PS: James Young

Tak jak w ubiegłych latach, tak i teraz – gdy sezon dla Celtów się skończył i zawodnicy są już na rybach – można już krótko podsumować ich grę i to, jak spisywali się na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy. A były to miesiące na pewno ciekawe, bo Celtics wygrali aż 48 meczów w sezonie regularnym i ostatecznie awansowali do fazy play-off z niezłego, piątego miejsca w Konferencji Wschodniej. Żeby jednak w pełni ocenić tę kampanię należy wziąć pod uwagę także oczekiwanie, co do danego zawodnika oraz jak spisał się on w trakcie sezonu regularnego oraz fazy posezonowej. Jako następnemu przyjrzymy się Jamesowi Youngowi, o którym było znacznie ciszej niż w poprzednich rozgrywkach.

PRZED SEZONEM:

James Young w swoim pierwszym sezonie w barwach C’s lekko nie zachwycił. Oczywiście, od początku wiedzieliśmy, że to projekt, dlatego cudów nie należało oczekiwać, choć z drugiej strony Young miał dobre momenty, jak choćby pamiętne – zdecydowanie najlepsze w karierze – spotkanie z Charlotte Hornets. No i zapalał kosze w D-League, gdzie spędził zdecydowanie więcej czasu niż w NBA. Czego więc spodziewaliśmy się w drugim sezonie Younga na profesjonalnych parkietach? Trudno to jednoznacznie stwierdzić.

SEZON REGULARNY:

Young był bowiem młodszy od wielu zawodników w zeszłorocznym drafcie i wciąż jest młodszy od sporej grupy graczy, którzy przystąpią do tegorocznego naboru. I ta młodość jest jego największym argumentem, jednak drugi sezon miał nawet gorszy niż ten pierwszy. Mniej meczów (29 do 31), mniej minut (199 do 332) i w ogóle wszystkiego mniej. Gdy już grał to ledwie po siedem minut na mecz, w przekroju całego sezonu trafił tylko 11 rzutów (w tym sześć trójek) i ledwie cztery razy stał na linii rzutów wolnych (w pierwszym sezonie był 16/29). No i także w D-League już nie błyszczał tak, jak kiedyś. Raz w sezonie, w starciu z Golden State Warriors, pokazał się z niezłej strony, gdy miał nawet kilka udanych defensywnie akcji. Ale poza tym? Nic wielkiego, w zasadzie to po prostu prawie nic.

PLAYOFFS:

Zagrał! Trzy mecze, dziesięć minut, dwa punkty, strata i faul. Ale zagrał!

OCENA: 2

Młody jest.

CO DALEJ?

Wielu kibiców postawiło już krzyżyk na Jamesie Youngu, ale nie wiem, czy to tędy droga. Jasne, że można by spodziewać się więcej, ale przecież w 2014 roku doskonale wiedzieliśmy, że to jest projekt, w który trzeba zainwestować czas i któremu potrzeba cierpliwości. Trudno mi jest się frustrować zawodnikiem, który teoretycznie wciąż nie może jeszcze legalnie wejść do klubu w USA, bo 21. urodziny ma w sierpniu. Byleby tylko pracował dalej i niech się w spokoju rozwija, może kiedyś wypali. A nawet jeśli nie to i tak żalu nie będzie, wszak został wybrany z pickiem od Nets i to jako siedemnasty. Można było postawić na Rodneya Hooda (23) czy Jordana Clarksona (46), Nikola Jokić (41) bardzo chciał trafić do Nuggets, w tej chwili nawet Dwight Powell (45) ma lepszą karierę, ale łatwo jest mówić po fakcie. A to, czy James Young jest bustem zweryfikujmy dopiero za lat kilka.