Przed G2: wyeliminować błędy

Atlanta Hawks może i nie są już tą drużyną, która przed rokiem wygrywała 60 spotkań w sezonie regularnym, ale co by nie mówić, pod względem doświadczenia jest znacznie bogatsza od Boston Celtics. Isaiah Thomas mówił przed rozpoczęciem fazy play-off, że tutaj każde posiadanie się liczy, bo każde posiadanie może mieć wpływ na losy meczu – och, jakże w sedno trafił rozgrywający Celtów, patrząc na mecz numer jeden. Bostończycy przegrali przecież ledwie jednym punktem, mając w ostatnich minutach sporo dobrych szans na zdobycie punktów. Ale były pudła, wcześniej było też kilka kosztownych strat, był też faul błąd Marcusa Smarta – nie wspominając o słabej pierwszej połowie. Czas te błędy wyeliminować.

Przed nami drugi mecz tej serii, która niestety straciła trochę na rumieńcach z powodu kontuzji Avery’ego Bradleya. Nie jest to jednak jedyny problem dla Celtics, którzy najprawdopodobniej będą musieli radzić sobie bez 25-latka już do końca pojedynków z Hawks – kontuzjowany jest także Kelly Olynyk, który obił sobie to samo ramię, z powodu którego wcześniej pauzował i jego występ w G2 jest zagrożony, Marcus Smart grał mimo problemów z palcem wskazującym, a wciąż nie w pełni gotowy do gry na najwyższym poziomie jest Jae Crowder.

To wszystko sprawia, że Celtowie niestety nie mają równych szans w starciu z Jastrzębiami. Ale nawet pomimo tego prawie udało im się ukraść mecz rozpoczynający serię i nawet mimo przegranej wcale nie stoją na straconej pozycji. Skupmy się jednak na kilku rzeczach ze spotkania numer jeden, które Bostończycy na pewno dostali jak na tacy od Brada Stevensa podczas sesji filmowej.

I. Obrona Hawks w pomalowanym

Od samego początku powtarzaliśmy, że kluczowe będzie po prostu trafiać swoje rzuty. Hawks byli obroną numer dwa w sezonie regularnym i w pierwszej połowie sobotniego meczu udowodnili, dlaczego tak się stało. Oczywiście, zawodnicy Stevensa dochodzili do dobrych pozycji i często po prostu pudłowali, ale fakty są takie, że Hawks kontestowali aż 80 z 102 rzutów, jakie Celtowie oddali w całym meczu. To prawie 80 procent wszystkich rzutów. Spójrzmy, jak ciężkie zadanie miał Isaiah Thomas, zdobywca 27 punktów.

To było jedno z pierwszych jego wejść i już widzimy, w jaki sposób Hawks chcieli poradzić sobie z Thomasem. Trzech obrońców przy nim, pomagają Paul Millsap i Al Horford ze swoimi długimi ramionami. Efekt jest taki, że cokolwiek Thomas próbował zrobić – czy to był bardzo niecelny rzut, czy też próba podania do Jareda Sullingera – nie udało się. Przy okazji widzimy, jak szybko Hawks starali się atakować defensywę Celtics w pierwszej połowie, kiedy zdobyli 11 oczek po kontrach. Kent Bazmore naprawdę daje się we znaki Celtom.

To powyżej to bardzo fajny przykład tego, jak dobrze Hawks potrafią rotować. Celtowie próbowali podaniami otworzyć sobie trochę miejsca, ale kolejni zawodnicy udzielający pomocy skutecznie im to uniemożliwili. Isaiah bardzo dobrze otworzył więc sobie drogę do kosza kozłem, ale tam i tak był dobrze kontestujący rzut Tim Hardway – jakimś cudem Thomas zdołał jednak zdobyć punkty, bo nie zapominajmy, że jest all-starem i jednym z lepiej kończących przy obręczy guardów w lidze. No to kolejny przykład, tym razem końcówka pierwszej kwarty.

Tutaj także trzech obrońców na drodze Thomasa do obręczy, ale trzeba spojrzeć na coś innego. Celtowie są w ustawieniu z dwójką rozciągających grę (Jerebko i Olynyk) oraz dwójką, która tej gry nie rozciąga (Smart i Turner). I tak, Al Horford jest za daleko od Thomasa, bo nie mógł zbytnio odpuścić Olynyka. Ale przecież dwóch ostatnich obrońców na drodze Isaiaha zupełnie nic sobie nie robi z Turnera i Smarta, zostawiając ich na skrzydle zupełnie bez opieki. Powód jest prosty: Hawks wybierają trójkę Smarta/Turnera niż wjazd Thomasa.

Ale tak po prawdzie to Hawks wybierają trójkę kogokolwiek z Bostonu, bo przede wszystkim starają się zablokować dostęp do paint. Nawet gdyby w którymś z rogu stał Avery Bradley to i tak zawodnik Hawks udzielałby pomocy. To jest z jednej strony przekleństwo dla Celtics, którzy tylko w pierwszej połowie trafili ledwie 3 z 14 rzutów przy obręczy, ale z drugiej strony to mogłoby być błogosławieństwo – bo gracze Hawks mają tendencję do schodzenia zbyt głęboko, zostawiając skrzydła zupełnie otwarte. Ale żeby ukarać to trzeba jednak trafić.

Jedną z lepszych defensywnych sekwencji gospodarze mieli w drugiej kwarcie, kiedy Celtowie niemiłosiernie męczyli się ze zdobywaniem punktów. Spójrzcie sami.

Jest próba wprowadzenia do gry Avery’ego Bradleya, ale aktywna obrona Korvera nie pozwala tego zrobić. Warto zresztą zobaczyć, w jaki sposób Korver w ogóle broni Smarta. Piłka ląduję w końcu w rękach Johnsona, który próbuje uruchomić Bradleya z przekazania. Ale i to się nie udaje, bo Horford wybija piłkę. Na zegarze pozostaje ledwie sześć sekund, C’s muszą wyprowadzić piłkę ze swojej połowy. Próbuje więc Turner, ale najpierw przeszkadza mu Teague, a potem jest przy nim aż trzech obrońców Hawks, w tym także Korver. Rezultat?

Oczywiście pudło.

Podobnie skończyło się, gdy Sullinger próbował atakować obręcz – choć tym razem trochę efektowniej.

To jest właśnie ta obrona Hawks, która nie boi się pomagać. Bradley zbiegał z jednego skrzydła na drugie, ale Bazmore wlepiony oczami w piłkę wolał pomóc Horfordowi niż pobiec za Bradleyem (i podobnie Mike Scott pomaga, próbując wybić piłkę). Wyszedł z tego efektowny blok, który niejako podsumował pierwszą połowę Celtów. Choć była jeszcze jedna, bardzo fajna akcja obronna Hawks na sam koniec drugiej kwarty.

To ujęcie, gdy Hawks grają ustawieniem 1-4 to doskonały przykład tego, jak ta obrona funkcjonuje. Po switchu Thomas miał przed sobą Millsapa, który wygodnym matchupem nie jest – szybki, atletyczny, długi. Tymczasem czterech pozostałych obrońców ustawiło się w linii prostej, by po próbie wejścia Thomasa w pomalowane zebrać się wokoło. Ten oddaje więc bardzo trudny rzut, który jest dobrze kontestowany przez Horforda (on sam jeden kontestował 17 rzutów w pierwszym meczu). Bradley i Turner w zasadzie bez krycia.

Obrona Hawks tak gra, nieważne, czy na parkiecie będzie niskie ustawienie Celtics z czterema strzelcami, czy też ustawienie z Evanem Turnerem i Marcusem Smartem. Oczywiście, przy tej drugiej opcji jest im jeszcze łatwiej zagęszczać pomalowane, bo prawdopodobieństwo trafienia rzutu z dystansu jest mniejsze. Ale to nie zmienia faktu, że Celtowie mogą i potrafią na tę defensywę odpowiedzieć. Jak? Trafiając rzuty, kiedy dostają miejsce i czas. A z tym bywało niestety różnie. Ale mogą też po prostu zacząć grać szybciej.

II. Kontry

Stevens wyszedł na drugą połowę niskim ustawieniem z Turnerem zamiast Amira i to od razu przyniosło efekty. Pomógł fakt, że podkoszowi od początku mieli problemy z faulami, ale tak w zasadzie to przez ponad 40 minut C’s grali z jednym tylko wysokim na parkiecie – jednak dopiero od trzeciej kwarty udało im się to przekuć w punkty. Wiemy bowiem, że Celtowie bardzo często żywią się punktami po dobrej postawie defensywy – i tak, po tym jak w pierwszej połowie nie mieli ani jednego punktu z kontry, tak w drugiej zdobyli 15 oczek.

Zobaczcie, jak szybko do przodu pchają piłkę zawodnicy Celtics. Atak pozycyjny to nie jest ich największa broń, tym bardziej przy tej obronie Hawks. Dlatego trzeba szukać punktów w kontratakach, gdy obrona rywala nie jest jeszcze ustawiona, a co za tym idzie łatwiej jest te punkty zdobyć. Hawks zdobyli po szybkich atakach 15 punktów – 11 w pierwszej i tylko cztery w drugiej, jednak te cztery to były kontry pod dowództwem Jeffa Teague’a, które mocno zabolały Celtów w czwartej kwarcie. Bolało nie tylko to.

III. Zbiór błędów

Zacznijmy od strat, która prowadziła właśnie do jednej z takiej kontr Hawks. W całym meczu Celtowie mieli ich tylko dziesięć, na przełomie trzeciej i czwartej kwarty mieli też 14 minut bez stracenia piłki. Ale w tej poniższej akcji bardzo dobrze odcinany od podania był Thomas, by w końcu Johnson pomylił się po przekazaniu i C’s stracili przez to łatwe punkty w zasadzie już w crunchtime. To boli, bo gdy liczy się każde posiadanie to takich błędów nie można popełniać – tym bardziej w starciu z tak doświadczonym zespołem jak Hawks.

Sporo złego zrobił też Celtom ten Al Horford, którego Isaiah najprawdopodobniej zachęcał do gry w Bostonie podczas All-Star Weekend, ale Tommy Heinsohn swoją wypowiedzią zrobił odwrotnie – powiedział bowiem, że Horford nie jest świetnym graczem. Zabrzmiało źle, choć z kontekstu można zrozumieć, o co Tommy’emu chodziło, a chodziło o to, że 30-letni center nie jest graczem, na którym można oprzeć drużynę-contendera. Jako dodatek, jako drugi gracz? Jak najbardziej. Oby tylko nie podziałało to mobilizująco na podkoszowego Hawks.

W całym meczu miał solidne double-double, trafiając z dystansu i półdystansu, ale dołożył do tego też pięć zbiórek w ataku dla najgorzej zbierającego w ofensywnie teamu w sezonie regularnym.

Niezbyt dobry mecz miał za Kyle Korver, który spudłował wszystkie siedem prób zza łuku, bo całkiem nieźle radzili sobie z nim Bradley czy Smart. Ale i tak Celtowie popełnili kilka rażących błędów, które skutkowały zbyt łatwo oddanymi punktami. Weźmy na przykład jedyny celny rzut Korvera w całym meczu.

Błąd w ustawieniu, błąd w komunikacji? Kogo w tej sytuacji kryje Crowder? Na kogo krzyczy Thomas? Korver zdobywa bardzo łatwe punkty, dwa łatwe punkty – a na koniec okazuje się, że Celtics przegrywają jednym. Tego typu rzeczy w fazie play-off niestety nie mają prawa się dziać. Crowder przyznał we wtorek, że wciąż nie czuje się sobą w stu procentach i to niestety widać w jego grze, przede wszystkim obronnej, ale także w ataku, gdzie cały czas brakuje mu lepszej skuteczności (5/16 w G1). Poniżej kolejne łatwo oddane punkty.

Tu znów mamy chyba błąd w komunikacji, choć przecież słychać wyraźnie, jak jeden z zawodników krzyczy do Amira. Ten przejmuje krycie Korvera, ale dlaczego Millsap zostaje sam? To zresztą bardzo fajny przykład na to, że Korver samą swoją obecnością, samym zbiegnięciem potrafi zrobić niemałe zamieszanie.

No i na koniec trzeba jeszcze wspomnieć o jednej rzeczy: trzy pudła Celtics w trzech bardzo ważny akcjach pod koniec spotkania. Najpierw na dobrą pozycję wyszedł Smart, ale nie trafił. Pytanie, czy to on powinien wtedy rzucać – choć to akurat można powiedzieć, że były ku temu argumenty, jak choćby trzy uprzednio trafione przez niego trójki. Trudno jednak powiedzieć, co stało się w kolejnej akcji.

Thomas zrobił bardzo dobrą robotę, wymuszając reakcję Horforda, ale nie spisał się tutaj Jerebko. Szwed jest przecież jednym z lepiej rzucających zza łuku graczy w Bostonie, jednak tutaj spudłował i to pomimo faktu, że miał mnóstwo miejsca i czasu. Takie rzuty trzeba trafiać, bo inaczej o zwycięstwo będzie bardzo trudno. No i była jeszcze trójka Turnera na ok. 40 sekund przed końcem. I znów rodzi się pytanie: czy Evan Turner i jego 6/39 z na wprost kosza to dobre rozwiązanie? Sprawy w swoje ręce powinien wziąć Thomas.

Tym bardziej, gdy na kilka sekund przed końcem trafił niesamowitą trójkę ponad rękami dwóch zawodników Hawks. Wcześniej zabrakło jednak gdzieś tej odwagi, zabrakło lepszej decyzji. A zaraz po pudle Turnera był jeszcze głupi faul Smarta, czyli kolejny katastrofalny błąd, z którego drugoroczniak powinien jednak wyciągnąć już jakieś wnioski. Ale tu wracamy do sedna sprawy: te rzuty z dobrych pozycji trzeba trafiać, one muszą być zamieniane na punkty. I miejmy nadzieję, że w spotkaniu numer dwa te rzuty będą wpadały. Trzymajmy kciuki.

#WeAreTheCeltics