Cavs wygrywają w Cleveland

Boston Celtics nie dali rady Cleveland Cavaliers, którzy z pomocą sędziów łatwo tym razem wygrali, pokonując Bostończyków wynikiem 120-103. Oczywiście, w wielu aspektach to sami Celtics są sobie winni, bo na przykład słabo trafiali z rzutów wolnych czy też raz jeszcze w starciu z Cavaliers mieli problemy z porządnym zastawianiem swojej tablicy, ale dziwne/złe/stronnicze decyzje sędziów też odcisnęły swoje piętno. Isaiah Thomas zagrał na 27 punktów i kolejny już mecz bez ani jednej straty (trzeci z rzędu). Celtics będą mieli teraz sporo odpoczynku, bo w ciągu następnych dziewięciu dni rozegrają tylko dwa spotkania, oba u siebie – w środę z Memphis Grizzlies, a w piątek z Houston Rockets.

BOXSCORE

Celtics wystartowali znakomicie, Isaiah Thomas świetnie wykorzystywał Kyrie Irvinga, a reszta zespołu po prostu celnie trafiała i w pewnym momencie Bostończycy prowadzili nawet 18 punktami. 5/6 zza łuku w pierwszej kwarcie, 15/25 ogółem i bardzo dobry wynik (35-22), póki jednak na parkiet nie weszła słaba w tym meczu bostońska ławka. Coraz lepiej też zaczęli spisywać się w obronie Cavs, którzy wykorzystali przeciwko Celtom ich własną broń i z czternastu strat zdobyli 27 punktów. A w ataku w końcu zaczęli podawać.

W pierwszej kwarcie brakowało bowiem Cavs ruchu, brakowało dobrych pozycji i wynikało to przede wszystkim ze stania i patrzenia. Dopiero od drugiej kwarty było dzielenie się piłką, którego z kolei zabrakło potem Bostończykom – a raczej to dzielenie było, ale gospodarze łatwo grę Celtów czytali. To wszystko poskutkowało ledwie 17 asystami po stronie Celtics, co jest wyrównaniem najgorszego w tym sezonie wyniku. W pierwszej kwarcie trafili 15 rzutów, w pozostałe 36 minut tych trafień było zaledwie o siedem więcej.

Faule technniczne dostali Marcus Smart oraz Jared Sullinger (niezłe 17 punktów i 13 zbiórek), ale naprawdę mogli się frustrować. Po meczu Sully przyznał, że powinni na to bardziej uważać i mieć to pod kontrolą, ale jeśli oglądanie meczów przeciwko Cavaliers drużynom LeBrona jest tak frusrującym doświadczeniem to co dopiero granie w nich. Warto jeszcze wspomnieć, że tym razem nie Tristan Thompson, ale Iman Shumpert poskakał Celtom pod ich własnym koszem i zaliczył aż sześć zbiórek ofensywnych (Thompson miał cztery).

Dwa pozytywy z tego meczu: wciąż świetny Isaiah Thomas, który atakuje obręcz mimo Timo Mozgova i robi to znakomcie. W marcu Isaiah notuje średnio 30 punktów i pięć asyst, będąc przy tym bardzo efektywnym. I oby ten trend się utrzymał, bo przed Celtami mecze z trudnymi rywalami (Grizzlies, Thunder czy Raptors), a trzecie miejsce w Konferencji Wschodniej oznacza, że jeśli Bostończycy mieliby raz jeszcze spotkań się w tym sezonie z Cavaliers to byłoby to dopiero w ramach finałów konferencji. Jest więc o co walczyć.

Drugi pozytyw też jest, choć źle się wyraziłem, że z tego meczu. Chodzi raczej o cały sobotni wieczór – otóż Nets zdecydowali się dać odpocząć dwójce swoich starterów i bez Thaddeusa Younga oraz Brooka Lopeza przegrali ważny w kontekście tankathonu mecz. Ze śmieszną pierwszą piątką polegli bowiem w starciu z Minnesota Timberwolves, dzięki czemu zachowali  czwarty najgorszy bilans w lidze i odskoczyli na dwa mecze właśnie Wilkom. Niby nic, ale jednak cieszy – tym bardziej, że nie zawsze da się utrzeć nosa LeBronowi Jamesowi.