Pierce zakończył jako Celt

Paul Pierce w poniedziałek podpisał swój ostatni kontrakt w karierze, czyli umowę na jeden dzień z Boston Celtics, dzięki której mógł oficjalnie zakończyć karierę tam, gdzie ją zaczął i gdzie przez naście lat świętował wiele sukcesów, stając się legendą bostońskiego klubu. Nie będzie więc już kolejnego trafionego rzutu i Pierce’a wychodzącego na parkiet TD Garden. Ale jest jedyny słuszny koniec kariery w barwach Celtics. Wyc Grousbeck w specjalnym oświadczeniu napisał m.in. że Celtowie już nie mogą się doczekać momentu, w którym numer #34 zostanie zastrzeżony. Oznacza to, że żaden inny zawodnik bostońskiej drużyny nie założy już koszulki z takim numerem, a Pierce na stałe przejdzie do niezwykle bogatej przecież historii Celtics.

Choć przecież nawet bez tego on to miejsce w historii już ma. Pierce przez 15 lat reprezentował barwy Celtics i przez ten czas działo się niesamowicie dużo dobrego, ale i złego. Skrzydłowy aż 10 razy zagrał w All-Star Game, a w 2008 roku poprowadził Celtów do siedemnastego tytułu w historii klubu, zdobywając przy tym statuetkę MVP Finałów. Kilka lat później przesuwał się też na drugie miejsce na liście najlepszych strzelców bostońskiej organizacji – nie udało się dogonić tylko Johna Havlicka. Ale przecież tego wszystkiego mogło by nie być wcale.

Pierce trafił do Bostonu całkiem „przypadkowo”, bo nawet sami Celtics nie myśleli, że tak utalentowany zawodnik ostanie się do ich picku w drafcie w 1998 roku. Stało się i wielki fan Lakers został nową nadzieją drużyny z Bostonu. Nadzieją, która jednak ledwie dwa lata później została kibicom prawie odebrana. Pierce we wrześniu 2000 roku ledwo przeżył brutalny atak nożem, by kilka tygodni po wyjściu ze szpitala rozpocząć wraz z drużyną obóz przygotowawczy, następnie wystąpić we wszystkich 82 meczach sezonu regularnego i zyskać ksywkę The Truth.

Kariera Paula Pierce’a pełna jest niesamowitych wydarzeń, wielkich trafień i niezapomnianych momentów. Wśród z pewnością jest też ostatni mecz skrzydłowego w Ogródku z lutego tego roku, kiedy to Pierce wyszedł w pierwszej piątce, a potem pojawił się jeszcze na parkiecie w końcówce, a my dostaliśmy moment jak z hollywoodzkiego filmu, gdy Paul trafiał ostatni rzut w meczu, a hala eksplodowała zupełnie tak, jak gdyby był to rzut na zdobycie mistrzostwa. To był ten jeden, ostatni i magiczny raz, kiedy nie liczyło się nic poza Paulem Pierce’em.

„To zaszczyt, że mam możliwość raz jeszcze nazwania się członkiem Boston Celtics. Klub oraz miasto przyjęli mnie z otwartymi rękoma i sprawili, że stałem się jednym z nich, dlatego nie mogę sobie wyobrazić innego zakończenia kariery. Jestem Celtem na życie.”

I tak, tylko John Havlicek spędził więcej sezonów w koszulce Celtics (16). Pierce zagrał w 1102 meczach, notując średnio 21.8 punktów (44.7% FG, 37.0% 3-PT, 80.6% FT), 6.0 zbiórek, 3.9 asyst, 1.4 przechwytów w 36.6 minut, jakie przeciętnie spędzał na parkiecie w każdym spotkaniu. The Truth jest na liście top10 m.in. pod względem rozegranych meczów, minut, trafień, trójek, rzutów wolnych, zbiórek, asyst czy bloków. W fazie play-off rozegrał łącznie 136 spotkań, zdobył jeden tytuł i notował średnio 20.9 punktów, 6.4 zbiórek oraz 4.0 asyst na mecz.

Następne przystanki w karierze Pierce’a? Hall Of Fame, ceremonia zastrzeżenia #34 i miejmy nadzieję jakaś fajna posada w bostońskiej organizacji, tym bardziej, że jak mogliśmy usłyszeć na jednym z portali społecznościowych, Pierce jest wielkim fanem gry Jaysona Tatuma. Nie ma zresztą wątpliwości, że Paul byłby znakomitym mentorem dla Tatuma, ale i dla reszty młodych graczy Celtics. Wielu fanów chciałoby jeszcze raz zobaczyć Pierce’a na parkiecie w koszulce Celtics, ale do tego niestety już nie dojdzie. Tak czy siak, Pierce kończy karierę we właściwy sposób.

Co ciekawe, człowiek zajmujący się sprzętem Celtics był przygotowany na ewentualny powrót Pierce’a do Bostonu i miał przygotowane nigdy wcześniej nienoszone buty Pierce’a, czekające zarówno w Ogródku, jak i w placówce treningowej, „w razie gdyby” były potrzebne. No bo choć Pierce’a na parkiecie TD Garden już nie zobaczymy to jednak ten nie mógł się oprzeć i oddał jeszcze kilka rzutów na parkiecie w Waltham. Nam pozostaje podziękować raz jeszcze Pierce’owi i uronić niejedną łzę, przypominając sobie karierę największego Celta współczesnych czasów.