Gino Time dla Garnetta

Udało się. Kevin Garnett nie zagrał i była to dziwna decyzja, bo przecież mógł wyjść chociaż na parę minut, jednak koniec końców Celtowie rozbili Minnesota Timberwolves wynikiem 113-99 i KG mógł chyba po raz ostatni zasalutować swojemu ulubionemu Gino. To było idealnie zakończenie tej historii, jeśli oczywiście jest to naprawdę ostatni sezon Garnetta w NBA, ale wszystko zdaje się na to wskazywać. 39-latek nie zagrał, bo nie gra w meczach back-to-back, ale w niedzielę spędził na parkiecie tylko 10 minut i chyba mógłby wyjść chociaż na chwilę. Cóż, zamiast KG była bardzo dobra gra Celtów i sporo niskich ustawień w obliczu wymuszonej absencji Amira Johnsona oraz Jareda Sullingera.

BOXSCORE

C’s trafili osiem trójek w pierwszej połowie, trafiali nawet Jonas Jerebko, James Young czy R.J. Hunter z prawie połowy i w trzeciej kwarcie zrobił się z tego blowout, kiedy C’s podkręcili nieco tempo i pozwolili Wolves na zdobycie ledwie 19 oczek, podczas gdy sami wpakowali 32 punkty. Celtowie wyszli z Olynykiem oraz Lee w pierwszej piątce, ale naprawdę sporo w tym meczu było small-ballu, który raz jeszcze przyniósł bardzo dobre efekty bostońskiej drużynie – tym bardziej ze świetnie prowadzącym grę playmakerem Isaiahem.

Celtowie już w pierwszej kwarcie wyszli na 10-punktowe prowadzenie i tylko umiejętność dostawania się na linię rzutów wolnych oraz siła podkoszowych sprawiała, że Wolves dość długo się w tym meczu trzymali. Do przerwy było 60-53, a świetne zawody rozgrywał Kelly Olynyk, choć akurat w obronie momentami szkolił go nie kto inny jak Gorgui Dieng. Spore problemy sprawiał też Celtom ten perspektywiczny Karl-Anthony Towns, który koniec końców miał 25 punktów, 16 zbiórek oraz 3 bloki. Zach LaVine jest naprawdę super-atletyczny.

W pojedynku Olynyk – Towns na wrażenia artystyczne górą Kanadyjczyk:

Słabo spisywał się krajan Olynyka aka Andrew Wiggins, który tak w zasadzie dopiero w garbage-time miał kilka udanych akcji i ostatecznie był najlepszym strzelcem spotkania z 26 oczkami. Bardzo dobry mecz Jae Crowder i kolejne jego double-double, aż 12 asyst, cztery przechwyty i tylko osiem punktów z dziewięciu rzutów Thomasa oraz świetna gra z ławki Jonasa Jerebko, który w końcu się odblokował na 12 punktów (w tym trzy na trzy za trzy!), siedem zbiórek oraz trzy asysty (dwie po świetnych akcjach ze ścinającym R.J. Hunterem).

Celtowie w zasadzie przez cały mecz rzucali ze znakomitą skutecznością, ostatecznie wyniosła ona prawie 52 procent (46/89) i był to głównie efekt słabej obrony Wolves, ale też bardzo dobrego ruchu piłki: Thomas oraz Evan Turner złożyli się wspólnie na 22 z 34 asyst Celtów. Ci mieli też co prawda aż 16 strat, ale kontrowali mecz na tablicach i w defensywie, pozwalając Wolves na ledwie dwa trafienia zza łuku. Tyler Zeller dał dobrą zmianę z ławki na 14 punktów oraz osiem zbiórek, a Avery Bradley był gorący tylko w pierwszej kwarcie.

W ostatniej odsłonie było już w zasadzie tylko czekanie, bo C’s prowadzili momentami ponad 20 punktami i jasne było, że przy którymś timeoucie będziemy mieli Gino. Doczekaliśmy się, doczekał się tego Kevin Garnett, który przed meczem żartował z Brianem Scalabrine’m, a w trakcie meczu fani głośno skandowali „KG!”. 39-latek wstał z ławki, ożywił się i zasalutował Gino, ale też wszystkim fanom w TD Garden. Był też chyba nawet moment wzruszenia. Kapitalna sprawa, wisienka na torcie legendy Kevina Garnetta w Bostonie.