G2: Bulls o klasę lepsi (0-2)

Przybici, ale także rozbici. Boston Celtics znów bez energii, znów bez wyrazu i znów na tarczy w starciu z Chicago Bulls. Bardzo ciężko będzie wrócić z 0-2, tym bardziej kiedy dwa kolejne mecze rozegrane zostaną w Windy City. Celtowie stają więc przed bardzo trudnym zadaniem, choć w NBA takie powroty już się udawały. Tak czy siak, po dwóch meczach jest bardzo źle i trudno jest być optymistą. Tym bardziej, kiedy drużyna gra jeszcze gorzej niż w meczu numer jeden i ze świecą szukać jakichkolwiek pozytywów w postawie Bostończyków. Mało? We wtorek Rajon Rondo był jak vintage playoff Rajon Rondo i nie tylko prawie zrobił triple-double, ale też przejrzał Celtów na wylot. G3 w piątek i to jest dopiero must-win dla Celtics.

BOXSCORE

Oddając run 2-17 w pierwszej kwarcie stawiasz się w bardzo trudnej sytuacji. Tak samo, jeśli oddajesz aż 16 zbiórek w ataku już w pierwszej połowie po tym, kiedy twój coach mówi, że musisz robić lepszą robotę na desce. Celtics wyszli na ten mecz z dobrym nastawieniem, początek mógł dawać fajne nadzieje, ale Bulls znów zbyt łatwo złapali wiatr w żagle – a złapali go na bronionej przez Celtów desce – i z tym wiatrem poszli aż do drugiej połowy, przez trzecią kwartą – w której nic sobie nie zrobili z 62-procentowej skuteczności C’s – aż do ostatniej odsłony.

W tej był vintage Wade, wcześniej był vintage playoff Rondo, który był o jedną zbiórkę od triple-double i zrobił ostatecznie 11/9/14 oraz pięć przechwytów, czyli coś, co ostatnio zrobił… Rondo w 2009 roku. Ale to nie tylko był Rondo Dystrybutor, ale też Rondo Obrońca, który na pamięć zna wszystkie zagrywki Celtów i który bardzo dobrze nakrył Thomasa w defensywie i nie pozwolił mu szaleć tak bardzo jak w meczu numer jeden. Thomas miał też przy okazji spore problemy na linii rzutów wolnych i ani przez chwilę nie wszedł w tym meczu w swój rytm.

Miał też Thomas problemy w obronie, co jest oczywiście jasne, kiedy Bulls akcja za akcją grają pick-and-roll 1/3, akcja za akcja atakując w ten sposób Thomasa. Nie robili tego w sezonie regularnym, ale robią to teraz i teraz to niestety Celtów bardzo boli. I to dlatego Celtics mogą rzucać 62 procent z gry w trzeciej kwarcie, a i tak przegrać te 12 minut wynikiem 29-32. Tym bardziej, kiedy tym razem to nie Bobby Portis, a nikomu szerzej nieznany Paul Zipser rozgrywa mecz życia, a Robin Lopez trafia wszystkie rzuty z szóstego metra jakby był Garnettem.

Gdzie szukać powodów tego koszmaru?

  1. Bulls nawet bez Gibsona masakrują Celtów na tablicach.
  2. Rajon Rondo skorzystał z wehikułu czasu i wrócił jako wersja z 2009 roku.
  3. Amir Johnson jakiego znamy umarł na naszych oczach.
  4. Bulls dostają na razie jeden mecz życia od któregoś z rezerwowych w każdym spotkaniu.
  5. Głębia składu Celtics w fazie play-off nie ma racji bytu.
  6. Bulls okazują się być drużyną stworzoną do wyeksponowania słabości Celtics.
  7. Nie ma lidera w bostońskiej drużynie, na którą spadła na dodatek tragedia rodzina I.T.

Nie wiemy, jak bardzo to ostatnie ma wpływ na grę Celtów. Nie wiemy i wiedzieć nie będziemy, ale jasne jest, że Celtics skończyli sezon w znakomitych nastrojach, ale po tragicznej śmierci siostry Thomasa wszystko się zmieniło. Zmienił się też Thomas, co jest oczywiste, bo trudno jest oczekiwać, że wróci w tej serii ten charakterystyczny dla niego uśmiech na twarzy. A to wszystko powoduje, że Celtics chcąc nie chcąc stracili sporo ze swojej tożsamości. Są dyskusje na ławce, jest Smart ze środkowym palcem dla kibica i jest cicha bostońska szatnia.

Jest też jeszcze Brad Stevens, który niestety też przegrywa tę serię i już po raz trzeci zaczyna playoffs od 0-2. Fred Hoiberg po tych dwóch zwycięstwach – pierwszych w jego karierze w fazie play-off – ma ich już tyle samo na koncie. I tak jak Bulls jeszcze kilka miesięcy temu zdawali się być w kompletnym rozpadzie, gdy wyszły brudy w zespole, Rondo został odesłany na ławkę, a Butler na blok transferowy, tak w tym momencie to Boston Celtics zdają się być w takim rozpadzie. No, może niekoniecznie w rozpadzie, ale to jest najgorszy moment w całym sezonie.

I  trudno szukać pozytywów, bo tragedia I.T. zostanie z zespołem do końca tej serii. Bo w Chicago bostońska drużyna nie wygrała od 2014 roku, a żeby awansować musi wygrać jeszcze cztery spotkania, z czego aż trzy mogą być rozgrywane w United Center. Mogą, bo na razie to wygląda jak szybkie 4-0 dla Byków. Ale 0-2 to jednak nie jest 0-4, a Boston cały czas może do tej serii wrócić. Trudno jest być optymistą, jednak seria trwa tak długo, aż jedna z drużyn nie wygra czwartego meczu. Celtics są pod ogromną ścianą. Czy uda im się spod niej uciec?