Utah Jazz nie dali rady Golden State Warriors i nie zdołali wygrać nawet spotkania w półfinałach konferencji. Gordon Hayward ma za sobą tak czy siak udaną fazę play-off, bo choć jego drużynie nie udało się przeskoczyć Warriors to sam zawodnik spisywał się bez zarzutu. Teraz przed nim trudna decyzja, gdyż latem może się wyoptować z obecnego kontraktu i wejść na rynek wolnych agentów. Wśród zainteresowanych są ponoć Boston Celtics. Mówi się o tym od dawna, choćby ze względu na relacje Haywarda z Bradem Stevensem – Adrian Wojnarowski już kilka miesięcy temu pisał, że Celtowie będą latem starać się o skrzydłowego, jeśli będzie taka możliwość. Wszystko wskazuje jednak na to, że Hayward rzeczywiście trafi na rynek.
Fani Jazz bardzo chcą, aby Hayward nadal pozostał zawodnikiem Utah. To właśnie zespół z Salt Lake City wybrał skrzydłowego w drafcie w 2010 roku i to w barwach tej drużyny Hayward urósł do rangi all-stara, dostając powołanie na tegoroczny Mecz Gwiazd. Co więcej, 27-latek ma za sobą bardzo udany sezon regularny oraz playoffs, w którym to Jazz nie tylko zajęli solidne piąte miejsce na Zachodzie, ale też wygrali w pierwszej rundzie z wyżej rozstawionymi Los Angeles Clippers. W drugiej nie mieli jednak zbyt wiele do powiedzenia przeciwko Warriors.
Hayward w przekroju całych playoffs (11 spotkań) notował średnio 24.1 punktów, 6.1 zbiórek oraz 3.4 asysty na mecz, trafiając przy tym 44.1 procent z gry, 41.2 procent zza łuku oraz 93.4 procent z linii rzutów wolnych. Statystyki to jedno, natomiast sama gra 27-latka była po prostu bardzo dobra i niezwykle dojrzała jak na kogoś, kto w fazie play-off grał dopiero po raz drugi w karierze. Hayward bez wątpienia był liderem Jazz i z tej roli wywiązał się znakomicie, jednak kibice Jazz martwią się, że mogli widzieć ostatni mecz skrzydłowego w drużynie Utah.
Zawodnik ma bowiem opcję zawodnika na przyszły sezon i jeśli ją wykorzysta to zarobi $16.7 milionów dolarów. Może jednak jej nie podejmować, dzięki czemu wejdzie na rynek wolnych agentów. A po tak dobrym sezonie z pewnością sporo drużyn będzie zainteresowanych jego pozyskaniem. Od lat często mówi się o tym, że Hayward koniec końców znów trafi pod skrzydła Brada Stevensa, z którym odnosił wiele sukcesów na małym uniwerku Butler. Nic więc dziwnego, że Celtics wymieniani są jako jedni z pierwszych, jeśli chodzi o nowy klub dla 27-latka.
Trzeba jednak pamiętać o tym, że duże znaczenie ma sytuacja finansowa. Hayward jako wolny agent będzie mógł tego lata podpisać kontrakt maksymalny o wartości 30 procent salary cap. Najdłuższy i największy kontrakt będą mu jednak mogli zaoferować Jazz – około $175 milionów dolarów na pięć lat. Oferty kontraktów od innych klubów to maksymalnie cztery lata i około $130 milionów dolarów. Zdaje się więc, że pod względem finansowym to Jazz mają przewagę i nie tylko mogą dać Haywardowi najdłuższy kontrakt, ale też najwięcej pieniędzy.
Z drugiej strony, ciekawą opcją dla Haywarda jest podpisanie umowy 3+1 z opcją zawodnika w ostatnim roku. Dlaczego miałby to zrobić? Otóż za trzy lata będzie kwalifikował się na największy możliwy kontrakt maksymalny (35 procent salary cap). Miałby wtedy 30 lat, teoretycznie najlepsze lata wciąż przed sobą, a do tego wizję 5-letniej umowy maksymalnej. W takiej sytuacji Jazz nie mają zbyt dużej przewagi, gdyż ewentualna umowa 3+1 od Jazz to tylko $5 milionów dolarów więcej dla Haywarda niż od jakiejkolwiek innej drużyny.
Sam zainteresowany na razie nie chce jeszcze rozmawiać o tym, czy rzeczywiście odrzuci opcję w swoim kontrakcie i wejdzie na rynek wolnych agentów już tego lata, natomiast pewne jest, że jeśli tak się stanie to Celtics będą bacznie się przyglądać całej sytuacji. Tym bardziej, że przecież drugi rok z rzędu będą mogli mieć w salary cap miejsce na kontrakt maksymalny. Pytanie tylko, czy Hayward jest rzeczywiście potrzebny bostońskiej drużyny i czy jest to zawodnik, który powinien być na celowniku generalnego menadżera Danny’ego Ainge’a. Jak myślicie?