Boston Celtics zakończyli zmagania w preseasonie z perfekcjynym bilansem 4-0, wygrywając w środę w Charlotte z tamtejszymi Hornets, co było drugim spotkanie z ekipą Szerszeni w ostatnich tygodniach. Znakomicie zagrała przede wszystkim pierwsza piątka Celtów z Tatumem na skrzydle, gdzie każdy starter trafił co najmniej dwie trójki. Dzięki temu, czterech z tej piątki zapisało na koncie 12 lub więcej oczek. Najwięcej punktów zebrał jednak Kyrie Irving, który w świetnym stylu zakończył preseason, notując double-double w postaci 16 punktów oraz 10 asyst, do których dołożył jeszcze pięć zbiórek. Teraz przed Celtami kilka dni treningów i start sezonu regularnego w przyszłym sezonie. Po boxscore ze spotkania zajrzyjcie tutaj.
Jeśli bostoński pierwszy unit ma grać ze sobą tak dobrze to inne kluby mają się czego bać. To był dopiero trzeci wspólny mecz Irvinga, Haywarda oraz Horforda (cała trójka odpoczywała w starciu z Philadelphia 76ers w poniedziałek), tymczasem gra Celtów wygląda tak, jak gdyby ta trójka grała ze sobą od lat. Dobry ruch piłki, mnóstwo miejsca do gry i równie dużo otwartych pozycji do rzutu. Celtics już w pierwszych pięciu minutach gry trafili pięć trójek, a do przerwy mieli dziewięć takich trafień po znakomitych akcjach zespołowych.
Bardzo dobrze od samego początku grał Kyrie, który nie tylko popisywał się w akcjach do kosza, ale też świetnie dzielił się piłką. 10 asyst, do tego 16 punktów z 11 rzutów w ledwie 27 minut – jest się czym ekscytować, chociaż to oczywiście tylko prseason. Al Horford jak zwykle solidny (15 punktów, osiem zbiórek, cztery asysty) był 6/7 z gry, w tym 3/3 zza łuku, ale trochę brakowało mu obok centra, który zająłby się Dwightem Howardem – Aron Baynes jest kontuzjowany (przeprost kolana), a jego status to day-to-day i na razie nie wiemy, kiedy wróci do gry.
W pierwszej połowie sporo problemów miał wciąż lekko zagubiony Gordon Hayward (13 punktów, sześć zbiórek, cztery asysty), natomiast w drugiej pokazał „swoją” grę i miejmy nadzieję, że z czasem będzie znajdował więcej komfortu w Bostonie, szczególnie jeśli chodzi o atakowaną stronę parkietu. 13 oczek z 13 rzutów wrażenia nie robi, ale Hayward potwierdził dobrą dyspozycję zza łuku (3/5) i miał też kilka dobrych akcji w roli playmakera. 12 oczek zdobył Jaylen Brown, osiem punktów miał Jayson Tatum, dla którego był to kolejny występ od pierwszej minuty.
W czwartej kwarcie Celtowie znów wyszli rezerwami i po raz kolejny zmiennikom udało się wygrać, choć wcześniej roztrwonili oni ponad 20 punktów przewagi, jaką wypracował pierwszy unit. Szczególnie ważną rolę odegrał w końcowych minutach Shane Larkin, który trafiał wielkie rzuty (jakkolwiek rzuty w preseasonie mogą być wielkie) i miał ostatecznie dziewięć punktów, czyli tyle samo co Marcus Smart, a co z kolei było najlepszym wynikiem wśród ławkowiczów. Hornets wrócili tymczasem głównie na barkach młodziutkiego Malika Monka (21 punktów).
Tak jak w środę zapowiadał Brad Stevens, 11 minut zagrał Marcus Morris, dla którego był to pierwszy występ w barwach Celtics. Z tego powodu całkiem możliwe, że wystawiona w środę pierwsza piątka (Irving-Brown-Hayward-Tatum-Horford) rozpocznie sezon w Cleveland. Morris natomiast pokazał kilka fajnych akcji, miał siedem oczek (3/6 FG) i z nim na parkiecie drużyna była +6, ale widać było, że do pełnej dyspozycji trochę mu jeszcze brakuje. Teraz kilka dni przerwy i treningów, a start sezonu już we wtorek 17 października na trudnym terenie w Ohio.