PS: Amir Johnson

Tak jak w ubiegłych latach, tak i teraz – gdy sezon dla Celtów się skończył i zawodnicy są już na rybach – można już krótko podsumować ich grę i to, jak spisywali się na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy. A były to miesiące na pewno ciekawe, bo Celtics wygrali aż 48 meczów w sezonie regularnym i ostatecznie awansowali do fazy play-off z niezłego, piątego miejsca w Konferencji Wschodniej. Żeby jednak w pełni ocenić tę kampanię należy wziąć pod uwagę także oczekiwanie, co do danego zawodnika oraz jak spisał się on w trakcie sezonu regularnego oraz fazy posezonowej. Jako następny Amir Johnson, czyli zawodnik sprowadzony ubiegłego lata z Toronto Raptors, co dla wielu fanów C’s było niemałym zaskoczeniem.

PRZED SEZONEM:

Johnson dość niespodziewanie podpisał 2-letni kontrakt z Boston Celtics latem 2015 roku. Kwota była niemała, bo $24 miliony dolarów rozbite na dwa sezony to przecież pokaźna sumka, ale Johnson porzucając Kanadę zgodził się też na to, aby drugi rok w tej umowie był w pełni niegwarantowany. Celtowie pozyskiwali więc zawodnika doświadczonego, który opuszczał Toronto jako ulubieniec kibiców – osoba bardzo ceniona za poświęcenie i za swój wkład w życie społeczności. Na pewno mieliśmy nadzieję, że Amir w jakimś stopniu rozwiąże też problem z obroną obręczy, choć przy nawracających kontuzjach kostek zdawaliśmy sobie sprawę, że może być on nieco ograniczony.

SEZON REGULARNY:

Tymczasem okazało się, że to nie kostki, a problemy z rozcięgnem podeszwowym (sławne plantar fasciitis) mocno wpłynęły na pierwszy sezon Johnsona w barwach C’s. Przez większość sezonu Amir był po prostu graczem rotacji, grał stosunkowo niedużo i koniec końców rozegrał najmniej minut od pięciu sezonów. Wystąpił jednak w 76 meczach (w 73 jako starter) i dawał po prostu solidne wsparcie, raz większe, raz mniejsze. Dopiero pod koniec sezonu miał świetny okres kilku spotkań na poziomie double-double i kilku bloków, gdy sam podkreślał, że czuje się świetnie i problemy zdrowotne odchodzą gdzieś na drugi plan. Co ciekawe, to właśnie w ubiegłym sezonie ze średnią 1.7 asyst na mecz ustanowił swój rekord kariery. Szkoda tylko, że nie wyszło nic z poszerzenia zasięgu i w przekroju całego sezonu Amir trafił tylko 10 z 43 trójek (po 19/46 w poprzednim sezonie).

PLAYOFFS:

I znów był po prostu solidny, notując średnio 8.5 punktów, 7.2 zbiórek oraz 1.3 bloku w sześciu meczach przeciwko Hawks, czyli grając lepiej niż średnie z sezonu regularnego. Byli pewnie tacy, którzy oczekiwali więcej po tych świetnych występach Johnsona w fazach posezonowych z poprzednich lat, ale koniec końców Amir zrobił po prostu swoje – a jego czołganie się po parkiecie w G2 to jeden z lepszych ostatnio obrazków.

OCENA: 4

To nie był super sezon w wykonaniu Johnsona, ale też nie było przecież wcale źle. Ot, dobry rok. Z nim na parkiecie Celtowie byli po prostu lepszą drużyną (o trzy punkty na 100 posiadań) i choć można mówić, że ledwie osiem double-double w sezonie to nie jest zbyt dobry wynik to jednak trudno nie zauważyć, że 29-latek był bardzo ważną postacią dla bostońskiego zespołu.

CO DALEJ?

No i tu robi się ciekawie, bo ten fajny kontrakt Amira będzie teraz jak as w rękawie Danny’ego Ainge’a. Ten będzie mógł wrzucić go w zasadzie do jakiegokolwiek transferu, gdyż umowa Johnsona do 3 lipca jest niegwarantowana, a więc oznacza to, że jeśli do tego czasu generalny menedżer Celtów znajdzie jakiś transfer to będzie mógł zaoferować uwolnienie $12 milionów dolarów w cap space innej drużyny właśnie dzięki umowie Amira. A nawet jeśli żaden chętny by się nie znalazł i Johnson ostatecznie by w Bostonie pozostał to przecież zawsze można próbować wymienić go i te $12 spadających milionów przed trade deadline.