G5: DZIĘKUJEMY (1-4)

Boston Celtics przegrywają w meczu numer pięć i odpadają z tegorocznej rywalizacji w fazie play-off, będąc najdłużej trzymającym się oponentem Warriors i Cavs, którzy zmierzą się w finałach trzeci rok z rzędu. LeBron James przeskoczył Michaela Jordana na liście najlepszych strzelców w historii playoffs i zagra w swoich… siódmych finałach z rzędu. Celtics wciąż nie są wystarczająco silni, by pokonać Jamesa. Ale to nic, bo ten zakończony właśnie sezon tak czy siak potoczył się lepiej niż ktokolwiek przypuszczał. Zabrakło może nieco więcej walki w serii z Cavs, jednak trzeba podziękować Celtom za świetny sezon, bo nie bójmy się tego powiedzieć: już po awansie do finałów konferencji ten sezon stał się sukcesem. Oby w następnym było tylko lepiej.

BOXSCORE

Celtom znów zabrakło wiary? siły? większej pewności siebie? w tej pierwszej kwarcie, bo wystarczyło zaledwie kilka minut, nieskuteczny atak i słabiutkie powroty do obrony, aby Cavs wyszli na prowadzenie 15-5, po którym znów nie musieli się już oglądać. Goście zdobyli aż 43 punkty przez te 12 minut, czyli najwięcej w swojej historii występów w playoffs, prowadząc w pewnym momencie nawet 21 punktami. A przecież po G1 i G2 zdawało się, że gorzej już w pierwszej kwarcie Celtics nie zagrają. Ale hej, przecież tyle samo oczek straty Celtics odrobili w G3.

Niestety, nie tym razem. Deron Williams przezywał w drugiej kwarcie drugą młodość, a Kyrie Irving znów złapał ogień na starcie trzeciej kwarty, skutecznie odkładając jakiekolwiek nadzieje Celtów na comeback. Te pojawiły się, gdy Avery Bradley zaliczył mały run pod koniec tej drugiej odsłony (miał 19 punktów do przerwy), ale zgasły równie szybko po kolejnych trafieniach Irvinga. A potem jeszcze James zrobił swoje, przegonił Jordana i upewnił się, że siódmy raz z rzędu zagra w finałach NBA. To jest wyczyn na poziomie tych Celtics, drużyn Russella i Auerbacha.

Dziś bez ocen. Bradley dołożył jeszcze cztery punkty po przerwie i w zasadzie jako jedyny stanął na wysokości zadania, choć z nim na parkiecie Celtowie byli najgorsze -32. To nie był najlepszy mecz Ala Horforda. Kelly Olynyk podejmował głupie decyzje. Jae Crowder znów zagrał całkiem solidnie, ale nie do końca. Terry Rozier będzie fajnym rezerwowym dla innego zespołu. Amir Johnson zagrał być może swój ostatni mecz w barwach Celtics, tak jak Tyler Zeller czy James Young. Kto wie, co stanie się latem, ale zmiany personalne są pewne.

Celtics przegrali z Cavs po trzech blowoutach u siebie. Tak być nie powinno, ale mamy przynajmniej świetne zwycięstwo w G3. Wcześniej był wielki powrót w serii z Bulls po 0-2 u siebie i znakomita, pełna walki seria z Wizards, po której z Celtów zeszło sporo powietrza. I nie, Cavs nie byli do pokonania, ale Celtowie pokazali, że zrobili krok do przodu. Pierwsze miejsce w konferencji, 53 zwycięstwa, awans do finałów konferencji – wszystko to zaledwie cztery lata po tym jak Ainge pociągnął za spust po porażce z New York Knicks w pierwszej rundzie w 2013 roku.

Future is bright. Tak jest, w przypadku Celtics nawet bardzo, a ta przyszłość niesie m.in. pierwszy pick w drafcie już za kilka tygodni. Przed nami ciekawe lato i miejmy nadzieje kolejne wzmocnienia tej drużyny, którą bardzo fajnie oglądało się w tym sezonie. Dla mnie był to najbardziej ekscytujący sezon od lat, a sam fakt, że potrwał aż do końcówki maja jest najlepszym tego potwierdzeniem. Tak długo Celtics byli w grze po raz ostatni w 2012 roku. Wtedy zresztą też odesłał ich na wakacje James, który pozostaje najlepszym graczem na świecie.

Warto pamiętać o tym, że Celtów nie miało być w tym miejscu. Że nawet ta jedna wygrana przeciwko Cavaliers to już jest „coś”. Że to nadal jest zespół w przebudowie, co znaczy też mniej więcej tyle, że przed Ainge’em trudne do podjęcia decyzje. Ale to nie zmienia faktu, że przyszłość naprawdę rysuje się w jasnych i ekscytujących barwach. Celtics 2016/17 przechodzą tymczasem do historii, a nam wypada jedynie podziękować za te kilka miesięcy, za kapitalne widowiska, za walkę i za bycie zespołem, któremu z dumą można było kibicować.

Dziękujemy.

A przed nami draft, lipiec z wolnymi agentami czy liga letnia, czyli bardzo ciekawe tygodnie na horyzoncie.