G2: 53 (2-0)

Kiedy prowadzisz stronę, jesteś blogerem, nie może ci zabraknąć słów. Isaiah Thomas robi wtedy jednak takie rzeczy i tobie tych słów naprawdę brakuje, bo po prostu nie wiesz, jak to podsumować, jak to opisać. I cieszysz się, że miałeś okazję widzieć to na żywo, bo to był epicki występ Thomasa, który zdobył 53 punkty i poprowadził Boston Celtics do zwycięstwa 129-119 po dogrywce w drugim meczu półfinałów konferencji. Thomas potwierdził, że jest królem czwartej kwarty (i okazyjnie dogrywki), przejmując ten mecz z rąk Johna Walla i z pomocą kolegów dał drużynie prowadzenie 2-0 przed wyjazdem do D.C. Wtorkowa wygrana była szóstą kolejną Celtów w fazie play-off. C’s są 34-0, jeśli wygrywają dwa pierwsze mecze w serii do czterech.

Isaiah Thomas kilka tygodni temu stracił siostrę. 2 maja obchodziłaby ona 23 urodziny. Pal licho utratę zęba, która jest niczym w porównaniu z taką tragedią, choć przecież Thomas dzień przed meczem musiał przejść operację, po której nie czuł się za dobrze. Isaiah już po meczu numer jeden mówił, że wszystko teraz robi dla swojej siostry i we wtorek w najlepszy możliwy sposób uczcił jej urodziny. Był kosmitą, był niesamowity, był po prostu epicki – to wszystko nie oddaje tego, co zrobił przeciwko Wizards, bo nie ma na to słów. Był jak maszyna.

Przejął ten mecz z rąk Johna Walla, który wcześniej jak buldożer radził sobie ze wszystkim, co Celtics rzucali na niego w obronie (już po 12 minutach miał 19 punktów i sześć asyst), ale w końcówce się spalił. W porównaniu z Thomasem był jak Brandon Jennings. Dostał też mało pomocy od kolegów, bo Bradley Beal długi czas nie mógł się wstrzelić, Marcin Gortat znów miał dobrą tylko pierwszą połowę i tylko Markieff Marcus Morris dał niespodziewanie dobre minuty, choć jego kostki nieraz ucierpiały, gdy przyszło mu bronić Thomasa.

Tymczasem w Bostonie to nie tylko Avery Bradley trafiał ważne rzuty, to także Terry Rozier znów był niesamowity i miał ogromnie pozytywny wpływ na grę, to także znów solidny Al Horford, to także znów Marcus Smart robił wszystkiego po trochu i to także Jaylen Brown znów dał dobre minuty. Celtics wrócili z dalekiej podróży, kiedy po pierwszej kwarcie przegrywali 29-42, by w drugiej zagrać bardzo dobrze w obronie i cały czas skutecznie w ataku, kończąc połówkę z 61-procentową skutecznością z gry. Kolejną podróż zafundowali sobie oddając run 14-0.

Ale i z tego zdołali wrócić, a w ostateczności doprowadzić do dogrywki (wielki rzut Terry’ego Roziera), wcześniej wygrywając tę fizyczną bitwę z rywalem, w szeregach którego krew polała się nie raz, a dwa razy (Porter, Oubre), a kilku zawodników (Smart, Thomas) uderzało głową o parkiet. W dogrywce wynik otworzył Oubre, ale potem za faule spadali kolejno Gortat oraz Morris, a Isaiah Thomas przechodził do historii, już na stałe zapisując się na kartach ogródkowej historii. Wszystko to robiąc dla siostry, z którą tego samego dnia świętowałby 23. urodziny.

Czas na oceny:

  • Isaiah Thomas (53 punkty, 18/33 FG, 5/12 3PT, 12/13 FT, 4 asysty): 10

Dziesięć w skali 1-6, czyli Isaiah Thomas jest kosmitą. Tylu punktów dla Celtics w fazie play-off nie zdobywali ani Larry Bird, ani Paul Pierce, ani tym bardziej Bill Russell, bo tylko John Havlicek miał w 1973 roku oczko więcej. To była noc, która przejdzie do historii Boston Celtics. Nie, Isaiah Thomas nie da się tak łatwo nakryć czapką w playoffs. Nie, Isaiah Thomas nie powinien wychodzić z ławki. Nie, Isaiah Thomas nie jest graczem, z którym nie można wygrywać w playoffs. Isaiah Thomas jest dziś wielki, niesamowity i szacunek mu za to wszystko, bo nikt nie ma wątpliwości, że o tym meczu będzie się mówić i pamiętać jeszcze przez długi, długi czas.

  • Terry Rozier (12 punktów, 3/8 FG, 2/5 3PT, 4/4 FT, 6 zbiórek, 4 asysty): 5

Terry Rozier był +25 w tym meczu i jest teraz +94 w tych playoffs, co jest najlepszym wynikiem w calutkiej lidze. Rozier dołożył także kolejną wielką trójkę, a Brad Stevens nie boi się zaufać swoim młodziakom, którzy odpłacają mu się piękną grą w tegorocznej fazie play-off.

  • Al Horford (15 punktów, 6/9 FG, 12 zbiórek, 3 asysty): 5-

To nie był tak dobry mecz Horforda jak wcześniej, ale i tak zrobił w zasadzie swoje: 15/12/3 oraz dwa bloki i jak zwykle ważne akcje w samej końcówce spotkania. W pewnym okresie tego meczu zasłużył na określenie go mianem „kiepskiego”, natomiast Horford raz jeszcze przypomina nam, że ważne jak się kończy, a on we wtorek skończył z dobrym jednak występem.

Jae Crowder na 14/7/4, ale znów miał problemy z trafianiem (0/3 zza łuku). Avery Bradley z urazem biodra, który doskwierał mu szczególnie po przerwie, ale i tak miał kilka bardzo ważnych akcji (trójka tu, przechwyt na Wallu tam) i zrobił 14 punktów. Smart jak zwykle wypełnił boxscore, a Brown i Olynyk dali dobre wsparcie z ławki. I tylko biedny Amir Johnson zaczął mecz w pierwszej piątce, ale był -8 w pięć minut gry i w stolicy USA chyba już od pierwszej minuty nie wyjdzie. Celtics niszczą Wizards głównie niskimi ustawieniami.

Isaiah powiedział po meczu, że nie było opcji, że nie zagra w urodziny siostry. Chciał wygrać dla niej i to się udało. Po takim spotkaniu, po takim występie. W czwartej kwarcie i w dogrywce miał łącznie 29 punktów, o jeden punkt mniej niż cała drużyna Wizards. Isaiah Thomas nie przestaje zadziwiać, jest inspiracją i kimś, kto stawia czoło tylu przeciwnościom losu, że nie jeden dawno by się poddał. Ale to nie jest opcja dla Thomasa, który na przekór wszystkiemu i wszystkim robi rzeczy niemożliwe i niesamowite. Bo jest po prostu wielkim człowiekiem.