Kolejna porażka w Waszyngtonie

Washington Wizards przyszli ubrani jak na pogrzeb i po zakończeniu wtorkowego meczu rzeczywiście można było wyczuć grobowy nastrój wśród zawodników Boston Celtics. Ci oddali bowiem aż 123 punkty i w meczu, w którym ani nie pokazali jakiegoś większego zaangażowania, ani też nie prowadzili nawet przez sekundę, bardzo łatwo dali się ograć drużynie, która napompowała się jak na siódmy mecz finałów. Od początku widać było, że John Wall i spółka podeszli do tego starcia z największym priorytetem i postanowili sobie, że nie będą pudłować, co w połączeniu z bardzo słabą ostatnio defensywą Celtów sprawiło, że Bostończycy zanotowali trzecią kolejną porażkę z rzędu, a Wizards wzięli słodki rewanż.

BOXSCORE

Wyglądaliby głupio, gdyby przegrali po tej całej przedmeczowej szopce, ale ekipa z Waszyngtonu jest ostatnio na fali i u siebie przegrać po prostu nie może. Celtowie z kolei nie wykorzystali czterech kolejnych potknięć Toronto Raptors, bo sami przegrali już trzy kolejne mecze – wszystkie z drużynami, które miały słabszy bilans. O spotkaniu w Waszyngtonie można powiedzieć jedynie tyle, że Celtics od samego startu musieli gonić, ale tak naprawdę to nigdy w tym wyścigu nie byli, pozwalając Wizards na łatwe lub bardzo łatwe rzuty.

Ci rozpoczęli więc mecz od trafienia 15 z 20 swoich prób i gdyby nie Isaiah Thomas, który trzymał Celtów w tym meczu, to najpewniej już w pierwszej połowie mielibyśmy blowout. Thomas robił jednak swoje, do przerwy miał 17 punktów i osiem asyst, choć to John Wall wyglądał na zdecydowanie bardziej pewnego siebie – wszak grał u siebie i zrobił 27/7/7, mając kilka efektownych akcji. Stevens próbował różnych rzeczy, wysłał m.in. w bój dawno niewidzianego Jamesa Younga, ale Wizards nawet przez chwilę nie poczuli się zagrożeni.

Czas na oceny, dziś piątka zawodników i będzie krótko:

  • Isaiah Thomas (25 punktów, 7/19 FG, 10/11 FT, 13 asyst): 4

Najlepszy Celt na parkiecie, choć zabrakło nieco lepszej skuteczności (tylko 1/6 zza łuku). Kolejne fajne double-double w tym sezonie i szkoda tylko, że jego wyczyny nie dają ostatnio drużynie zwycięstw.

  • Jaylen Brown (8 punktów, 3/6 FG, 5 zbiórek): 4-

Dostał aż 24 minuty gry i spisał się całkiem nieźle, będąc do spółki z Jonasem Jerebko najlepszym strzelcem z bostońskiej ławki. Z drugiej strony, z nim na parkiecie drużyna była 11 punktów na minusie.

Jae Crowder (17 punktów, 6/8 FG, 3/5 3PT, 6 zbiórek, 3 asysty): 4-

Solidny mecz w wykonaniu Crowdera, choć oczywiście trudno jest się zachwycać, kiedy bostońska defensywa oddaje 123 punkty i winni temu są wszyscy zawodnicy. Ale w ataku Crowder znów był gorący w pierwszej kwarcie, znów był w swojej grze bardzo efektywny i do 17 punktów dołożył też fajne sześć zbiórek oraz trzy asysty.

  • Marcus Smart (13 punktów, 4/13 FG, 5 zbiórek, 4 przechwyty): 3+

Plusik, bo jako jedyny chyba Celt pokazał mnóstwo zaangażowania i chciał walczyć do końca, ale trenerzy mieli odmienne zdanie i z tego powodu doszło do małej kłótni na ławce rezerwowych Celtics, po której Smart pobiegł do szatni. Za całej zajście Marcus przeprosił jednak po meczu: najpierw tłumacząc, co się tak właściwie stało w pomeczowym wywiadzie, a potem już publicznie za pośrednictwem twittera.

  • Al Horford (22 punkty, 9/12 FG, 2/3 3PT, 4 asysty): 3+

Plusik za skuteczność, bo Horford był w tym meczu pewną opcją w ataku, zdobywając zresztą 22 punkty, a więc drugi wynik po Thomasie, ale nie jest dobrze, kiedy zawodnik wpisany na listę jako center zbiera w 33 minuty gry ledwie dwie piłki, nawet jeśli gra bardziej jako silny skrzydłowy.

Kolejny mecz już w środę i rywal jest trudny, bowiem do Bostonu przyjeżdżają Houston Rockets. Celtowie wciąż muszą radzić sobie bez Avery’ego Bradleya, który w tym tygodniu na pewno nie zagra, a jak pokazują statystyki, Boston bez jednego ze swoich starterów ma ogromne problemy z wygrywaniem. Miejmy nadzieję, że ta rozczarowującą porażka w Waszyngtonie obudzi C’s, tak jak miało to miejsce w listopadzie – wtedy to po przegranej w D.C. odbyło się spotkanie graczy, po którym poprawa w grze widoczna była gołym okiem.