G4: Wstydliwe 0-26 (2-2)

Boston Celtics wracają do siebie z remisem 2-2 po dwóch meczach w Waszyngtonie. Nie udało się niestety za wiele zmienić w meczu numer cztery i Celtowie po raz drugi z rzędu dostali ostre lanie, na moment zapominając, jak się gra w koszykówkę, by po chwili obudzić się z jeszcze jedną 20-punktową stratą. Wizards wygrali 121-102 i to cały czas gospodarz tryumfuje w starciach między tymi dwoma drużynami. 19 punktów oraz pięć asyst zapisał na konto najlepszy strzelec Celtów w osobie Isaiaha Thomasa, który jednak większość swoich oczek zdobył jeszcze w pierwszej połowie, zanim bostońska drużyna nie zaliczyła wstydliwego upadku w trzeciej kwarcie. Czas na powrót do TD Garden, w środę starcie numer pięć.

BOXSCORE

W pierwszej kwarcie było nawet 30-20, a do przerwy remis 48-48, bo Celtics w końcu nie dali się rozpędzić Wizards już w pierwszej kwarcie, a Thomas miał znacznie więcej miejsca niż w G3 i w kilkanaście minut tej pierwszej połowy trafił aż pięć trójek, dzięki czemu zdawało się, że Celtowie w końcu dadzą sobie szansę i że być może po raz pierwszy w tym sezonie wygrają w Waszyngtonie. Niestety, to było tylko złudzenie, bo od stanu 53-52 w trzeciej kwarcie to znów Wizards przejęli inicjatywę i zrobili to z jeszcze większym hukiem niż w meczu numer trzy.

Przez sześć minut tej trzeciej kwarty, Wizards zrobili run 26-0, świetnie przechodząc z obrony do ataku, a więc grając swoją najlepszą koszykówkę. Celtics w te sześć minut mieli więcej strat (8) niż oddanych rzutów (pięć) i zdaje się, że po raz kolejny po prostu zapomnieli, jak się gra w koszykówkę. Potem nie było już do czego wracać i na nic zdał się słaby w tym meczu start Johna Walla, który zaczął od 0/9 z gry, ale potem pomógł Wizards odrobić 12-punktową stratę i do przerwy miał 14 punktów, a na tablicy wyników był remis 48-48.

Wizards znaleźli w drugiej połwowie sposób na Thomasa, po tym jak w pierwszej ten miał wyjątkowo dużo miejsca. Trapowali go na ósmym-dziewiątym metrze i kazali pozbywać się piłki, by potem patrzeć jak Avery Bradley i Jae Crowder pudłują rzuty. Ta dwójka zdobyła dla Celtics tylko 11 oczek, pudłując aż 14 z 18 rzutów (w tym siedem z ośmiu trójek). Thomas miał też jak zwykle problemy w obronie, bo Wizards albo starali się grać na niego tyłem do kosza, albo też kazali mu biegać po zasłonach. 27-latek miał w drugiej połowie tylko dwa punkty.

Celtics mieli aż 20 strat w tym meczu, po których Wizards zdobyli aż 34 punkty. To jest woda na młyn dla ekipy z D.C. która przecież uwielbia grać szybką piłkę. Mecz w pierwszej piątce znów rozpoczął Amir Johnson, ale to nie była dobra decyzja Brada Stevensa, który musi szukać gdzieś indziej. Gdzie? Może Jaylen Brown, może jak zwykle plusowy Terry Rozier? Najgorsze jednak, że pomimo tej dobrej gry w pierwszej połowie, Celtowie znów pozwolili przeciwnikom na tak wielki zryw – bo tracili piłkę, bo nie zbierali i przede wszystkim nie trafiali rzutów.

I.T. na 19 punktów, ale aż 17 zdobył w pierwszych 13 minutach meczu. Olynyk miał 14 oczek, Terry Rozier grał przede wszystkim w garbage-time, jak teraz nazywamy w tej serii czwarte kwarty i zapisał na konto 16 punktów. Celtom nie udało się wygrać w Waszyngtonie, wszystkie cztery mecze w tym sezonie przegrywali w stolicy z kretesem. I raczej już tam nie wygrają. Powrót do Bostonu jest im bardzo potrzebny, ale z taką grą będzie ciężko, nawet przy wsparciu Ogródka. Z drugiej strony, ta przewaga parkietu może się tu okazać kluczowa.

Na pocieszenie skrót występu Terry’ego Roziera: