Boston Celtics wygrali siódmy mecz z rzędu, ale najważniejszym wydarzeniem meczu była trójka zdobyta przez zespół przeciwnika, po której cały Ogródek wręcz wybuchł okrzykiem radości. To chyba pierwszy raz, gdy fani Celtics celebrowali punkty rywala, jednak to przecież nie rywal te punkty zdobywał, lecz Paul Pierce w swoim stylu żegnał się z TD Garden, trafiając zza łuku w ostatnich sekundach meczu. To był jego wieczór i to musiało się tak skończyć. A zaczęło się od wielkiej owacji, pocałunku na środku boiska i pierwszego rzutu w spotkaniu, który okazał się być minimalnie niecelny. Potem były jeszcze chwile wzruszenia, kibice skandujący jego imię nazwisko, a na koniec rzut, który chybiony być już nie mógł.
O ostatnim meczu Pierce’a w TD Garden będzie więcej we wtorek, natomiast nie ma wątpliwości, że takie rzeczy dzieją się tylko i wyłącznie w Bostonie. Pierce wyszedł w pierwszej piątce, dostał wielką owację, ale zagrał tylko kilka minut, po czym wrócił na ławkę i dopiero w ostatnich sekundach dostał jeszcze okazję pożegnać się w swoim stylu. Nigdy przenigdy nie zakończył meczu w Ogródku bez punktów i nie mogło być inaczej tym razem. Magia? Duch Reda Auerbacha? Szczęście od Lucky’ego? To był najbardziej niesamowity moment sezonu.
Celtics natomiast wygrali po raz siódmy z rzędu i w końcu zagrali dobrze w obronie, choć pozwolili Clippers wrócić do tego spotkania w samej końcówce. Wcześniej oddali aż 52 rzuty zza łuku (w tym 30 do przerwy, co zdarzyło się dopiero po raz trzeci w historii NBA), bo jak mówił Brad Stevens, na tylko takie rzuty pozwalała obrona rywali, bardzo dobrze zamykając paint. Mieli Celtowie problemy z Feltonem, który był sto razy lepszy od startującego backcourtu LAC, ale aż siedmiu bostońskich graczy miało 11 lub więcej punktów.
Czas na oceny, dziś dla trójki zawodników:
- Isaiah Thomas (28 punktów, 7/18 FG, 11/12 FT, 8 asyst): 5-
Nie był to najlepszy mecz Thomasa, ale on doszedł już do takiego poziomu, że mecze 28/8 nazywamy meczami średnimi. Na plus osiem asyst, 12 wizyt na linii rzutów wolnych i kilka efektownych wejść pod kosz mimo straszącego tam DeAndre Jordana. Isaiah jak zwykle był najlepszym strzelcem Celtics.
- Al Horford (13 punktów, 4/13 FG, 15 zbiórek, 6 asyst): 4+
13 punktów z 13 rzutów, czyli problemów ze skutecznością ciąg dalszy. Ale poza tym był to bardzo dobry mecz Horforda, który zaliczył efektowne double-double, zaliczając więcej zbiórek (15) niż punktów (13). Dodajmy do tego sześć asyst, ale też dwa przechwyty i dwa bloki. Z nim na parkiecie Boston był +15.
- Jaylen Brown (11 punktów, 4/10 FG, 3 zbiórki): 4+
Rookie kontynuuje dobre granie – przeciwko Clippers w 25 minut gry zaliczył 13 punktów i jedyne, czego zabrakło to odrobinę lepsza skuteczność zza łuku, bo na pięć prób tylko jeden rzut znalazł drogę do kosza. Kilka naprawdę fajnych akcji w ataku, niezła obrona na Reddicku i kolejne zwycięstwo Celtów.
11 punktów miał też Jae Crowder, natomiast po 13 oczek dołożyli Amir Johnson (najlepsze w drużynie +18), Marcus Smart oraz Kelly Olynyk. Nie będzie tego meczu dobrze wspominał Jonas Jerebko: 0/3 z gry, aż -13 w dziesięć minut jakie spędził na parkiecie i kolejny bolesny cios w twarz, tym razem przez zderzenie z… Brownem. Na ten moment nie wiadomo jeszcze, czy nie doszło tam przypadkiem do złamania nosa. Tak czy siak, wszyscy zapamiętamy ten wieczór na długi czas. A teraz przed Celtami cztery mecze na Zachodzie, pierwszy już w środę.