Thronton odnajduje się w Australii

W poniedziałek mieliśmy okazję zobaczyć, co tam u starego znajomego, czyli Marcusa Thorntona, który gra w tym sezonie – gra całkiem nieźle – w barwach Houston Rockets, a w ubiegłym posłużył Celtom do pozyskania Isaiaha Thomasa. Ale jest przecież jeszcze jeden Marcus Thornton i tak się złożyło, że został on wybrany w tegorocznym drafcie przez Celtics, jednak przy takiej głębi składu został odesłany zagranicę. I tak, młody guard ma już za sobą kilka tygodni w Australii, gdzie reprezentuje barwy Sydney Kings. Początki jak zawsze nie są łatwe, ale zdaje się, że po dość trudnym starcie 22-latek powoli odnajduje się na antypodach, gdzie pomagają mu m.in. dwaj byli zawodnicy NBA.

Przede wszystkim, Thornton znany ze swoich umiejętności strzeleckich (był najlepszym strzelcem swojej uczelni i pobił nawet rekord całkowitej ilości zdobytych punktów), miał początkowo problemy ze skutecznością, trafiając niewiele ponad 31 procent rzutów przy 16 próbach na mecz. Trend ten trwał przez pięć pierwszych meczów, ale w kolejnych czterech Thornton rzucał już lepiej, zdobywając średnio prawie 21 oczek na mecz, wliczając w to spotkanie, w którym 45. numer tegorocznego draftu zdobył rekordowe w sezonie 29 punktów.

Jak sam mówi, to efekt tego, czy rzuca ze „swoich” miejsc na parkiecie i czuje się komfortowo. Thornton jest pewien, że z biegiem sezonu będzie czuł się coraz lepiej i dzięki temu rozwijać będzie swoją grę. A pomagać mogą m.in. Al Harrington czy Josh Childress, czyli zawodnicy z doświadczeniem w NBA, którzy są dla młodego Thorntona niejako weteranami na starcie jego przygody z profesjonalną koszykówką. Niestety jednak Childress – najważniejszy zawodnik Kings – ma ostatnio problemy zdrowotne i nie gra zbyt często.

To powoduje, że ekipa z Sydney ma po 10 meczach słaby bilans 3-7, co Thornton tłumaczy przede wszystkim sporą ilością nowych twarzy w zespole i dogrywaniem się drużyny. Jak sam przyznał, fakt że w szatni są tacy zawodnicy jak Harrington czy Childress to dla niego świetna sprawa. 22-latek stara się też być na bieżąco z tym, co dzieje się w Bostonie i choć nie jest mu łatwo oglądać mecze (tym bardziej z powodu różnicy czasowej między USA a Australią), to jednak robi, co w swojej mocy, aby śledzić poczynania bostońskiego klubu.