G1: LBJ sprowadza na ziemię (0-1)

LeBron James przyjechał do Bostonu na pierwszy mecz finałów konferencji i jak gdyby nigdy nic zabrał Celtom przewagę parkietu, a Cleveland Cavaliers przejechali się po zmęczonej drużynie Brada Stevensa i wygrali 117-104. James zepsuł więc Bostończykom perfekcyjny jak dotąd tydzień po wygranej z Washington Wizards w poniedziałek i wygranej w loterii we wtorek, przypomniając, że Wschód wciąż należy do niego. Zrobił 39/9/7, co tylko potwierdza, że uwielbia grać po takiej przerwie. Celtics z kolei szczególnie na starcie meczu wyglądali na zmęczonych i pozbawionych energii, choć na całe szczęście w drugiej połowie pokazali znacznie lepszy basket i miejmy nadzieję, że w G2 uda im się powalczyć o zwycięstwo.

BOXSCORE

Z jednej strony mamy LeBrona, który od pierwszej kwarty robił w zasadzie, co chciał. 15 punktów, 7/8 z paint i żaden z kilku obrońców, jakich posłał na LeBrona coach Stevens, nie dał rady choćby spowolnić tej maszyny. Z drugiej strony, sami Celtics nie trafiali po prostu z dobrych, czystych pozycji. 2/16 zza łuku do przerwy, przy czym 12 tych trójek to były otwarte pozycje dla Bostończyków. Tristan Thompson od początku robił swoje na Horfordzie, który jak zwykle w tym pojedynku wyglądał zbyt miękko i to Cavs prowadzili już do przerwy 61-39.

Horford i Thomas zrobili w tej pierwszej połowie wspólnie tylko 4/19 z gry i pięć strat, a przecież obaj byli wcześniej kluczowymi graczami bostońskiej drużyny – trudno więc wymagać, aby ta nawiązała jakąkolwiek walkę z przeciwnikiem, jeśli liderzy grają tak słabo. Od pierwszej minuty drugiej połowy Amira Johnsona zastąpił Kelly Olynyk, ale to dopiero Marcus Smart wniósł do gry Celtów potrzebną energię, szczególnie swoją walką z Thompsonem. Na nic to jednak się nie zdało, bo Kevin Love złapał w tej trzeciej kwarcie ogień i trafił cztery trójki.

Dla Love’a był to pierwszy mecz w Bostonie w playoffs od pamiętnego G4 w 2015 roku i podkoszowy Cavaliers zaprezentował się znakomicie, kończąc mecz z 32 punktami i 12 zbiórkami na koncie. Może gdyby nie był tak gorący w tej trzeciej kwarcie to Celtom udałoby się zmniejszyć straty nawet bardziej. Było -28, przed ostatnią kwartą udało się zejść do -17, a bostońska gra w końcu zaczęła wyglądać o niebo lepiej, przede wszystkim ze względu na trafienia. Jest to jakiś dobry prognostyk przed G2, bo to nie jest tak, że defensywa Cavs gra na jakimś super poziomie.

Dziś bez ocen, będą za to pozytywy, bo hej! tak trzeba na to patrzeć:

  • Jae Crowder (21 punktów, 8/13 FG, 4/6 3PT, 8 zbiórek, 5 asyst)

Pozytyw: Celtics po 2/16 w pierwszej połowie zza łuku w drugiej zrobili 10/22. Jae Crowder zadziwiająco słabo wyglądał w starciu z Jamesem, ale trafił cztery trójki i miał 21 punktów, osiem zbiórek i pięć asyst. Tak grający w ataku Crowder jest Celtom bardzo potrzebny, przede wszystkim Crowder trafiający zza łuku i dający te 15-20 punktów w meczu, tym bardziej, jeśli nie jest w stanie zrobić w zasadzie nic przeciwko LBJ.

  • Avery Bradley (21 punktów, 8/16 FG, 4 zbiórki)

Pozytyw: Kyrie Irving notorycznie zasypiał w rogu boiska, dzięki czemu Bradley miał mnóstwo okazji do ścięć i zdobywania łatwych punktów. To jest duża część jego ofensywy, a jak dołoży do tego jeszcze nieco pewniejszą trójkę to powinien być w stanie odciążyć m.in. Thomasa ze zdobywania punktów. Był 2/8 zza łuku, pudłując kilka rzutów z czystych pozycji, które powinien był trafić.

  • Isaiah Thomas (17 punktów, 7/19 FG, 10 asyst)

Trudno zrzucać winę za porażkę na niego, tym bardziej, że ponoć cały czas bardzo doskwiera mu uraz żuchwy. Zabrakło mu w tym meczu nieco większej pewności siebie, zdecydowania. Pozytyw: rozdał dziesięć asyst i wygrał matchup z Irvingiem, a w drugiej połowie wyglądał znacznie lepiej w akcjach pick-and-roll, atakując obręcz i bardzo dobrze znajdywał partnerów na łuku.

  • Jaylen Brown (10 punktów, 5/7 FG, 9 zbiórek)

Pozytyw: Brown  był o jedną zbiórkę od double-double, a do tego pokazał się po prostu z bardzo solidnej strony w tym meczu. Był jednym z niewielu, który grał z energią, z dużą pewnością siebie i bez strachu. Ze wszystkich opcji, jakie Stevens rzucił na Jamesa zdaje się, że to właśnie Brown poradził sobie najlepiej, pokazując swój potencjał w obronie (atletyzm + długie ramiona + szybkość).

Al Horford wygląał w pierwszej połowie trochę jak miękka faja, ostaecznie zrobił 11/8/6, ale to nie był ten Al Horford, którego znamy z tych playoffs, lecz ten, który przegrał już po raz 13. z rzędu z drużyną Jamesa. Tristan Thompson miał career-high 20 punktów i dziewięć zbiórek, z czego aż sześć w ataku. James poza nim i Love’em nie dostał zbyt wiele wsparcia: Irving, Smith, Shumpert, Korver i Williams zdobyli wspólnie 21 punktów i trafili tylko siedem z 30 rzutów. Trochę przerażające, biorąc pod uwagę, że Cavs i tak zrobili w Bostonie blowout.

Inne pozytywy dla Celtics? Lepsza druga połówka, więcej zbiórek w ataku od Cavs (13-12), aż 33 asysty przy 41 trafieniach oraz dobre minuty Geralda Greena z ławki (11 punktów, 3/5 3PT). James mówił po meczu, że nie czuł się wcale tak super, więc strach się bać. Brad Stevens mówił po meczu, że nie może się nadziwić, iż LBJ jest jeszcze lepszy niż gdy przychodził do Bostonu kilka lat temu. Coach Celtów zastanawiał się też nad rzuceniem podwojeń na Jamesa w G2, a pierwszą piątkę znów mogą czekać przetasowania. Kolejne starcie w piątek w TD Garden.