Brad Stevens powiedział po meczu, że w Bostonie przecież zawsze stawia się wyższe cele, ale powrót na tron mistrzów dywizji atlantyckiej to z pewnością kolejne fajne osiągnięcie dla Celtów w tym sezonie. Stało się to możliwe dzięki wygranej nad Brooklyn Nets, za sprawą której Celtowie nie tylko zresztą przypieczętowali zdobycie tytułu mistrzów dywizji, ale też… wrócili na pierwsze miejsce w Konferencji Wschodniej! A to dlatego, że Cavaliers dali odpocząć w poniedziałek LeBronowi oraz Irvingowi, z czego skorzystali Miami Heat i po dogrywce wygrali we własnej hali z ekipą z Cleveland, dzięki czemu na kolejkę przed końcem sezonu to Boston Celtics legitymują się lepszym bilansem (52-29) niż broniący tytułu mistrzowie (51-30).
Taka sytuacja oznacza, że to Celtowie są panami własnego losu i aby skończyć sezon z pierwszym seedem to potrzebują wygrać w środę w ostatnim spotkaniu RS przeciwko Milwaukee Bucks. Pierwszą część zadania – czyli zwycięstwo z Nets – wykonali w poniedziałek, choć w meczu, w którym prowadzili nawet 27 punktami, mieliśmy jeszcze trochę nerwów w czwartej kwarcie, lecz ekipa z Brooklynu nie zdołała odrobić strat i Celtowie raczej w spokojnym stylu domknęli to starcie. Najwięcej punktów dla Bostończyków zdobył po raz kolejny I.T.
Wcześniej znakomicie spisywał się przede wszystkim Avery Bradley, a w czwartej kwarcie kilka ważnych rzutów trafił Al Horford. Celtics już po pierwszej kwarcie prowadzili 28-13 po tym jak Nets trafili ledwie 14 procent swoich rzutów. Dopiero na koniec trzeciej odsłony – w której zrobili m.in. run 12-0 i znacząco zmniejszyli ponad 20-punktową stratę – udało im się przekroczyć 30-procentową granicę, a sporo krwi napsuli Celtom głównie Jeremy Lin (26/12/4 oraz 16/17 z wolnych) i Brook Lopez (25 oczek), który ma teraz najwięcej punktów w historii Nets.
Czas na oceny:
- Avery Bradley (18 punktów, 7/10 FG, 3/5 3PT, 5 zbiórek): 5
Znakomity mecz Bradleya, który zagrał najlepsze swoje spotkanie po powrocie na parkiet od czasu choroby, trafiając 7/10 z gry i trzy trójki. Miał też dwie świetne dobitki i zaraz przed startem fazy play-off wygląda coraz lepiej.
- Jae Crowder (11 punktów, 4/6 FG, 3/4 3PT, 8 zbiórek, 6 asyst, 2 bloki): 5
Robił wszystkiego po trochu i ostatecznie zrobił bardzo fajny all-around game. Trafił 3/4 zza łuku, ale w 33 minut gry oddał tylko sześć rzutów, więc można było go nieco lepiej wykorzystać. Ale miał też sześć asyst, co było najlepszym w drużynie wynikiem (tyle samo miał Smart).
- Isaiah Thomas (27 punktów, 10/21 FG): 5-
Piątka z minusem, a minus za 2/10 zza łuku i tylko trzy asysty. Thomas zrobił swoje, w 30 minut gry zdobył 27 oczek i z nim na parkiecie Celtowie byli najlepsze +16.
- Al Horford (19 punktów, 8/17 FG, 8 zbiórek, 4 asysty): 5-
Horford zrobił ostatecznie bardzo solidne 19/8/4, choć miał sporo problemów ze skutecznością. Aż do czwartej kwarty, kiedy to w obliczu ataków Nets trafił kilka bardzo ważnych rzutów i pomógł Celtom odepchnąc te ataki, dzięki czemu Bostończycy wygrali 52. mecz w sezonie.
- Marcus Smart (13 punktów, 3/9 FG, 6 asyst): 4+
Solidny występ Smarta, który był najlepiej punktującym graczem Celtics z ławki i dołożył do tego także sześć asyst, choć 3/9 z gry wrażenia nie robi. Na plus dwie trafione trójki oraz 5/5 z linii rzutów wolnych.
Z ławki dobre wsparcie dał jeszcze Kelly Olynyk (11/6/3), a Jonas Jerebko może i punktów dużo nie zdobywa, ale od jakiegoś czasu daje drużynie naprawdę dobre minuty (tym razem cztery punkty, ale i osiem zbiórek oraz trzy asysty). Celtowie wygrali walkę na tablicach 51-49, ale znów nie potrafili zrobić blowoutu. W środę ostatni mecz w sezonie, czyli starcie przeciwko Bucks. Wygrana oznaczać będzie, że to Boston Celtics rozpoczną fazę play-off jako najlepsza drużyna na Wschodzie i będą mieć przewagę parkietu aż do ewentualnych finałów konferencji.