku wolnych agentów, gdzie pojawia się nazwisko Geralda Greena, albo też poczekać jeszcze parę tygodni na rozwój sytuacji w lidze.

Przy tym wszystkim warto pamiętać o jednej rzeczy: Boston Celtics z Gordonem Haywardem nie wygrywali w tym sezonie mistrzostwa. Wyc Grosubeck jeszcze w tym tygodniu mówił o celach na ten sezon, stwierdzając wprost, że chciałby powtórki awansu do finałów konferencji,  gdzie tym razem Celtowie mieliby jednak postawić o wiele twardsze warunki rywalowi. W tym momencie na przeskoczenie Cavaliers nie ma co liczyć, dlatego w Bostonie mają po prostu nadzieję, że Hayward wróci do pełnej dyspozycji i zespół krok po kroku będzie zbliżał się do Warriors.

Tak zbudowana drużyna sprawia bowiem, że nawet w tak koszmarny dzień dla bostońskiej organizacji, ten sezon nie jest dla Celtics stracony. Hayward ma dopiero 27 lat, Irving jest dwa lata młodszy. Brown dopiero co będzie kończył 21 lat, a Tatum nie ma nawet 20. I choć uleciała gdzieś ta cała ekscytacja tym sezonem, bo teraz przed Celtics znacznie trudniejsze wyzwanie w sezonie regularnym (całe szczęście gra na Wschodzie sprawia, że udział w playoffs nie jest zagrożony) to jeżeli Hayward wróci lepszy czy nawet taki sam to zawsze mamy kolejny sezon.

Celtowie mają bowiem czas (fakt faktem, że Horford jest po 30-tce, ale też nie ma aż takiego „przebiegu”), a paradoksalnie te rozgrywki bez Haywarda mogą bardzo mocno pomóc takim graczom jak Tatum, Brown czy Terry Rozier, ale nawet Kyrie Irving, przed którym wyzwanie, na które czekał kilka ostatnich lat. W tym momencie cele na ten sezon troszeczkę się dla Bostończyków zmieniły, a ta kontuzja cholernie boli, demotywuje i frustruje, natomiast pamiętajmy, że najciemniej zawsze jest przed świtem. I jeszcze jedna ważna rzecz: jesteśmy z Tobą, Gordon!