Boston Celtics niestety nie potrafili wykorzystać sobotnich potknięć Washington Wizards oraz Cleveland Cavaliers i przegrali w niedzielę w Filadelfii, grając drugi kolejny mecz Isaiaha Thomasa. Sixers pokonali Celtów wynikiem 105-99, a ci po raz drugi z rzędu mieli spore problemy przede wszystkim w ataku, choć obrona – mimo braku teoretycznie najgorszego przecież defensora w drużynie – również niezbyt błyszczała. Co ciekawe, zanim Thomas zaczął pauzować przez uraz kolana to bostońska drużyna miała aż 26 kolejnych meczów, w których trafiała 10 lub więcej trójek i był to drugi wynik w historii ligi. W dwóch ostatnich spotkaniach Celtics trafili łącznie jednak tylko 13 z 58 oddanych prób zza łuku. Sixers przerwali serię 11 meczów porażek z Bostonem.
Celtics po raz kolejny dali się w tym sezonie pokonać mimo posiadania w pewnym momencie spotkania nawet 13-punktowej przewagi. Al Horford był w trzeciej kwarcie wielki, Al Horford grał najlepszy swój mecz w barwach Celtics i przed ostatnią odsłoną miał na koncie aż 27 punktów, robiąc także wiele innych pożytecznych rzeczy. Gdy schodził z parkietu na 4:43 przed końcem trzeciej kwarty Celtowie mieli 10 oczek przewagi. Kilkanaście minut później i to Sixers wygrywali, punktując Celtów aż 43 do 28 w tych ostatnich 17 minutach gry.
Horford w czwartej kwarcie punktów już nie zdobył, a Serio Rodriguez miał zbyt dużo swobody, bo Terry Rozier był bardzo “biegunowy” – w ataku grał całkiem nieźle, natomiast w obronie był kotwicą, która pociągnęła Celtów w dół, a już na samo dno, kiedy duży błąd Roziera kosztował Bostończyków trójkę Nika Stauskasa, po której gospodarze powiększyli swoją przewagę do sześciu punktów na kilkadziesiąt sekund przed ostatnią syreną. Szkoda, bo Celtowie nawet bez Thomasa powinni sobie poradzić i wygrać po raz czwarty w tym sezonie z 76ers.
Czas na oceny:
- Al Horford (27 punktów, 11/16 FG, 8 zbiórek, 6 asysty, 2 bloki): 5
Grał świetnie do kosza, przestawiając zawodników Sixers i był znakomitą pierwszą opcją Celtics, a w trzeciej kwarcie zrobił sobie one-man show, choć oczywiście brawa dla kolegów, że bardzo dobrze go znajdowali (i bura za to, że w czwartej kwarcie już tego nie potrafili). I nawet pomimo tego, że w czwartej kwarcie punktów nie zdobył to i tak był to najlepszy jego mecz w barwach bostońskiej drużyny. Na takiego Ala czekaliśmy i miejmy nadzieję, że będzie potrafił zrobić takie cyferki także u boku I.T. bo to na razie raczej się nie zdarza.
- Jae Crowder (15 punktów, 3/13 FG, 7/8 FT, 7 zbiórek, cztery asysty): 4-
Cztery z minusem dla Crowdera, który zdobył 15 punktów i był drugim najlepszym strzelcem drużyny, ale jednak spudłował aż 10 z 13 rzutów i nie był już taki super jak na Brooklynie kilka dni temu.
- Terry Rozier (14 punktów, 4/12 FG, 10 zbiórek): 3+
Niby dobrze, ale jednak nie do końca. Rozier zagrał najlepszy od dawna mecz w ataku i po fatalnym urodzinowym występie przeciwko Nets zaprezentował się nieźle pod względem ofensywnym, dokładając także do tego 10 zbiórek, ale też był po prostu słaby w obronie i w drugiej połowie zrobił chyba jednak więcej złego niż dobrego dla drużyny.
Kelly Olynyk jako jedyny obok Horforda nie miał problemów ze skutecznością: 12 punktów, 3/4 z gry, 6/7 z wolnych, bo w końcu gwizdali dla niego. Marcus Smart był 3/12 z gry, ale miał też osiem asysty. Avery Bradley zrobił 13 punktów z 14 rzutów i nie trafił ani jednej z pięciu prób zza łuku. Jaylen Brown był fatalny i Dario Sarić (23 punktów, ale i słabiutka obrona na Horfordzie) bez problemu idzie po ROTY. To wyraźnie nie był dzień Celtów (poza Big Alem), którzy według Crowdera myślami byli już chyba przy poniedziałkowym starciu z Washington Wizards…