Co C’s zrobią z pickiem?

To już prawie tydzień minął, odkąd Boston Celtics wylosowali pierwszy wybór w tegorocznym drafcie. Takie szczęście spotkało ich po raz pierwszy od 1950 roku, dlatego też nic dziwnego, że bostońscy fani wpadli w prawdziwą ekstazę. Ale przecież nie jest do końca pewne, że Celtowie z tego picku w ogóle skorzystają, bo w grę wchodzi też ponoć transferowanie tego właśnie wyboru, co w przypadku Danny’ego Ainge’a dziwić nie powinno. Pozostaje tylko pytanie, czy warto to zrobić, choć tu akurat trzeba by przede wszystkim wziąć pod uwagę to, co Ainge i spółka mogliby w zamian za ten pick dostać. A biorąc pod uwagę ostatnie wypowiedzi Wyca Grousbecka, bostońskie preferencje są takie, aby ten pick pozostał w Bostonie właśnie.

Do tegorocznego draftu pozostał już niecały miesiąc. 22 czerwca Boston Celtics wybierać będą z pierwszym numerem, chyba że… wcześniej wytransferują swój pick. Wyc Grousbeck uważa jednak, że zarówno wybór od Brooklyn Nets w tegorocznym drafcie, który okazał się być „jedynką”, jak i przyszłoroczny wybór Nets są bardzo wartościowe. Na dodatek, jeśli pick ten miałby być częścią transferu po zawodnika na maksymalnej umowie to przecież w zamian też trzeba by wysłać kilku bostońskich zawodników, aby suma kontraktów się zgadzała.

Nic więc dziwnego, że Grousbeck wprost mówi, że jeśli Celtics mieliby po kogoś takiego transferować to tylko i wyłącznie, jeśli byłby to koszykarski „zbawiciel”. Właściciel bostońskiej organizacji dodaje także, że taki zawodnik byłby już po kilku latach kariery i dołożyłby swój spory kontrakt do salary cap, co utrudniłoby np. planowane letnie ruchy. Grousbeck wskazuje tymczasem, że pozostawienie tego picku i wybór młodego zawodnika to możliwość budowania wokół niego, stawiania na jego rozwój, a ew. kontrakt maksymalny to kwestia kilku lat.

Grousbeck zapowiada więc, że intencją Celtics jest wykorzystanie tego picku, chyba że ktoś zaoferuje na tyle dobrą paczkę, że ta „zwali z nóg” bostoński zarząd. Danny Ainge oczywiście zapowiada, że rozważy wszystkie opcje (tym bardziej, że wartość picku po szczęśliwej dla Celtów loterii wzrosła), dodając przy okazji, że piękno gry Isaiah Thomasa polega na tym, że pasuje do każdego systemu. To oczywiście słowa w kontekście faktu, że tegoroczny draft stoi przede wszystkim rozgrywającymi, a według wielu prospektem numer jeden jest Markelle Fultz.

Ten w przeszłości mówił już, że stworzenie backourtu z Thomasem byłoby „szaleństwem”, co zresztą powtórzył zaraz przed samą loterią, kiedy wprost powiedział, że obwód Fultz-Thomas byłby po prostu świetny. Dodał przy okazji, że byłaby to idealna okazja do wspólnej gry, tym bardziej, że zarówno on, jak i Thomas mogą grać zarówno on-ball, jak i off-ball. Zdaniem Fultza chemia między nim a I.T. byłaby „niesamowita”, co wydaje się nie być przesadzone, jako że Thomas niejako już wziął Fultza pod skrzydła i panowie zdają się bardzo lubić.

Celtowie mogą więc wybrać np. Fultza, który ma potencjał na tzw. franchise-playera, a potem latem spróbować po raz kolejny wzmocnić się wolnym agentem na maksymalnej umowie. Ale mogą też wytransferować ten pick w zamian za Jimmy’ego Butlera albo Paula George’a, co zamknie im drogę do pozyskania nieprzeciętnego młodego talentu oraz letnich wzmocnień, jak również spowoduje kolejne zmartwienia związane z wolną agenturą (George będzie FA w 2018 roku, Butler rok później) i będzie oznaczać pożegnanie się z kilkoma graczami ze składu.

Z drugiej strony, trio Thomas-Butler/George-Horford to bardzo fajna wizja, ale czy jest to trio zdolne przeskoczyć najpierw Cleveland Cavaliers, a potem jeszcze Golden State Warriors? Grousbeck mówił w okolicach trade deadline, że bostończykom brakuje nie jednego, a dwóch świetnych graczy, by móc prawdziwie rywalizować z dwoma najsilniejszymi zespołami ligi w ostatnich latach. Ale sprowadzenie zarówno Butlera, jak i George’a zdaje się być mało prawdopodobne, choć oczywiście nie można wykluczyć, że magia Ainge’a zadziała raz jeszcze.

Przed bostońskim zarządem trudne więc pytania i decyzje do podjęcia. Biorąc jednak pod uwagę raporty m.in. Adriana Wojnarowskiego o tym, że Celtics „na poważnie” chcą przekonać Gordona Haywarda do gry w Bostonie to zdaje się, że tegoroczny pick numer jeden pozostanie w Beantown, no bo po co transferować po George’a czy Butlera, oddając #1 pick i osiem lat kontroli (rookie-deal plus zastrzeżona wolna agentura) nad np. Fultzem, jeśli można nie oddawać w zasadzie nic i (słowo klucz) spróbować pozyskać skrzydłowego Utah Jazz.

Co Celtics powinni zrobić z pickiem?

Zobacz Wyniki

Loading ... Loading ...