C’s przedstawili swoje wybory

Ledwie kilkanaście godzin po samym drafcie w Bostonie odbyła się konferencja prasowa, na której Celtics przedstawili swoje najnowsze nabytki. Spośród sześciu wybranych w czwartek zawodników na konferencji pojawiła się piątka – zabrakło tylko Demetriusa Jacksona, który ledwo co zdążył dolecieć do Beantown. Obecni byli także coach Brad Stevens, GM Danny Ainge oraz właściciel Steve Pagliuca. Rookies dostali za to przedsmak tego, jak smakuje życie w NBA, gdzie zawodnicy w zasadzie przez cały czas otoczeni są przez kamery i różnego rodzaju przedstawicieli mediów. Tymczasem swoje umiejętności będą mogli zaprezentować już niedługo podczas rozgrywek lig letnich.

Najwięcej pytań zebrał oczywiście Jaylen Brown, który już swojego pierwszego dnia dostarczył wielu bardzo fajnych wypowiedzi i sprawiał wrażenie bardzo pewnego siebie człowieka. Sam zresztą powiedział, że wierzy w swoje umiejętności w stu procentach. Jego zdaniem nie ma w tegorocznej klasie większego pracusia niż on, o czym przekonamy się w niedługim czasie. Przypomniał też jednak, że Rzymu nie zbudowano w jeden dzień i potrzeba będzie trochę czasu i raz jeszcze wojowniczo zapowiedział swoją gotowość gry dla C’s.

Danny Ainge podkreślił natomiast, że wiele już w swojej karierze widział, wielu wielkich zawodników miał okazję obserwować, ale nie często zdarza mu się powiedzieć „wow”. Ale to właśnie dało się usłyszeć z jego ust, gdy po raz pierwszy miał okazję zobaczyć Browna w akcji. Brad Stevens przypomniał z kolei, że w dzisiejszych czasach niesamowicie ważne jest, aby zawodnik był przede wszystkim wszechstronny i dodał, że jego zdaniem nie ma zbyt wielu graczy z siłą i wzrostem Browna, którzy potrafią robić to, co on.

Podobnie zresztą Celtowie wypowiadali się w kontekście Geurschona Yabusele, który przy 206 centymetrach wzrostu i 120 kilogramów masy porusza się po parkiecie jak baletnica. Kibice z okresu Big Three pamiętają Glena Davisa, ale Yabusele jest nawet bardziej zwinny. Nic więc dziwnego, że Stevens wprost powiedział, że tego typu połączenie jest „wyjątkowe”, dodając że było to bardzo pomocne przy jego wyborze, gdyż Yabusele zapowiada się na  wszechstronnego obrońcę, który będzie mógł z powodzeniem bronić graczy z kilku pozycji.

Sporo pochwał poleciało również w stronę Ante Zizica, który ma za sobą doskonały sezon w lidze adriatyckiej i nagrodę dla najlepszego centra ubiegłego sezonu Europe Cup. Na ten moment nie wiadomo, czy zostanie z Celtami, czy też wróci na przyszły sezon na Stary Kontynent (podobnie jest z Yabusele), bo Ainge zapowiedział, że sytuacja jest trochę skomplikowana i może być dynamiczna, a decyzje zostaną najpewniej podjęte w najbliższych tygodniach. Zizić ma jednak warunki, by pomóc Bostończykom już od przyszłego sezonu.

Jest prawie 7-footerem (a ma ledwie 19 lat, więc może niedługo nie będzie już tego „prawie”) z długimi ramionami, a do tego wnosi do gry wiele energii i świetnie się porusza przy takim wzroście. Po raz kolejny podkreślał to przede wszystkim coach bostońskiego zespołu, który dodał przy okazji, że Chorwat może być bardzo ciekawą opcją ofensywną w pomalowanym, a tego brakowało Celtom w ostatnim sezonie. O pozostanie w formacji podkoszowej powalczy także wybrany z #51 silny skrzydłowy Ben Bentil z Providence.

Bentil jest „chłopakiem z regionu”, bo jego szkoła mieściła się niecałą godzinę drogi od TD Garden. Nic więc dziwnego, że dla niego jest to prawie jak powrót do domu, choć przecież Bentil z pochodzenia jest Ghańczykiem. A o miejsce w rotacji powalczy, gdyż ma do tego umiejętności – Stevens sam podkreślał, że Bentil szalał w swojej konferencji, gdzie był przecież najlepszym strzelcem ze średnią 21.2 punktów na mecz. Aż 38 oczek rzucił przeciwko byłej drużynie bostońskiego coacha, czyli Buldogom z Butler.

Stevens jest także fanem Demetriusa Jacksona, którego Celtics wybrali z #45. Nie był wśród pozostałej piątki, ale i tak mógł posłuchać paru pochwał na swój temat. Trener bostońskiej drużyny przyznał bowiem, że przyglądał się poczynaniom Jacksona, który miał powiązania z zawodnikami z Butler, dzięki czemu Stevens miał spory wgląd w całą sytuację i trzymał kciuki za młodego rozgrywającego. A w ostatnim sezonie miał okazję przyjrzeć się, jak ten rozwijał się nie tylko pod względem strzeleckim, ale także jako coraz lepszy rozgrywający.

Gdzieś tam z boku siedział za to Abdel Nader, którego raczej nikt z fanów C’s przed draftem nie znał, choć Egipcjanin aż dwa razy pojawił się w Bostonie na workoutach. Mimo to Nader przyznał, że usłyszenie swojego nazwiska przy #58 picku było zaskoczeniem. Wiadomo już jednak, że skrzydłowy przyszły sezon spędzi w D-League w barwach Maine Red Claws, gdzie będzie mógł udowodnić, że jest wszechstronnym zawodnikiem, jak sam o sobie mówi. Ale wcześniej czas na ligę letnią, czyli występy Celtów w Utah oraz w Las Vegas.