Boston Celtics przerywają serię dwóch porażek z rzędu i w domowym meczu przeciwko Chicago Bulls zwyciężają 110-101, odnosząc dopiero czwarte w sezonie zwycięstwo, kiedy rywal rzuca im co najmniej 100 punktów. Nie grał w tym meczu Amir Johnson, który opuścił drużynę z powodów osobistych, a jego miejsce w pierwszej piątce zajął Kelly Olynyk. To jednak nie Kelly, a Jared Sullinger błysnął pod koszem. Sully wypełnił bowiem boxscore, zanotował 12. w sezonie double-double i miał też spory wkład w utrzymanie prowadzenia pod koniec meczu, kiedy Bulls próbowali jeszcze dogonić Celtów. W końcu udane zawody miał też Avery Bradley. Kolejny mecz to ten przełożony, czyli niedzielny pojedynek w Filadelfii.
Celtics zdobyli w pierwszej połowie aż 64 punkty, co jest ich najlepszym w tym sezonie wynikiem. Od samego początku świetnie dzielili się piłką, a do tego pokazali swoją firmową obronę, mając w drugiej kwarcie przechwyt za przechwytem i robiąc wtedy run 15-2, dzięki któremu do przerwy prowadzili 15 punktami. To była ta bostońska defensywa, którą znamy z początku sezonu – aktywna, pomagająca, będąca we właściwym miejscu i czasie. Dobry start miał Avery Bradley, który już w pierwszej kwarcie miał na koncie 11 punktów.
Gospodarze prowadzili nawet 77-61, ale Bulls postanowili odpowiedzieć grą niskim ustawieniem i grając z jednym podkoszowym zdołali prawie odrobić straty. Najpierw w trzeciej kwarcie zarówno Aaron Brooks, jak i Derrick Rose (16 oczek tylko w trzeciej odsłonie) robili, co chcieli, wykorzystując pasywność przy pick-and-rollach Jareda Sullingera oraz zardzewiałego Tylera Zellera. Bulls grali do kosza, C’s nie wiedzieli chyba jak na to zareagować. Dobrze, że trochę energii po drugiej stronie parkietu wniósł jednak Zeller.
W końcówce Celtom udało się w końcu dobrze wykorzystać Isaiaha Thomasa (22 punkty), ale bardzo dobrą akcję miał też Avery Bradley, kiedy to Brooks odcinał filigranowego rozgrywającego od dojścia do piłki. Bradley wziął więc sprawy w swoje ręce i trafił z półdystansu po niesamowitym jak na niego crossoverze, którego ofiarą padł Derrick Rose. To był dopiero czwarty raz w tym sezonie, kiedy Bradley zrobił co najmniej 10 kozłów przed oddaniem rzutu. I po raz pierwszy od 20 grudnia Bradley przekroczył ostatecznie granicę 20 zdobytych punktów.
Swoje zrobił też Thomas, który w końcu uwolnił się od Brooksa i zdołał przejechać się po obronie Bulls, kiedy to najpierw wjechał pod kosz i zakończył akcję akrobatycznym finiszem, a potem w świetnym dwójkowym zagraniu z Sullingerem zapewnił swojemu wyższemu koledze bardzo łatwą pozycję do zdobycia punktów. Sully był zresztą w tym meczu bardzo dobry (18 punktów, 12 zbiórek, pięć asyst, trzy przechwyty), ale warto napiętnować go za tę jedną trójkę. I pochwalić, że częściej decyduje się na “swój” rzut z dalszego mid-range.
Celtics basketball, czyli 26 asyst, 14 przechwytów i 26 punktów po 20 stratach Bulls. Nie wiem, w co próbuje grać Fred Hoiberg, ale 11 asyst przy 38 trafieniach nie wygląda najlepiej. Celtowie oddali jednak aż 54 punkty w paint, przegrywając też walkę na tablicach. Cichy tym razem Jae Crowder, solidny jak zawsze ostatnio Kelly Olynyk. Dobre wsparcie z ławki dali Jonas Jerebko, Evan Turner, Marcus Smart oraz wspomniany już Zeller. Pytanie tylko, czemu Turner rzucał zza łuku dwa razy, a Smart popełnił ten błąd aż pięciokrotnie.