Rollercoaster bez happy endu

Po niezwykle emocjonującym spotkaniu, pełnym nerwów oraz niespodziewanych zwrotów akcji, a przede wszystkim rozstrzygniętego trzyminutową dogrywką, ekipa Maine Red Claws przegrała na własnym parkiecie w Portland 110-114 z Raptors 905. To już trzecia z rzędu porażka afiliacji Boston Celtics, która bardzo boleśnie odczuwa brak Tima Fraziera oraz plagę kontuzji w zespole Brada Stevensa. Ponownie słabo wypadł lider zespołu Corey Walden, a odpowiedzialność za grę Red Claws na własne barki brał Levi Randolph, który drugi raz z rzędu zanotował team-high. Przyczyną porażki była niefrasobliwość i nieskuteczność w decydujących momentach 4Q, a następnie OT, oraz klęska w walce na tablicach.

BOXSCORE

Nie ulega wątpliwości, że niedzielne spotkanie było jednym z najdziwniejszych w sezonie. Oba zespoły kilka razy bombardowały się szybkimi i okazałymi runami, które diametralnie zmieniały sytuację w hali Portland Expo Building. Tablica wyników nie miała wczoraj łatwego zadania i aż dziw bierze, że nie eksplodowała z przegrzania, a osoby odpowiedzialne za jej obsługę nie straciły przytomności z przemęczenia. Koszykarze Red Claws, dzięki fenomenalnej grze w 3Q, mieli zwycięstwo dosłownie na wyciągnięcie ręki, ale w decydujących fragmentach regulaminowego czasu gry, a później dogrywki, zabrakło im zimnej krwi i opanowania, a więc jednym słowem koszykarskiego doświadczenia.

Gospodarze zostali zmiażdżeni przez Raptors 905 na tablicach, przegrywając zbiórki w rozmiarze 41-66, i co najistotniejsze, pozwalając rywalom aż dwadzieścia dwa razy na ponowienie akcji! To był klucz do kolejnej, trzeciej z rzędu porażki afiliacji C’s, ponieważ w pozostałych wskaźnikach zespołowych było remisowo – MRC rzucali na minimalnie gorszej skuteczności z gry, ale trafili więcej „trójek”, lepiej dzielili się piłką i popełnili mniej błędów. Przez większość pierwszej połowy gospodarze nieudolnie „gonili” wynik i przegrywali różnicą kilkunastu punktów, co było rezultatem wygranego przez gości 17-5 końcowego fragmentu pierwszej kwarty. Podopieczni Scotta Morrisona nie mogli znaleźć recepty na świetnie dysponowany duet Scott Suggs (23 pts, 8 reb, 4 ast) oraz Davion Berry (45 min, 28 pts, 4 reb, 5 ast, 5 stl, 0 TO), który zapewnił drużynie powiązanej z Toronto Raptors spokojną, dwunastopunktową przewagę po dwóch odsłonach.

Trudno przewidzieć, co Morrison powiedział swoim koszykarzom w szatni, jednak efekty były porażająco dobre. W trzeciej kwarcie Red Claws grali znakomity basket, co miało oczywiście odzwierciedlenie w statystykach – 66,5% FG, 44,4% 3FG, 9 reb, 8 ast, 2 stl, 0 TO – które ostatecznie zaowocowały wyraźną wygraną 39-16. Śmiem twierdzić, że była to najlepsza kwarta w wykonaniu naszej afiliacji od lutowego weekendu gwiazd D-League. Błyskawiczne runy 18-1 na otwarcie 3Q oraz 10-0 na jej zakończenie, pozwoliły gospodarzom odzyskać prowadzenie i wejść w finałową rozgrywkę z bezpiecznym +11. Wydawało się, że Maine Red Claws są „w gazie” i nie pozwolą sobie odebrać wygranej. Niestety, przedmiotowa teza straciła ważność, kiedy na zegarze pozostało 3:45 do zakończenia meczu. Wówczas w drużynie MRC nastąpił niewytłumaczalny zastój i od stanu 105-96 nie rzuciła już punktów. Żadna z sześciu akcji, które podopieczni Morrisona rozegrali w tym fragmencie, nie zakończyła się powiększeniem dorobku z uwagi na rozregulowane celowniki – jump shoty Leviego Randolpha (25 pts, 9 reb, 3 stl), Marcusa Thorntona (19 pts, 8/16 FG, 4 reb, 5 ast) i Coreya Waldena (11 pts, 4/11 FG, 5 reb, 5 ast, 3 stl) były niecelne, oraz niefrasobliwość w rozegraniu przygotowanych zagrywek – straty popełnili Randolph, Thornton i Malcolm Miller (19 pts, 7/13 FG, 10 reb). Przyjezdni wykorzystali swoją szansę, doprowadzili do remisu, a w dodatku mieli szanse na zwycięstwo w regulaminowym czasie gry, jednak Berry szczęśliwie dla miejscowych spudłował rzut oddany równo z końcową syreną.

W dogrywce nic się nie zmieniło. Koszykarzom Maine nadal drżały ręce i łomotały serducha na czystych pozycjach. W konsekwencji, po wielkich emocjach kolejna porażka stała się faktem i przy dobrej formie Westchester Knicks, „w oczy coraz bardziej zagląda” Red Claws rywalizacja z rewelacyjną afiliacją Miami Heat – Sioux Falls Skyforce już w półfinałowej serii na wschodzie. Do końca regular season pozostały cztery spotkania, w tym aż trzy niezwykle trudne na wyjeździe kolejno z Rio Grande Valley Vipers, Austin Spurs i wspomnianymi Knicks. Tym bardziej można odczuwać ogromny niedosyt, że wczoraj nie udało się wyrwać wygranej niżej notowanym Dinozaurom.

Przed Red Claws wymagające spotkanie wyjazdowe z Rio Grande Valley Vipers, które zajmuje obecnie czwarte miejsce w tabeli Western Conferance. Początek tego pojedynku o godzinie 1:00 w nocy z środy na czwartek czasu polskiego. Standardowo transmisja będzie dostępna na oficjalnym kanale D-League na YouTube.