Ważna wygrana z Pacers

Obie drużyny zagrały osłabione, bo choć Al Horford do Indianapolis poleciał to jednak na parkiet jeszcze nie wrócił, a przed samym meczem okazało się, że nie wystąpi w nim także największa gwiazda Pacers, czyli Paul George. Był to więc niejako must-win dla Celtów, choć samo starcie nie zapowiadało się na łatwe – drugi mecz z back-to-back, gra na wyjeździe i to z zespołem, który jeszcze u siebie nie przegrał. Aż do soboty. To bowiem Boston Celtics okazali się być koniec końców lepsi od gospodarzy i zafundowali im pierwszą porażkę we własnej hali, dzięki czemu drużyna Brada Stevensa znów może pochwalić się pozytywnym bilansem zwycięstw i porażek. W poniedziałek szansa na podtrzymanie serii i starcie z Pelicans.

BOXSCORE

I to rzeczywiście nie był dla Celtów łatwy mecz, bo już w pierwszej kwarcie Pacers pokazali, dlaczego jak do tej pory wygrali wszystkie cztery spotkania u siebie, grając bardzo skutecznie mimo wymuszonej kontuzją kostki absencji PG13. Celtics tymczasem zaczęli od 1/12 zza łuku i dopiero przy stanie 35-45 się obudzili, grając wcześniej w zasadzie bez Isaiaha Thomasa, który aż 14 ze swoich 23 oczek zdobył z linii rzutów wolnych, a pierwsze trafienie z gry zanotował dopiero po przerwie. O wyniku zadecydowała więc czwarta kwarta.

A w niej Bostończycy wykazali się znacznie lepszą egzekucją niż Pacers, którym wyraźnie brakowało George’a i którym wyraźnie brakowało pomysłu na grę w ataku. Kluczowy okazał się przechwyt Avery’ego Bradleya, a następnie świetne podanie Marcusa Smarta, który będąc jeszcze w powietrzu zdołał wyrzucić piłkę przed siebie, dzięki czemu łatwe punkty mógł zdobyć Thomas. Isaiah zamroził zresztą mecz na linii rzutów wolnych i Celtics wywieźli z trudnego terenu ważne zwycięstwo, pokonując rywali wynikiem 105-99.

Dziś dużo ocen i już na samym początku ogromna niespodzianka:

  • James Young (12 punktów, 5/6 FG, 2/3 3PT, dwa przechwyty): 5

Tak, to był najlepszy w karierze mecz Jamesa Younga i nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Young przed tym spotkaniem zagrał łącznie 18 minut w tym sezonie, a teraz dostał 16 minut od Brada Stevensa, który kilka dni temu zapowiedział mu, że w najbliższym czasie odegra ważną rolę. I odegrał – dwie trójki, dwa wejścia pod kosz, mnóstwo poświęcenia i po prostu świetne wsparcie od Younga, bez którego Celtics nie wygraliby tego starcia i to zdanie jest najlepszym świadectwem tego, jak dobry był to występ 21-letniego gracza.

  • Kelly Olynyk (6/13 FG, 2/6 3PT, sześć zbiórek, cztery asysty): 4+

Kolejny dobry występ Kanadyjczyka, który wniósł do pierwszej piątki Celtics sporo dobrego, przede wszystkim w ataku, gdzie trafił dwie ważne trójki w drugiej kwarcie, ale miał też cztery asysty, kilka razy świetnie uruchamiając swoich kolegów z drużyny. Powiem szczerze, że nie spodziewałem się, że Kelly będzie wyglądał aż tak dobrze zaraz po powrocie, bo wszyscy mamy w pamięci to, jak wyglądał Avery Bradley, gdy sam wracał po operacji barku, jednak Olynyk zaskakuje i zostawia naprawdę dobre wrażenie. Oby tak dalej.

  • Amir Johnson (14 punktów, 4/8 FG, 6/6 FT, dziewięć zbiórek, trzy asysty): 4

Amir o dziwo zebrał w końcu więcej niż pięć piłek, a do tego dołożył także 14 punktów w ataku, nie myląc się ani razu z linii rzutów wolnych. Solidny występ bostońskiego podkoszowego, który wspólnie z pozostałą czwórką starterów miał aż 19 z 22 asyst całego zespołu. Co ciekawe, rezerwowi Celtics może zbyt dobrze nie podawali, ale też nie tracili piłek, bo z 13 strat tylko jedną zaliczył zmiennik. Wracając do Amira, miejmy nadzieję, że ten trend zbierania około dziesięciu piłek w jednym meczu (a nie łącznie w dwóch, trzech) się utrzyma.

  • Terry Rozier (11 punktów, 4/7 FG, sześć zbiórek): 4

Podobnie jak w poprzednim meczu, tak i teraz Rozier miał najbardziej pozytywny wpływ na to, co działo się na parkiecie, o czym świadczy najlepsze w drużynie +14 we wskaźniku „+/-„. Rozier już od paru spotkań stara się jak może, aby realnie wpływać na przebieg meczu, a wszystko po rozmowie z Bradem Stevensem, o którą poprosił sfrustrowany wcześniejszymi meczami Terry. 11 punktów, kilka bardzo dobrych i ważnych akcji do kosza, ale też dwie trójki i 22-latek może być naprawdę zadowolony ze swojej postawy w Indianapolis.

  • Isaiah Thomas (23 punkty, 4/13 FG, 14/15 FT, pięć asyst ): 4-

Kompletnie niewidoczny do przerwy, po przerwie też niewiele lepszy, bo miał sporo problemów z długimi ramionami przede wszystkim Mylesa Turnera, który to bardzo dobrze kontestował większość jego wjazdów. Thomas uciułał ostatecznie 23 punkty, znów był najlepszym strzelcem swojej drużyny i znów był świetny na linii rzutów wolnych. W tym sezonie nie zszedł jeszcze poniżej 23 oczek i choć w Indianapolis nie spisał się ogółem zbyt dobrze to jednak koniec końców i on odegrał bardzo ważną rolę w piątym zwycięstwie C’s w sezonie.

  • Avery Bradley (13 punktów, 5/11 FG, osiem zbiórek, pięć asyst): 4-

Wróciły gdzieś demony źle podającego Bradleya, który w tym meczu popełnił cztery straty, ale z drugiej strony znów zanotował bardzo dobre pięć asyst i miał także osiem zbiórek, co jednak nikogo już nie zaskakuje. Nie mógł jednak się w ten mecz wstrzelić, nie był więc zbyt pewną opcją Celtów w ataku i oddał tylko 11 rzutów, co jak na niego jest liczbą małą. Ale podobnie jak w przypadku Thomasa, też był ważną postacią dla zespołu i szczególnie ten przechwyt w końcówce zasługuje na słowa uznania, bo to był typowy Avery Bradley.

Brawa więc raz jeszcze dla Celtics za zwycięstwo, choć trzeba przyznać, że ta kontuzja Paula George’a spadła im trochę jak z nieba. Dużo wskazuje jednak na to, że gdzieś w przyszłym tygodniu Brad Stevens będzie mógł skorzystać z całej 15-tki zawodników – fajnie natomiast, że w Indianapolis takie wsparcie dał na przykład James Young. Solidnie zaprezentowali się też Marcus Smart czy nawet Tyler Zeller, a Jaylen Brown zagrał tym razem tylko siedem minut i nie zrobił nic wielkiego. Dwie wygrane z rzędu, liczymy na to, że C’s dopiero się rozkręcają.