Gordon Hayward zdaje się być na samym szczycie listy życzeń Boston Celtics. Blake Griffin też gdzieś tam jest, ale to jednak Hayward jest najprawdopodobniej celem numer jeden dla bostońskiego klubu. Skrzydłowy Utah Jazz wciąż oficjalnie nie wyptował się jeszcze ze swojego kontraktu, ale w najbliższych dniach powinien to zrobić, dzięki czemu wraz z dniem 1 lipca trafi na rynek jako niezastrzeżony wolny agent. Będzie to pierwszy raz, kiedy sam Hayward zdecyduje o swojej przyszłości – przed trzema laty jako zastrzeżony zawodnik podpisał już bowiem umowę z Charlotte Hornets, lecz wtedy Jazz bez zawahania zdecydowali się tę propozycję wyrównać. W tym roku drużyna z Salt Lake City może jednak nie mieć za wiele do powiedzenia.
Oczywiście, to wciąż Jazz mogą zaoferować Haywardowi najdłuższy i najbardziej lukratywny kontrakt, natomiast ta przewaga jest tylko „na papierze”, gdyż w rzeczywistości 27-latkowi wcale nie musi się najbardziej opłacać pozostać w Utah. Od miesięcy mówi się, że to przede wszystkim Boston Celtics są zainteresowani jego usługami, co jest wiadomością pewną, bo pochodzącą od Adriana Wojnarowskiego. W wyścigu po Haywarda są też jednak Miami Heat, a wszystko dlatego, że skrzydłowy jest jednym z najlepszych graczy „do wyjęcia” tego lata.
Jak do tego doszło? W jaki sposób chudziutki zawodnik z okropną fryzurą stał się tak pożądanym graczem, na dodatek wyglądającym dziś jak z okładki? Hayward przeszedł bardzo długą drogę, bo po tych paru latach w Salt Lake City na dobre stał się liderem drużyny i kimś, dla kogo kibice wykupują billboardy, byleby tylko przekonać go do pozostania w drużynie. Ta droga zaczęła się poniekąd na uniwerku Butler i istnieje spora szansa, że poprowadzi Haywarda w znajome środowisko, bo 27-latek może tego lata znów znaleźć się pod skrzydłami Brada Stevensa.
Ale to nie jest powód, dla którego Celtics tak bardzo chcą Haywarda. Jeszcze rok temu wydawało się, że ktoś taki nie jest w Bostonie zbyt potrzebny, tym bardziej, że w zespole jest Jae Crowder, a do tego z draftu pozyskany został Jaylen Brown. Ale w ciągu roku wiele się zmieniło, a przede wszystkim jeszcze bardziej zmienił się sam Hayward. Wszedł na wyższy poziom i zostawił w tyle Crowdera, który ma za sobą tylko solidny sezon i nic więcej. Zawodnik Jazz był z kolei w Meczu Gwiazd, a na koniec sezonu pozostał blisko top15 graczy ligi.
To też zresztą ułatwia nieco sprawę Celtom, bo gdyby Hayward znalazł się w którejś z trzech najlepszych piątek to wtedy Jazz mogliby dać mu znacznie więcej niż ktokolwiek inny, a to mogłoby zrobić różnicę. Tak się jednak nie stało, choć nikt nie ma wątpliwości, że Hayward jest już gwiazdą ligi – takie wątpliwości jeszcze dwa lata miał on sam, kiedy na obozie przygotowawczym kadry USA bał się porozmawiać z jakąkolwiek gwiazdą, bo myślał, że nikt nie będzie chciał zamienić z nim słowa. Dopiero przed sezonem 2016/17 otworzył się nieco bardziej.
Ba, odezwał się nawet do Kobe’ego Bryanta, który z chęcią wziął go pod swoje skrzydła i spędził z nim tydzień, który Hayward określił potem jako „najlepszy tydzień w życiu”. Ciężka praca poskutkowała najlepszym w karierze rokiem Haywarda: 21.9 punktów, 5.4 zbiórek oraz 3.5 asyst na mecz przy prawie 40-procentowej skuteczności zza łuku. W większości statystyk zaliczył rekordy kariery, nie inaczej było zresztą ze wskaźnikami efektywności (PER) czy skuteczności (TS%). Skok na kolejny poziom potwierdził zresztą potem w fazie play-off.
Jasne jest, że Hayward to nie pierwsza opcja zespołu mistrzowskiego i nigdy taką opcją nie będzie. Jest dobry, ale nie znakomity – coś jak Utah Jazz w NBA. Ma jednak wiele zalet, które do bostońskiego składu pasują jak ulał. I jest też w Bostonie ten niesamowity Isaiah Thomas, który z powodzeniem udowodnił, że to on może być pierwszą opcją. Hayward sprawdziłby się więc idealnie jako „ten trzeci” do spółki z I.T. oraz Horfordem, a wniesiona przez niego jakość może i nie pogrozi Cavs czy Warriors, ale Celtics z pewnością będą mocniejszym rywalem.
Celtics potrzebują bowiem kogoś, kto obok Thomasa będzie potrafił wykreować sobie rzut. Kogoś, kto przy podwojeniu wysłanym w stronę Isaiaha będzie potrafił wziąć piłkę i coś stworzyć, dla siebie albo dla kolegów. A to Hayward potrafi bardzo dobrze, dzięki czemu jest na szczycie listy Celtów. Pomaga także fakt, że dobrze gra bez piłki, jest niezłym obrońcą, skutecznie trafia zza łuku, świetnie schodzi do kosza i ma po prostu bardzo dobrą opinię. Gra w Utah pod Snyderem udowodniła, że Hayward świetnie pasowałby także do systemu Stevensa.
Jazz także grali bowiem bardzo niesamolubnie i dobrze dzielili się piłką, a 27-latek wcale nie potrzebował piłki w swoich rękach, aby być efektywnym – co więcej, swoje 22 punkty na mecz robił przy zaledwie 16 próbach na mecz. Punktować może na wiele różnych sposobów: po akcjach pick-and-roll, po ścięciach do kosza, w szybkim ataku czy po wyprowadzeniu go na pozycję po serii zasłon. Jak pokazują statystyki zaawansowane, Hayward był w zeszłym sezonie jednym z najbardziej wszechstronnych punktujących w lidze:
Typ akcji |
FREQ% | PPP | FG% | PERCENTYL |
Transition | 10.2 | 1.38 | 69.6 | 92.0 |
Pick-and-roll | 28.6 | 0.98 | 49.2 | 87.1 |
Spot-up | 13.4 | 1.14 | 42.5 | 84.1 |
Off-screen | 11.2 | 1.12 | 48.2 | 83.0 |
Cuts | 9.1 | 1.44 | 68.2 | 84.9 |
Percentyl oznacza mniej-więcej tyle, że np. w przypadku szybkich ataków tylko osiem procent graczy w lidze zdobywa więcej punktów na jedną taką akcję. Kilka innych, wartych odnotowania rzeczy:
- Transition: spośród graczy z co najmniej 150 takimi akcjami tylko Jimmy Butler jest od Haywarda lepszy.
- Pick-and-roll: spośród graczy z co najmniej 400 takimi akcjami Hayward plasuje się na ósmym miejscu.
- Off-screen: spośród graczy z co najmniej 70 takimi akcjami Hayward zajmuje dziesiąte miejsce.
- Cuts: spośród graczy z co najmniej 70 takimi akcjami Hayward znalazł się na szóstym miejscu.
Hayward przez ubiegłe lato doskonalił przede wszystkim swój drybling i panowanie nad piłką, dzięki czemu mógł wejść na wyższy poziom i stać się na tyle wszechstronnym w ofensywnie graczem, że dziś jest tak pożądany. Świetnie czuje się z piłką w rękach w akcjach pick-and-roll, ale też jest jednym z najlepiej ścinających do obręczy graczem w lidze. Wykorzystuje zresztą swoją szybkość, atletyzm, jak również znacznie poprawioną za sprawą większej ilości godzin spędzonych na siłowni grę na kontakcie. To głównie stąd tyle efektownych akcji do kosza.
Co ciekawe, w sezonie 2016/17 zawodnik Jazz trafił najlepsze w karierze ponad 67 procent swoich rzutów przy samej obręczy, po raz pierwszy od czasu debiutanckiego sezonu przekraczając granicę 60 procent. Warto także wspomnieć o poprawiającej się z roku na rok defensywie Haywarda, który stoperem na LeBrona Jamesa z pewnością nie jest, natomiast w ubiegłym sezonie zawodnicy przez niego bronieni notowali 3.5-procentowy spadek skuteczności, a pozwalając rywalowi na 41.7 procent trafień miał jedenasty najlepszy wynik wśród skrzydłowych.
Pokonał więc m.in. Jae Crowdera (41.9 DFG%), Jimmy’ego Butlera (43.1) czy Paula George’a (45.7). Tych dwóch było zresztą przymierzanych do Bostonu jeszcze przed trade deadline, ale zdaje się, że Celtowie wolą spróbować z Haywardem. Nie tylko dlatego, że ten wcale dużo nie odstaje poziomem od kolegów z konferencji wschodniej (a jak się okazuje, w niektórych elementach może być nawet lepszy), ale również dlatego, że nie trzeba na niego wydawać nie wiadomo jakiej liczby assetów, w przeciwieństwie do ew. transferów z Bulls czy Pacers.
Wszystko to powoduje, że zainteresowanie Haywardem będzie tego lata naprawdę spore, ale ostateczna decyzja sprowadzi się najpewniej do pozostania w Jazz lub przeprowadzki do Bostonu albo Miami. Coraz częściej słyszy się, że to jednak Celtics mają najwięcej szans na pozyskanie skrzydłowego, który z roku na rok stawał się lepszym graczem i wydaje się być dokładnie tym, czego szukają Celtowie. Ci być może woleliby Butlera albo George’a, ale w obecnej sytuacji atak po Haywarda wcale nie musi być swego rodzaju „nagrodą pocieszenia”.
Haywardowi naprawdę niewiele bowiem brakuje, aby wejść do tego prawdziwego topu skrzydłowych w lidze. To, czego brakuje mu przede wszystkim to lepsza gra w izolacjach, która pozwoliłaby mu zostać jeszcze groźniejszą opcją w ataku i siać postrach także w końcówkach meczów. Ale przecież od takiego siania postrachu mają w Bostonie już Thomasa. Celtowie bez wątpienia idą więc po Haywarda jak po główną nagrodę, a sądząc po tych miłych oklaskach, jakie Gordon zebrał w TD Garden w styczniu tego roku, bostońscy fani uważają podobnie.
p.s. tekst napisany jeszcze przed wyborem Jaysona Tatuma z #3 w drafcie – ale zanim Tatum wyrośnie w tej lidze na „kogoś” to nie zaszkodzi mu podpatrywać np. Haywarda. Warto pamiętać, że między nimi jest aż osiem lat różnicy, a więc kiedy GH będzie odwieszał buty na kołek to Tatum w teorii powinien dopiero zaczynać swoje najlepsze lata kariery. Dodatkowo, Brad Stevens zaraz po wyborze Tatuma mówił, że o jego fit w Bostonie nie ma się co martwić – no chyba, że (choć mało to prawdopodobne) zostanie na przykład wytransferowany za Paula George’a…