Amir zaczyna grać swoje

Amir Johnson podobno od miesięcy zmagał się z zapalaniem ścięgna podeszwowego, czyli kontuzją znaną w świecie NBA jako plantar fasciitis. Nic więc dziwnego, że często wyglądał na parkiecie zbyt wolno, grał nawet mniej niż w ostatnim sezonie w Raptors i bardzo rzadko widywaliśmy go na parkiecie w czwartych kwartach. To musi być więc dobry znak, jeśli Johnson kończył wszystkie trzy ostatnie mecze Celtics. Ba, po rekordowych dla siebie w tym sezonie 18 punktach w Filadelfii, w dwóch kolejnych meczach Amir spędził na parkiecie 34 minuty – dłużej w trwających rozgrywkach zagrał tylko raz, w listopadzie ubiegłego roku. Zdaje się więc, że 28-latek w końcu czuje się zdrowy i w końcu może grać po prostu swoje.

Bo to właśnie po takie występy jak ostatnio został do Bostonu sprowadzony. 18 punktów, osiem zbiórek i dwa bloki przeciwko Sixers. 11 punktów, 11 zbiórek i trzy bloki przeciwko Magic. 11 punktów, 14 zbiórek, pięć asyst i dwa bloki przeciwko Raptors. Dodajmy do tego fakt, że w tych trzech meczach oddał łącznie 22 rzuty i spudłował ledwie trzy. Johnson wygląda zdrowiej, porusza się szybciej i sam przyznaje, że już od paru tygodni czuje się coraz lepiej. Ból czasami powraca, ale nie jest już na tyle mocny, aby wpływać negatywnie na jego grę.

Jest to coś, co bardzo dobrze słyszeć – szczególnie w takim momencie sezonu, kiedy Celtics walczą nie tylko o dobre miejsce w Konferencji Wschodniej, ale też walczą po prostu z kontuzjami. Oczywiście, każdy kibic liczył, że Amir będzie tego typu wzmocnieniem od początku sezonu, tym bardziej, gdy latem podpisał z Celtami niemały przecież kontrakt. Ale już wtedy mówiło się o tym, że Johnson miewa problemy ze zdrowiem, na które sam nie narzeka, ale które potrafią obniżyć jego efektywność. Tymczasem ostatnio Amir robi takie rzeczy:

W tych ostatnich trzech meczach Johnson ma średnio 2.3 bloku, ale przecież także w przekroju sezonu jest liderem pod względem średniej czap w bostońskim zespole. Nieraz zadziwiał kibiców podobnymi blokami, jednak w ostatnim czasie robi to coraz częściej i potwierdza tylko, że jest ważnym elementem defensywy Celtics. Defensywy, która bez Jae Crowdera wyglądała początkowo na mocno zagubioną, ale choćby przeciwko Raptors pokazała się z dobrej strony – tu powyżej to zresztą dobry przykład świetnych podwajań zawodników z Beantown.

Johnson zachwycał w ubiegłorocznych playoffach swoją efektywną grą i miejmy nadzieję, że te dobre mecze z ostatnich dni są takim początkiem, pewnym wprowadzeniem w to, co czeka nas w fazie posezonowej. Warto przy tym pamiętać, że kontrakt 28-letniego podkoszowego nie jest gwarantowany na przyszły sezon – jeśli więc zajdzie taka potrzeba to Celtowie będą mogli zwolnić go przed 3 lipca i nie zapłacić mu ani grosza za ten kolejny sezon. Taka decyzja może być jednak trudna do podjęcia, jeśli Amir rzeczywiście pozostanie tak efektywny.