Boston Celtics przegrywają drugi kolejny mecz i mają coraz mniejsze szanse na zajęcie pierwszego miejsca w Konferencji Wschodniej. Celtom nie udało się szybko pozbierać po przegranej z Cleveland Cavaliers i pomimo walki prawie do samego końca, musieli oni uznać wyższość zespołu Atlanta Hawks. Jastrzębie wygrywały w tym meczu nawet 20 punktami, ale Bostończycy zmniejszyli straty i ostatecznie przegrali 116-123. Nie pomogło 35 punktów od Thomasa, nie pomógł też znakomity mecz Marcusa Smarta, który jako pierwszy w… historii NBA zaliczył spotkanie z co najmniej pięcioma trójkami, siedmioma asystami, sześcioma przechwytami i dwoma blokami. Nie był to udany powrót do Atlanty dla Ala Horforda.
Celtowie już w pierwszej kwarcie przegrywali 18-32 zanim Marcus Smart nie trafił dwóch trójek na koniec tejże odsłony. Od początku jednak podopieczni Brada Stevensa popełniali sporo błędów w ataku i w obronie, po raz kolejny nie mając także niewiele do powiedzenia na tablicach, szczególnie z tak dobrze zbierającym zespołem jak Hawks. Ci do przerwy zrobili 71 punktów na 54-procentowej skuteczności z gry i wygrywali różnicą 16 punktów. Isaiah Thomas miał 16 punktów do przerwy, Jae Crowder z 13 aż 11 zdobył w drugiej odsłonie.
A gdy w trzeciej kwarcie Hawks wyszli nawet na 20-punktowe prowadzenie to jasne było, że przed Celtami bardzo trudne zadanie. Kolejna trójka Smarta z końcową syreną trzeciej odsłony zmniejszyła jednak straty Bostończyków do ledwie dziesięciu oczek, a potem znakomita gra 22-letniego obrońcy pozwoliła Celtom jeszcze do tego meczu wrócić. Smart dwoił się i troił, a Celtics zeszli nawet do pięciu punktów, ale to by było na tyle, bo Avery Bradley był 1/8 zza łuku, a Horford – podobnie jak bostońska defensywa – do Atlanty najwidoczniej nie przyleciał.
Czas na oceny:
- Marcus Smart (18 punktów, 6/11 FG, 5/9 3PT, 7 asyst, 6 przechwytów): 5
Naprawdę trudno jest mieć jakiekolwiek zastrzeżenie do Smarta po tym meczu. Może jedynie takie, że szkoda iż nie robi tego częściej. Smart zagrał jeden z lepszych meczów od dawien dawna, robiąc linijkę statystyczną, jakiej w NBA nigdy nie widziano. To jego intensywność, zawziętość i bardzo dobra gra w obronie pozwoliły jeszcze Celtom wrócić do tego spotkania. Trafił też pięć trójek i gdyby jeszcze tylko miewał tak dobre pod tym względem mecze częściej.
- Isaiah Thomas (35 punktów, 10/21 FG, 4/8 3PT, 11/13 FT): 4+
35 punktów dla Thomasa, z którym jednak Celtics byli najgorsze -20 w tym meczu. Thomas w zasadzie zrobił swoje, trafił kilka trudnych i ważnych rzutów, a do tego był 11/13 z linii rzutów wolnych, jednak tym razem Celtics nie mieli okazji, aby wybuchnąć radością tak, jak miało to miejsce podczas poprzedniego meczu w Atlancie.
- Jae Crowder (24 punkty, 9/14 FG, 4/7 3PT): 4+
Czwórka z plusem także dla Crowdera, który ostatecznie zaliczył więcej punktów niż Taurean Prince, ale ten bardzo mocno utrudnił Celtom życie na początku tego spotkania. Crowder był gorący szczególnie w drugiej kwarcie, trafił ostatecznie cztery trójki i szkoda tylko, że w ostatniej odsłonie nie dał zbyt dużego wsparcia.
- Avery Bradley (17 punktów, 6/19 FG): 3+
Trója dla Bradleya, który zdobył co prawda 17 punktów, ale aż z 19 rzutów i znów był bardzo zimny w rzutach za trzy, trafiając tylko jedną na osiem prób. Plusik za ten wielki wsad nad Bazemore’em, bo może to go odblokuje nieco bardziej przed fazą playoffs. Przypomniał się trochę A.B. wsadzający ponad Kevinem Durantem.
Al Horford był 1/8 z gry i miał problemy z faulami, nie mając w zasadzie nic do powiedzenia w starciach z Howardem. Olynyk zrobił 0/5 zza łuku, a bostońska ławka znów się niestety nie popisała. To był drugi kolejny zły mecz Celtów, którzy znów pozwolili rywalom na duży wynik punktowy. Ale może potrzebny był taki zimny prysznic? Brawa też za walkę, bo tej nie można Celtom odmówić. Horford robi swoje, a Bradley trafia dwie-trzy trójki więcej i Bostończycy taki mecz wygrywają. Ale hej, przynajmniej Orlando Magic wygrali wczoraj z Brooklyn Nets.